REKLAMA

Bitcoin do lamusa, rewolucja odwołana

Bitcoin kosztuje w tej chwili nieco ponad 50 tysięcy dolarów. Jest o blisko 25 proc. poniżej rekordu, który ustanowił 14 kwietnia na poziomie 64778 dolarów. Mamy więc za sobą pierwszą miesięcznicę tego wydarzenia.

Bitcoin do lamusa, rewolucja odwołana
REKLAMA

Takie obchody w przypadku bitcoina ostatnio nie zdarzały się często, bo kolejne rekordy były bite znacznie częściej niż raz na miesiąc. Tymczasem mniej więcej od miesiąca właśnie kurs bitcoina już nie rośnie.

REKLAMA
 class="wp-image-1433632"
Źródło: Investing.com

Można podejrzewać, że przyczyną zastoju na rynku największej kryptowaluty jest szybki wzrost popularności innych kryptowalut z ethereum i dogecoinem na czele. Udział bitcoina w całym rynku kryptowalutowym spadł z ponad 70 proc. w styczniu do około 40 proc. obecnie. Na dogecoinie można było w tym roku zarobić kilkadziesiąt razy więcej niż na bitcoinie.

Nie wiem, czy to zaskakujące zjawisko dla ludzi, którzy siedzą w rynku kryptowalut dłużej i głębiej niż przeciętny obywatel, ale wydaje mi się, że może być to dość zaskakujące dla tych, którzy z zapałem budowali wokół bitcoina – moim zdaniem – dość męczącą narrację o tym, że zwiastuje on rewolucje w systemach monetarnych, że obali dolara i nastaną czasy tak zwanego pieniądza zdecentralizowanego, którego nie mogą kontrolować politycy (którzy oczywiście są źli) ani państwowe banki centralne (które też są złe albo może nawet jeszcze gorsze).

Te nowe gwiazdy na rynku nie mają doczepionej takiej opowieści. W ogóle mniej się o nich mówi, może za wyjątkiem dogecoina, który z kolei wygląda jak zjawisko satyryczne, czyli jeden wielki wygłup. W tym kontekście jest to przeciwieństwo niezwykle poważnego i mającego globalną misję do spełnienia bitcoina. Nie przeszkadza mu jednak w tym, żeby zyskiwać na wartości szybciej niż bitcoin.

Można odnieść wrażenie, że to poczucie misji i chęć niszczenia zastanego porządku na rynkach finansowych jest bardzo ważne w przypadku kryptowalut. Fanem tych wynalazków zapewne najłatwiej zostać wtedy, kiedy ten bieżący porządek uważa się za nieprawidłowy i skazany na upadek, który nadejdzie prędzej czy później. W czasach rozwiniętych mediów społecznościowych, kiedy zwolennicy czy też po prostu inwestorzy obecni na tym samym rynku mogą rozmawiać ze sobą na listach dyskusyjnych takie tworzenie „narracji” właśnie na przykład wokół bitcoina jest dość proste.

Moim zdaniem bitcoin może mieć z tym w przyszłości problem, ponieważ pojawiły się zjawiska, które mu dotychczasowy rewolucyjny wizerunek niszczą. Jedno z nich to wspomniany dogecoin, który dziś jest po prostu bardziej rokendrolowy, bardziej niezrozumiały dla mainstreamu, a więc wywołujący większe zamieszanie, przez co jest bardziej rewolucyjny właśnie. Jako kontynuacja fenomenu „spółek memowych” sprzed kilku miesięcy wygląda trochę jak nowa, cwańsza odmiana ruchu „Occupy Wall Street” sprzed dziesięciu lat. Wtedy ci, którzy nie lubią Wall Street, bogatych bankierów i ich jeszcze bogatszych klientów protestowali na ulicy, co było malownicze, ale nieco bezsensowne i zakończyło się niczym. Dziś Wall Street zamiast okupować można rozsadzić od środka, wprowadzając chaos na rynku za pomocą właśnie spółek memowych czy dogecoina. Tym razem wzrost zmienności na rynkach giełdowych związany z pojawieniem się nowych, młodych, niedoświadczonych, ale ambitnych i chyba dość często nieco szalonych inwestorów, robi różnicę i stanowi dla rynku realny kłopot. To jest czynnik, który profesjonalne fundusze obecne na rynkach od lat muszą brać pod uwagę.

Osobiście nie uważam, żeby Wall Street i obecny system zasługiwał na zniszczenie, bo zrodziłoby to bardzo dużo problemów, także dla zwykłych ludzi. Ale patrząc z boku, łatwo dostrzec, że tym razem, w przeciwieństwie do Occupy Wall Street faktycznie wygląda to trochę jak rewolucja. Tyle że bitcoin nie jest jej częścią. I to jest drugi jego problem.

Bitcoin dla miliarderów jak akcje GE i Coca-Coli

Najsłynniejsza kryptowaluta świata od paru już lat zyskuje na wartości głównie wtedy, kiedy pojawiają się kolejne sygnały o tym, że mainstream zaczyna ją akceptować, dostosowywać się do niej. Paypal wprowadza możliwość płacenia bitcoinem w sieci, giełda towarowa w Chicago wprowadza kontrakty terminowe na bitcoina, powstają fundusze inwestujące wyłącznie w ten instrument i tak dalej i tak dalej. W ostatnich tygodniach pojawiły się komunikaty o tym, że największe banki inwestycyjne świata pracują nad sposobami, dzięki którym mogłyby zaoferować najbogatszym klientom w ramach private bankingu możliwość inwestowania w bitcoina, ponieważ – uwaga – domagają się tego ci klienci.

Tak więc dziś bitcoin staje się powoli instrumentem całkowicie akceptowanym przez miliarderów, jest zapewne tematem rozmów na polach golfowych odizolowanych od świata kordonem ochroniarzy. Przytulają go ci, którym miał dopiec (przynajmniej w wyobraźni niektórych z jego wielbicieli). Jednym słowem wygląda na to, że bitcoin zdziadział. Nie ma już w sobie nic z rewolucji. Za chwilę zapewne dojdzie do sytuacji, w której przed większymi spadkami wartości na rynku będzie go bronić Goldman Sachs, Credit Suisse i inni, bo są oni już zaangażowani kapitałowo na tym rynku. Mamy nieoczekiwaną zmianę miejsc. Kupowanie bitcoina będzie niedługo niczym kupowanie akcji General Electric albo Coca-Coli. Z części rewolucji stanie się częścią establishmentu, z którym ponoć miał walczyć. Jeśli porównać go do Metalliki, swoje „Kill’em All” ma już dawno za sobą i obecnie wchodzi w etap nagrywania albumów z orkiestrą symfoniczną.

I jeszcze ten zielony skręt Elona Muska

A do tego wszystkiego właśnie pojawiło się kolejne zagrożenie. Za sprawą Elona Muska głośniejszy robi się temat zależności pomiędzy kryptowalutami a zmianami klimatycznymi. Musk chyba zorientował się w końcu, że ktoś kto sprzedaje samochody elektryczne, które pomagają ratować świat przed globalnym ociepleniem, nie powinien jednocześnie inwestować w instrumenty, które powstają przy niezwykle wysokim wykorzystaniu energii elektrycznej, często w rejonach świata, gdzie energię produkuje się z węgla.

Trend proekologiczny, walki ze zmianami klimatycznymi jest dziś w świecie zachodnim niesamowicie silny. Żadna korporacja, żadna marka nie zaryzykuje, by komukolwiek przyszło do głowy, że ma ona coś przeciwko i reprezentuje inne postawy. Lekceważenie spraw związanych z klimatem może dziś na lata zniszczyć wizerunek, a przez to cały biznes danej spółki. Temu nie jest w stanie się przeciwstawić ani Goldman Sachs ani inni najpotężniejsi inwestorzy finansowi. Zresztą większość z nich walkę ze zmianami klimatycznymi popiera i finansuje. Ci, którzy nie popierają, siedzą cicho. Jeśli za sprawą Elona Muska do bitcoina przylgnie łatka czegoś, co przyczynia się do niszczenia klimatu na planecie, wtedy jego kariera może natrafić na niespotykane dotąd kłopoty. Wtedy nie tylko przestanie być fajny, a wręcz stanie się bardzo niefajny. Taki proces byłby oczywiście rozciągnięty w czasie, siłą rzeczy musiałby też dotyczyć innych kryptowalut, które powstają w ten sam sposób, ale moim zdaniem ten scenariusz staje się właśnie wykonalny.

REKLAMA

Jeśli tak się stanie, wtedy bitcoin nie zrobi już większej kariery od tej, którą zrobił do tej pory. Nie obali żadnego systemu. Pozostanie spekulacyjną ciekawostką, coraz mniej ekscytującą.

Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA