REKLAMA

Zachód pracuje nad opcją atomową. Jak ją odpali, Putin się nie pozbiera, nawet Chińczycy mu nie pomogą

Z węgla zrezygnować możemy bez problemu. Z gazu - też, ale najlepiej dopiero pod koniec roku. Z ropą byłby problem. „Krótkoterminowe odejście od ropy jest niemożliwe bez wywołania dużego szoku gospodarczego i społecznego - uważa Forum Energii. I rekomenduje: czas przygotować plan limitowania zakupów paliw, gazu, węgla, żeby w razie czego zapobiec chaosowi. A w tym czasie premier Morawiecki apeluje do szefowej Komisji Europejskiej o unijne embargo na rosyjski węgiel, ropę i gaz. To się naprawdę dzieje.

gospodarka-Rosji-rating-Putin
REKLAMA

Nie odbiło mi, że uważam, że Polska może obrazić się z dnia na dzień na ropę czy gaz Putina. Ani nie straszę. Ale odcięci od tych surowców możemy zostać nawet niekoniecznie z własnej woli. Bo drogi do takiego scenariusza są co najmniej cztery.

REKLAMA

Po pierwsze, surowce energetyczne mogą stać się na rynkach tak drogie, że trzeba będzie ograniczać ich wykorzystanie i zakupy za granicą.

Po drugie, blokada systemu SWIFT może prędzej czy później utrudnić zakup surowców od Rosji.

Po trzecie, to Putin odetnie Europę od ropy, węgla czy gazu, choć nic na razie na to nie wskazuje i sam strzeliłby sobie w kolano, bo dochody z paliw kopalnych to aż jedna trzecia budżetu Rosji i w tej chwili jedyne źródło dewiz.

Po czwarte, cała Unia Europejska będzie na tyle zdeterminowana, że zrezygnuje z importu rosyjskich surowców. A to wcale nie jest takie zupełnie niemożliwe. We wtorek podczas spotkania w Brukseli apelował o to do przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen premier Mateusz Morawiecki. 

Zaapelowałem o to, żeby węgiel rosyjski nie był wwożony, żeby nałożyć embargo na rosyjski węgiel. A w perspektywie kolejnych miesięcy także nie kupować ropy i gazu, bo to jest ten środek, poprzez który Putin jest w stanie finansować machinę wojenną

- powiedział premier.

Spójrzmy więc, czysto hipotetycznie, czy Polska poradziłaby sobie bez nich? Na ile jesteśmy uzależnieni od Rosji? Na to pytanie odpowiada najnowszy raport Forum Energii, który wskazuje, że w ciągu 20 lat Polska zapłaciła za import surowców energetycznych z Rosji ponad 900 mld zł. Oczywiście w ten sposób my też współfinansowaliśmy wydatki militarne Kremla.

I z jednej strony w ostatnich latach byliśmy jednym z krajów Unii Europejskiej, w którym najszybciej rósł import paliw kopalnych. Ale z drugiej strony nasza zależność od Rosji w tym względzie zmniejszała się. I ostatecznie obraz naszego bezpieczeństwa energetycznego nie wygląda najgorzej.

Bez węgla z Rosji - choć tańszy i lepszej jakości niż ten polski - poradzilibyśmy sobie niemal  z dnia na dzień. Całkowite odejście od gazu byłoby możliwe już w ciągu kilku miesięcy - i tu jesteśmy w całkiem niezłej sytuacji, znacznie lepszej niż wiele krajów europejskich. Najsłabiej wygląda sytuacją z ropą naftową.

Węgiel - śpimy na nim

Wszyscy wiemy, że mamy go mnóstwo, a jednak importujemy go z Rosji - bo tańszy i lepszej jakości. Sumarycznie, 80 proc. tego, co zużywamy produkujemy sami, 20 proc. pochodzi z importu. Rosja odpowiada za 75 proc. tego importu, a więc za 15 proc. naszego ogólnego zapotrzebowania. Stosunkowo niewiele.

W elektrowniach do produkcji energii elektrycznej, ciepłowniach i elektrociepłowniach zawodowych używany jest jednak wyłącznie nasz polski węgiel, więc odcięcie się od tego rosyjskiego nie zakłóciłoby ani dostaw prądu ani ciepła w większości mieszkań.

Dodatkowo ciepłownie mają ustawowy obowiązek utrzymywania zapasów na co najmniej 30 dni, a końcówka zimy jest dość ciepła, w dodatku za pasem koniec sezonu grzewczego.

Z rosyjskiego węgla korzystają za to głównie gospodarstwa domowe do ogrzewania oraz małe ciepłownie głównie na wschodzie Polski.

Wyzwaniem będzie więc dopiero kolejna zima, a do niej daleko, jest więc czas, by ubytki w imporcie załatać węglem z innych krajów.

Gaz - trzeba wytrzymać do końca roku. Ropa - to może być szok

Z gazem jest znacznie trudniej. Ale tylko z pozoru. Na własne potrzeby Polska produkuje jedynie 20 proc. zużywanego gazu, a 55 proc. sprowadza z Rosji. Korzysta z niego przede wszystkim przemysł, gospodarstwa domowe oraz ciepłownictwo.

Ale już od jakiegoś czasu rząd przygotowuje się do dywersyfikacji dostaw gazu i jesteśmy całkiem blisko tego, by obyć się bez Rosji. Bo od Gazpromu co roku kupujemy ok. 10 mld m3, a taka właśnie będzie przepustowość gazociągu Baltic Pipe, który połączy nas z Norwegią. Co lepsze, gazociąg ten ma być gotowy już pod koniec 2022 r., wtedy, kiedy wygasa Polsce kontrakt jamalski, a wtedy rosyjski gaz zastąpimy tym norweskim. A więc potrzebna tyko chwila cierpliwości.

Najtrudniej sytuacja wygląda z ropą. Na własne potrzeby Polska produkuje jedynie 3 proc. zużywanej ropy naftowej, zaś 65 proc. swojego zapotrzebowanie pokrywa importem z Rosji właśnie. Na pocieszenie można dodać, że jeszcze w 2000 r. Rosja zapewniała nam aż 93 proc. całego zapotrzebowania na ropę.

Czy można owe 65 proc. szybko czymś zstąpić? Niby nasze rafinerie są już technicznie przystosowane do przerobu surowca innego niż rosyjski. Od kilku lat mamy podpisane kontrakty z innymi dostawcami ropy – Arabią Saudyjską, Stanami Zjednoczonymi i Norwegią. Naftoport w Gdańsku jest przygotowany do dużych odbiorów. Ale problem w tym, że rynek ropy kontroluje kartel OPEC, który w formacie OPEC+, czyli właśnie z Rosją, jest w stanie aktywniej niż kiedyś wywierać presję na ceny - wskazuje Forum Energii.

Co to oznacza? 

Gwałtowne zaprzestanie dostaw paliw będzie szokiem dla europejskiej gospodarki i zagrożeniem dla stabilności dostaw. Krótkoterminowe odejście od ropy jest niemożliwe bez wywołania dużego szoku gospodarczego i społecznego

- pisze w raporcie Forum Energii. 

Ale z podobnym wyzwaniem świat radził już sobie w latach 70-tych XX w.

- dodaje.

Po pierwsze promować odnawialne źródła energii, które likwidują zależność od importu surowców. To nie tylko ratunek przed zależnością od Rosji, ale też w ostatecznym rozrachunku oszczędność. Jak bowiem wylicza Polski Instytut Ekonomiczny, utrzymanie obecnego miksu energetycznego i status quo w sektorze paliwowo-energetycznym kosztowałoby Polskę do 2040 r. 1046 mld zł. Natomiast transformacja w stronę zielonej energii będzie tańsza, bo będzie nas kosztować 890 mld zł.

Może więc zacznijmy od odblokowania rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie?

Po drugie, należy zwiększyć dotacje na pompy ciepła przed kolejnym sezonem grzewczym, co przyniesie szybkie i konkretne rezultaty, bo graniczy zużycie węgla w gospodarstwach domowych.

Po trzecie, należy przygotować polską strategię dla gazu: ukierunkowaną na systemowe limitowanie znaczenia tego surowca w kluczowych sektorach polskiej gospodarki.

I po czwarte - podjąć w końcu decyzję dotyczącą energetyki jądrowej w Polsce.

I jeszcze jedna rekomendacja Forum Energii, która może was trochę przestraszyć: należy przygotować plan limitowania zakupów paliw, gazu, węgla, żeby w razie czego zapobiec chaosowi na rynku paliw.

Prawda, z którą najwyższy czas się zmierzyć jest jednak taka, że niezależnie co się dalej wydarzy, przed nami długie miesiące, a może i lata z bardzo wysokimi cena surowców.

Odcięcie od gazu trzepnie Zachód po kieszeni, ale Putin by się nie pozbierał

Ale spójrzmy jeszcze od drugiej strony. Jak bardzo takie odcięcie się całej Europy czy nawet świata od surowców Putina zabolałoby jego samego?

Według symulacji Instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii najdotkliwsze byłoby odcięcie się od rosyjskiego gazu. PKB Rosji spadłby wówczas niemal o 3 proc., a przypomnę, że Rosja jest czołowym eksporterem tego surowca. Jest też trzecim co do wielkości producentem ropy naftowej na świecie, a więc wstrzymanie importu z Rosji dałoby uszczerbek rzędu 1,2 proc. PKB Rosji.

 class="wp-image-1723735"
Źródło: Statista

Kto straciłby więcej na zerwaniu relacji surowcowych - Rosja czy reszta świata? Tu analitycy instytutu z Kilonii mają dobre wieści. Bo chociaż najbardziej dotkliwe dla Putina wstrzymanie importu gazu w krótkim okresie silnie wpłynęłoby na ceny energii w UE, w dłuższej perspektywie konsekwencje dla świata zachodniego będą minimalne.

REKLAMA

Nasze obliczenia mają charakter przykładowy, ale wyraźnie pokazują, że średnioterminowe konsekwencje gospodarcze embarg handlowych dotknęłyby Rosję znacznie mocniej niż zachodnich sojuszników

– powiedział Hendrik Mahlkow, badacz handlu w IfW Kiel.

Miejmy nadzieję, że jednak nie będziemy testować tego scenariusza znienacka.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA