Apple nie tylko obniża ceny iPhone’ów w Chinach, ale zwróci różnicę klientom, którzy już je kupili
Narzekania klientów na drożyznę nie przemówiły Apple'owi do rozsądku. Twarde dane finansowe, jak najbardziej. Smartfony z nadgryzionym jabłkiem na plecach sprzedają się w Chinach słabo i Tim Cook zadecydował, że trzeba nieco zejść z cen.
Chiny stanęły Apple'owi kością w gardle. Już na początku tego roku Tim Cook mówił, że iPhone’y sprzedają się w Państwie Środka zdecydowanie poniżej oczekiwań. A, że tamtejszy rynek generuje 20 proc. sprzedaży, sytuacji nie dało się zbagatelizować.
Reakcje widzimy już teraz. Amerykański potentat uznał, że trzeba nieco obniżyć ceny iPhone’a XS, iPhone’a XR, iPhone’a 8 i iPhone’a 7. Modele potanieją od 44 do 75 dol., czyli o jakieś 6 punktów procentowych – donosi CNBC (decyzję ułatwiło z pewnością obniżenie stawki VAT o 3 p. p.). Taniej będzie można też nabyć komputery Mac, iPady i AirPodsy. Co ciekawe, oferta będzie działać wstecz. Klienci, którzy zdecydowali się na zakup w ciągu ostatnich 14 dni mogą zgłaszać się do sklepu, by odzyskać część pieniędzy. Wypada więc teraz zapytać: „co poszło nie tak”?
W Chinach dużo większym zainteresowaniem cieszą się rodzimi producenci.
Palmę pierwszeństwa dzierży Huawei, który ma 28 proc. udziału w rynku. Dalej mamy Oppo (20 proc.), Vivo (19 proc.) i dopiero na czwartym miejscu Apple z 12 proc. udziałem.
Eksperci od pewnego czasu wytykali Cookowi, że ceny jego smartfonów są zbyt wysokie. To, co może jeszcze ujść w Stanach Zjednoczonych albo w Europie, w Indiach albo Chinach okazuje się już nie do przyjęcia.
Inna sprawa, że w globalnym ujęciu sprzedaż iPhone'ów również nie prezentuje się najlepiej. W ubiegłym roku Amerykanie zaliczyli 4 proc. regres w liczbie sprzedanych telefonów. I choć zajęli drugie miejsce na świecie, okresowo dali się ogrywać Huawei, który akurat 2018 może zaliczyć do wyjątkowo udanych (34 proc. do przodu).
Przez pewien czas Apple mógł się bronić, że choć nie sprzedaje najwięcej, to wysoka marża wciąż zapewnia mu ogromne zyski. Tak się dzieje jednak tylko do pewnego momentu. Prognozy na zakończony właśnie kwartał 2019 r. wskazywały, że przychody spadną aż o 9 proc. I to, zdaniem Tima Cooka, właśnie przez te nieszczęsne Chiny.
Apple nie może się jednocześnie bronić zakazem sprzedaży niektórych telefonów w Państwie Środka. Rozwiązania softwarowe oprotestowane przez Qualcomma jako plagiat tyczą się bowiem tylko iOS-a 11 i jeszcze starszych systemów. A Amerykanie podali już do publicznej wiadomości, że w Chinach sprzedają już tylko telefony z najnowszym oprogramowaniem.
Dlatego Apple wziął sobie do serca uwagi o konieczności obniżenia cen iPhone’ów.
Na prestiżu i sprzedaży „produktów premium” można się przejechać. Samsung wziął to sobie nieco do serca i ostatnią serię swoich flagowców zaczął od Galaxy S10e za 3300 zł, co cenowo plasuje go w pobliżu nowego Huawei P30. I jednocześnie odczuwalnie poniżej iPhone’a XR, który kosztuje 3729 zł.
Można się oczywiście śmiać z Huaweia, że trochę nazbyt pospiesznie ogłosił się królem sprzedaży smartfonów w styczniu 2019 r. Prawda jest jednak taka, że dzisiaj chiński producent zaczyna wyznaczać pewien rynkowy standard. Przynajmniej jeśli chodzi o określenie stosunku miedzy jakością i ceną.