Z tymi zakupami alkoholu przez internet to jest niezły bajzel - ustawa regulującą sprawy alkoholowe jest z lat 80. i nie nadąża za światem, ale dotąd żadna władza nie odważyła się ruszyć tego problemu. Aż tu nagle bez uprzedzenia zabiera się za to Ministerstwo Rolnictwa, żebyście mogli kupować na przykład wina od lokalnych producentów. Tylko że jednocześnie Ministerstwo Zdrowia się wyraźnie na to krzywi. Fot. LN team / Shutterstock.com
To jest tak, że w Unii Europejskiej handel alkoholem przez internet jest dozwolony, a w Polsce to właściwie nie wiadomo, jak jest. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości pochodzi z lat 80. i trudno, żeby mówiła cokolwiek na temat handlu w internecie.
Alkohol przez internet. MZ: zakazane. NSA: dozwolone
I jakoś tak się przyjęło, że w Polsce alkoholu sprzedawać jednak niby nie można. Zakazu jednak przecież wprost nie ma, więc są sprzedawcy, którzy handlują, większość natomiast się boi i czeka na odpowiednie przepisy.
Tylko tych przepisów nie ma, więc ci, którzy się jednak nie boją, najwyraźniej są górą. W 2022 r. bowiem Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że skoro to nie jest zakazane, bo w ustawie z lat 80. nic na temat handlu przez internet nie ma, to jest dozwolone.
I co? I politycy nadal woleli trzymać się z daleka, niech będzie, jak jest i lepiej tego nie ruszać. Aż na odwagę zebrało się w końcu Ministerstwo Rolnictwa, które według informacji „Rzeczpospolitej” widzi w końcu potrzebę zmian.
Tę widoczność poprawił najwyraźniej apel producentów win, a konkretnie Polskiej Rady Winiarskiej, Polskiego Klastra Enoturystycznego i Wielkopolskiego Stowarzyszenia Winiarzy, którzy łącznie reprezentują blisko 60 polskich winnic.
Więcej o alkoholu przeczytasz na Spider’s Web:
Odważny albo bogaty i tak robi co chce
Tylko że chęć Ministerstwa Rolnictwa nie idzie w parze z chęcią Ministerstwa Zdrowia. To drugie mówi raczej o ograniczaniu dostępności alkoholu w Polsce, a nie zwiększaniu, podkreślając, że to jeden z trzech najskuteczniejszych sposobów walki z nadużywaniem alkoholu. I racja, tylko czym innym jest konsumpcja małpki kupionej rano po drodze na autobus do pracy, a czym innym jakościowego wina kupionego w lokalnej małej winnicy, odkrytej być może podczas wakacji. Alkohol zamówiony przez internet dotrze do konsumenta nie wcześniej niż po 24 godzinach od zamówienia - ktoś z problemem alkoholowym tyle nie wytrzyma.
Nie, żebym broniła większej dostępności alkoholu, powinna być mniejsza. Ale jeśli politycy nie mają odwagi wypowiedzieć wojny alkoholowi na stacjach benzynowych czy w ogóle sprzedaży pojemności „małpkowych”, które z natury są spożywane patologicznie, to tym bardziej bezsensu jest kładzenie kłód pod nogi lokalnym producentom jakościowych trunków.
Szczególnie że oni jako słabsi, bo mniejsi, po prostu przegrywają z gigantami, którzy i tak robią sobie, co chcą. Wiecie, że Carrefour czy Auchan i tak sprzedają alkohol online? I co? I nic.
Nie oni jedni, branża mówi, że większe kapitałowo podmioty po prostu wliczają sobie w koszty działalności ewentualne kary za sprzedaż alkoholu przez internet.
I tak to się kręci, a każdy odwraca głowę. Ministerstwo Zdrowia odwraca ją nawet od decyzji NSA z 2022 r. utrzymując niezmiennie, że sprzedaż alkoholu przez internet w Polsce jest zakazana. Pewnie dlatego nie ma ochoty zająć się przynajmniej przepisami, by nałożyć na kurierów obowiązek weryfikacji wieku odbiorcy takiej przesyłki z alkoholem. No bo przecież takie przesyłki są zakazane, to pewnie ich nie ma, więc nie ma czego regulować.