11 mln ton węgla z Rosji w 2019 r. Polskiego nikt nie chce, zaraz nie będzie gdzie go składować
Produkcja w polskich kopalniach idzie pełną parą, a górnicy dostają premie za wykonanie planu. Niestety polskiego węgla nikt nie chce kupować, bo jest o wiele za drogi. Problem nadmiaru węgla jest tuszowany przez usypywanie gigantycznej hałdy w centralnym magazynie. Rezerwy węglowe to już ponad 14 mln ton, tymczasem z Rosji sprowadziliśmy w całym 2019 roku blisko 11 mln ton tego surowca.
Fot. Kym Farnik/Flickr (CC BY-NC-ND 2.0)
Eurostat właśnie podał dane dotyczące importu węgla z Rosji w grudniu. Polska sprowadziła z tego kraju w ostatni miesiąc roku prawie milion ton „czarnego złota”, często wątpliwej jakości. To oznacza, że w całym 2019 roku import rosyjskiego węgla zamknął się liczbą 10,74 mln ton. Cały import to nieco 16,2 mln t.
To wyraźnie mniej niż w 2018 roku, gdy z Rosji wjechały do Polski wagony wypełnione blisko 13 milionami ton węgla, a cały import wyniósł 18,5 mln t. To wcale jednak nie oznacza, że zyskało na tym polskie górnictwo. Jest wręcz przeciwnie.
Rynek węgla w Polsce kurczy się, a polskie górnictwo coraz bardziej pracuje według wzorców PRL-owskich. Nieważne, czy ktoś chce kupować, nieważne, czy to się opłaca – ważne, by produkować jak najwięcej i wyrabiać plan.
Z danych Agencji Rozwoju Przemysłu i Agencji Rynku Energii wynika, że pod koniec zeszłego roku łączne zapasy węgla w Polsce przekroczyły 14 mln ton. Większość niepotrzebnego węgla składuje się przy elektrowniach i elektrociepłowniach – nie trafia do pieców, bo jest za drogi.
Jak informuje portal WysokieNapiecie.pl, państwowy koncern Polska Grupa Górnicza sprzedaje węgiel (także państwowym) koncernom energetycznym po cenach najwyższych od siedmiu lat. Nic dziwnego, że robią, co mogą, by kupować go jak najmniej.
Bal na polskim węglowym Titanicu trwa
Choć z powodu drożyzny upchnięcie polskiego węgla na krajowym rynku jest dla spółek węglowych coraz trudniejszym zadaniem, produkcja w PGG idzie jak szalona. Wiele należących do PGG kopalń wyrobiło plan wydobycia, dlatego państwowa spółka właśnie wypłaciła górnikom 389 mln zł „czternastek”.
Górnicy i tak nie są zadowoleni – w poniedziałek podjęli strajk ostrzegawczy we wszystkich kopalniach Polskiej Grupy Górniczej, wstrzymując produkcję na 2 godziny. Żądają 12-procentowych podwyżek i grożą manifestacją w Warszawie w ostatni dzień lutego.
PGG nie jest w tak doskonałej sytuacji finansowej, że może pozwolić sobie na taką ekstrawagancję. Zacznijmy od tego, że spółka wciąż istnieje tylko dlatego, że do zainwestowania w nią zostały zmuszone cztery państwowe koncerny energetyczne: PGE, Energa, Enea i Tauron. To oczywiście nie była najlepsza inwestycja – cała czwórka odpisała z tego tytułu w 2019 r. łącznie 469 mln zł. Odpisała, czyli wyrzuciła w błoto rozmokły miał węglowy.
Rząd mógłby zmusić polskie elektrownie i elektrociepłownie do kupowania drogiego polskiego węgla, ale efektem byłby gwałtowny wzrost cen energii elektrycznej i cieplnej. W sytuacji, gdy ceny energii idą ostro w górę, nie może sobie na to pozwolić.
Nasz drogi polski węgiel
A może polski węgiel powinien być sprzedawany za granicę jak dawniej? Eksport byłby możliwy, ale pod warunkiem, że państwo dopłacałoby około 100 zł do każdej tony tego surowca.
Jak pisze WysokieNapiecie.pl, „w grudniu ceny węgla dla polskiego górnictwa sięgały 265 zł za tonę, podczas gdy importowany węgiel o tej samej kaloryczności można było kupić w portach bałtyckich za mniej niż 170 zł za tonę”.
Produkcja węgla w polskich kopalniach nie ustaje, eksport nie istnieje, a państwowe i samorządowi odbiorcy starają się omijać polskie „czarne złoto”, jak mogą. Co dzieje się z narastającym z dnia na dzień nadmiarem polskiego węgla? Trafia na centralny magazyn w Ostrowie Wielkopolskim. Czy rząd ma jakiś plan poza odsuwaniem całego problemu w czasie? Niestety nic na to nie wskazuje.