Informacja, ze Wizzar sprzedaje bilety na połączenia do Rosji sprawiła, ze internet momentalnie zapłonął. Zamieszanie trwało kilkanaście godzin. W piątek po południu biuro prasowe przewoźnika poinformowało, że loty zostały anulowane.
Węgierski lowcost wprawdzie zawiesił loty do Rosji, ale w jego systemie rezerwacyjnym można było kupić bilety na przyszłe miesiące. Kilka godzin po publikacji naszego tekstu biuro prasowe Wizzair poinformowało Bizblog.pl, że połączenia do Rosji zostaną anulowane. Rzeczywiście. Sprawdziliśmy - na stronie przewoźnika nie da się aktualnie kupić biletów do Moskwy i Sankt Petersburga na sezon wakacyjny.
Wizz Air stale monitoruje rynek, aby na bieżąco dokonywać oceny sytuacji. W związku z tym, zostaną anulowane wszystkie loty do/z Rosji w sezonie letnim (do 30 października) oraz wszystkie loty do/z Ukrainy zaplanowane do końca czerwca. Połączenia są usuwane z systemu rezerwacji. Wszelkie kolejne zmiany będą ogłoszone w odpowiednim czasie
- czytamy w komunikacie przesłanym redakcji Bizblog.pl
ORYGINALNA TREŚĆ ARTYKUŁU:
Ukraińskie media i profile na Twitterze grzmią od wczoraj, że Wizzair wznowił sprzedaż biletów do Rosji. Sprawdziliśmy. Rzeczywiście, na stronie przewoźnika można bez zarezerwować sobie lot z Budapesztu do Moskwy i Sankt Petersburga.
Z Wizzairem do Rosji
Przykład pierwszy z brzegu. Po wklepywaniu obu miast w wyszukiwarkę system automatycznie pokazuje pierwszy możliwy termin wylotu. Jest nim piątek trzeciego czerwca. Połączenie jest oznaczone niebieskim znacznikiem co oznacza, że bilet kupimy w promocyjnej cenie – przeceniony z 15290 forintów na 12870 forintów (162 zł).
Tak tanio będzie jednak wyłącznie przed sezonem wakacyjnym. W lipcu promocji już nie będzie i za rejs w jedną stronę trzeba będzie zapłacić około 30-40 tys. forintów. (370-500 zł) w jedną stronę.
Bilety do Sankt Peterbsura można natomiast kupić z datą wylotu od 1 czerwca. Także w promocyjnej cenie.
Jeszcze rok temu pasażerowie byliby pewnie wzniebowzięci. Od tego czasu sytuacja geopolityczna nieco się skomplikowała. Po ataku Rosji na Ukrainę firmy zaczęły masowo wycofywać się z działalności na terenie państwa-agresora.
W branży lotniczej sankcje poszły jeszcze dalej. Unia Europejska solidarnie podjęła decyzję o niewpuszczaniu rosyjskich samolotów w swoją przestrzeń powietrzną. Analogiczne zachowały się także niemal wszystkie pozostałe kraje w Europie.
Co w przypadku odwołania lotów?
Rząd Władimira Putina w odwecie zablokował możliwość latania nad Rosją przewoźnikom, z państw, które objęły Rosję sankcjami lotniczymi. W gronie 36 krajów znajdują się także Węgry. Obecnie Wizzar nie ma więc możliwości legalnego przekroczenia granicy. No, chyba że w obstawie rosyjskich myśliwców i żądaniem natychmiastowego lądowania w wyznaczonym porcie lotniczym.
Skąd więc data 1 czerwca? Czy Wizzair przewiduje, że działania wojenne zakończą się w ciągu dwóch miesięcy, a atmosfera zelżeje do tego stopnia, że relacje Rosja-UE zaczną być stopniowo odmrażane? A może rząd Węgier planuje działać na własną rękę i zamierza porozumieć się z Kremlem w sprawie połączeń na linii Moskwa-Budapeszt?
Zasadne wydaje się też pytanie, co stanie się, jeżeli zakaz latania zostanie utrzymany w mocy. Na stronie Wizzaira nie znalazłem żadnych ostrzeżeń na temat wojny i związanych z nią konsekwencji dla Rosji. Przewoźnik tradycyjnie informuje o możliwości wykupienia opcji Wizz Flex, która umożliwia zmianę terminu lotu bez opłat.
Wysłaliśmy pytania do biura prasowego Wizzaira. Próbujemy ustalić trzy kwestie:
- Czy Wizzair ma w związku z tym plany wznowienia tych połączeń, o czym jeszcze nie informował?
- Rosyjski regulator zamknął przestrzeń powietrzną dla linii lotniczych z wszystkich krajów Unii Europejskiej. W jaki sposób Wizzair chce legalnie wlecieć nad terytorium Federacji Rosyjskiej?
- Czy w przypadku odwołania tych połączeń klienci mogą liczyć na zwrot pieniędzy? I czy muszą spełnić ku temu jakieś warunki, np. wykupując opcję Wizz Flex?
Do momentu publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Jakakolwiek by ona nie była, lowcost już wystawił się na potężny wizerunkowy ostrzał. Internauci są wściekli. A o tym, że bojkot konsumencki skutecznie potrafi zszargać dobre imię marki, przekonało się w ostatnim czasie kilka firm z Leroy Merlin na czele.