Ponad 12 tys. zł - nawet tyle może kosztować Polaków chęć przystąpienia do dobrowolnej składki zdrowotnej. Choć obecnie miesięczna składka do ZUS wynosi ponad 500 zł, niektórzy nie mogą jej uiścić na konto zakładu, zanim nie zapłacą kary do NFZ.
fot. Remigiusz Gora / Shutterstock
Nawet dwa miliony Polaków nie ma ubezpieczenia zdrowotnego. I choć polska służba zdrowia daje możliwość, by ubezpieczyli się sami, to musieliby być skończonymi frajerami, aby zgodzić się na warunki stawiane przez NFZ. Nikt o zdrowych zmysłach nie zgodzi się na dobrowolną karę wynoszącą od kilkuset do nawet kilkunastu tysięcy złotych, aby wkupić się w łaski NFZ i pozwolić sobie na luksus państwowej opieki zdrowotnej.
Prawo do świadczeń zdrowotnych ma w Polsce ok. 94 proc. mieszkańców, czyli zgodnie z danymi Narodowego Funduszu Zdrowia na koniec 2021 r., to ponad 35,9 mln osób. Państwową opieką zdrowotną są objęte osoby zatrudnione na umowę o pracę, umowę zlecenie, emeryci i renciści, dzieci do 18. roku życia i studenci do 26. roku życia. W przypadku zatrudnionych płatnik, czyli najczęściej pracodawca, przekazuje należność na konto w ZUS, a ten potem przekazuje pieniądze do NFZ. W tej chwili składek zdrowotnych nie opłaca dwa miliony Polaków, a liczba ta będzie prawdopodobnie nadal rosła.
Powód? Wysokie składki do ZUS dla przedsiębiorców i pracowników, które w przyszłym roku będą jeszcze wyższe. Z prognoz Ministerstwa Finansów wynika, że w 2023 r. przeciętne wynagrodzenie wzrośnie do 6839 zł. Oznacza to rekordową podwyżkę wpłat do ZUS o 187,56 zł dla prowadzących działalność gospodarczą. Takich osób może być w Polsce nawet milion, niestety za sprawą Polskiego Ładu i rosnących kosztów ubezpieczenia zdrowotnego, przedsiębiorcy mogą zechcieć szukać możliwości cięcia kosztów.
Mimo że na zdrowiu podobno się nie oszczędza, niektórzy mogą się skusić na kilkumiesięczne wyłączenie z systemu, lub zrobić to zupełnie nieświadomie. Należą do nich:
- osoby pracujące na umowy o dzieło,
- osoby, które postanowiły odpocząć i chwilowo zawiesić działalność gospodarczą,
- ci, którzy stracili pracę – jednak, zamiast udać się do Urzędu Pracy, zdecydowali się na „darmowy urlop” i życie za własne oszczędności, zanim wrócą na rynek pracy,
- pracownicy przebywający na bezpłatnym urlopie.
Jest jeszcze jedna grupa, która co prawda nie musi odprowadzać składki zdrowotnej, a jednak może korzystać z bezpłatnej opieki. Są to:
- osoby, które po ustaniu stosunku pracy, przebywają na zwolnieniu lekarskim i zasiłku chorobowym
- osoby, które opiekują się dzieckiem i otrzymują zasiłek macierzyński
Choć tę ostatnią grupę ZUS objął darmową opieką medyczną, to problem w tym, że w okresie zasiłkowym, podobnie jak w przypadku osób z pierwszej grupy, na ich konto nie były odprowadzane składki zdrowotne. W obydwu przypadkach prędzej czy później oznacza to wykluczenie z systemu zdrowia, o czym NFZ nie raczy zainteresowanych o tym poinformować.
Składka zdrowotna ważniejsza od Konstytucji RP
Konstytucja RP co prawda gwarantuje powszechny i równy dostęp do ochrony zdrowia, ale tylko na piśmie. Choć każdy obywatel ma prawo do leczenia ratującego życie, to bez ważnej składki na ubezpieczenie zdrowotne, musi liczyć się ze słonym rachunkiem z przychodni lub szpitala. Nie dla niego jest korzystanie z podstawowej opieki medycznej, wizyty u specjalistów, prowadzenie diagnostyki i badań, zabiegi i operacje szpitalne, a tym bardziej rehabilitacje czy pobyt w sanatorium. Rachunek jest prosty – brak opłaconej składki oznacza dla pacjenta konieczność zapłacenia za usługi w ramach NFZ z własnej kieszeni. Takie koszty mogą sięgnąć nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych, więc na wszelki wypadek można opłacić składki do NFZ dobrowolnie. Jednak na niektórych będzie czekała niemiła niespodzianka.
Opłata dodatkowa, czyli kara od NFZ
Ubezpieczenie zdrowotne wygasa po 30 dniach od zakończenia umowy o pracę lub wyrejestrowania z urzędu pracy. Jeśli dana osoba nie przedłuży ubezpieczenia i dopiero za jakiś czas postanowi ponownie się ubezpieczyć, to czeka ją podjęciem trudnej decyzji, gdyż za okres powyżej trzech miesięcy, gdy nie miała ciągłości opłacanych składek zdrowotnych, NFZ naliczy jej karę i prócz comiesięcznej składki, w skrajnych sytuacjach będzie musiała wnieść horrendalną opłatę.
Wysokość frycowego na stronach NFZ widnieje jako „opłata dodatkowa” i uzależniona jest od długości przerwy w ubezpieczeniu:
- od trzech miesięcy do roku opłata wynosi nie mniej niż 1 267,69 zł (20 proc. podstawy wymiaru) i jest wnoszona w całości
- powyżej roku do dwóch lat opłata wynosi nie mniej niż 3 169,23 zł (50 proc. podstawy wymiaru) i możliwe jest rozłożenie jej na 3 raty
- powyżej dwóch do pięciu lat - opłata wynosi nie mniej niż 6 338,46 zł (100 proc. podstawy wymiaru) i możliwe jest rozłożenie jej na 6 rat
- powyżej pięciu do dziesięciu lat - opłata wynosi nie mniej niż 9 507,69 zł (150 proc. podstawy wymiaru) i możliwe jest rozłożenie jej na 9 rat
- powyżej dziesięciu lat - opłata wynosi nie mniej niż 12 676,92 zł (200 proc. podstawy wymiaru) i możliwe jest rozłożenie jej na dwanaście rat
W niektórych uzasadnionych przypadkach (np. trudnej sytuacji materialnej, rodzinnej czy zdrowotnej) NFZ może odstąpić od pobrania opłaty, zmniejszyć ją lub rozłożyć na maksymalnie dwanaście rat, ale decyzja leży wyłącznie w gestii dyrektora wojewódzkiego oddziału NFZ. Całkowicie z opłaty dodatkowej zwolnieni są natomiast zakonnicy, cudzoziemcy, zagraniczni studenci.
Zapłacisz karę, możesz podpisać umowę z NFZ
Dopiero po uregulowaniu zaległości z NFZ, można podpisać umowę z funduszem i co miesiąc samodzielnie wpłacać składkę zdrowotną na specjalne konto do ZUS. W czerwcu wysokość składki wyniosła nie mniej niż 570,46 zł.
Wysokość składki jest wyliczana na podstawie średniej krajowej i zmienia się co kwartał.
Co istotne z systemu można wylecieć bardzo prosto – wystarczy spóźnić się z przelewem o jeden dzień lub zapomnieć sprawdzić, o ile wzrosła składka w kolejnym kwartale i przelać starą, niższą kwotę, aby przestać podlegać ubezpieczeniu, i to nawet wówczas, gdy dalej przez dłuższy okres (np. kilku lata) regularnie i w terminie opłacało się składki zdrowotne. W takich przypadkach automatycznie dochodzi do rozwiązania umowy z NFZ i wygaśnięcia prawa do świadczeń. I co najbardziej kuriozalne – ani ZUS, ani NFZ nie informują o tym potencjalnie zainteresowanych.
Można być święcie przekonanym, że jest się ubezpieczonym, a dowiedzieć się o tym, że świadczenie wygasło, dopiero podczas próby skorzystania z państwowej służby zdrowia lub co gorsza – odbierając rachunek z przychodni lub szpitala.
A co z osobami, które przez lata wpłacały do ZUS pieniądze na dobrowolną składkę zdrowotną, ale nie wiedziały, że na którymś etapie ich umowa z NFZ została zerwana? Ich również nikt nie poinformuje i samodzielnie muszą wystąpić o zwrot wpłacanych środków, bo urzędnicy za nich tego nie zrobią.
Dobrowolna składka zdrowotna? Nie dziękuję
W myśl ustawy z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, opłata dodatkowa nie miała być karą dla obywateli, ale miała motywować do dobrowolnego zawierania umów na ubezpieczenie zdrowotne oraz przyczynić się do szybkiego zawierania umowy z NFZ.
Jednak przede wszystkim resortowi zdrowia i NFZ zależało, by obywatele nie korzystali z ubezpieczenia jedynie wtedy, gdy będą potrzebowali udać się do lekarza, na czas leczenia szpitalnego lub rehabilitacji, ale by opłacali składki w sposób ciągły.
Nawet uczciwej osobie może zdarzyć się, że zwyczajnie nie miała pojęcia o konieczności dobrowolnego ubezpieczenia się w ciągu trzech miesięcy od ustania ostatniego tytułu ubezpieczenia zdrowotnego, a wieść o wysokości dodatkowej opłaty może jedynie odstraszyć ją od zawarcia umowy z NFZ i skazać na łaskę lub niełaskę losu.
Na szczęście system ma wiele luk i dziur. Nawet nie trzeba pisać wniosku do dyrektora wojewódzkiego oddziału NFZ, aby udowodnić brak chęci wyłudzenia ubezpieczenia, uzupełniając go o kilka wzruszających zdań na temat sytuacji życiowej. Jak więc uniknąć opłaty dodatkowej niezależnie od tego, jak wysoka narosła? Sposobów jest kilka:
- wystarczy zarejestrować się jako osoba bezrobotna – bez względu na to, czy przysługuje zasiłek dla bezrobotnych, czy nie, z budżetu państwa wciąż będzie opłacana składka zdrowotna. Później, nawet bez podjęcia pracy, można samodzielnie ubezpieczyć się dobrowolnie już bez ponoszenia dodatkowych opłat
- zamiast umowy o dzieło, można założyć jednoosobową działalność gospodarczą, w ramach której co miesiąc należy odprowadzać składki na ubezpieczenie zdrowotne,
- znaleźć zatrudnienie na umowę zlecenia lub umowę o pracę – wówczas opłata dodatkowa automatycznie znika z systemu,
- ewentualnie, ale raczej dla nielicznych lub wybranych, jest też opcja wstąpienia do zakonu.
Czy opłata dodatkowa ma sens?
Jest tyle możliwości, aby uniknąć tej kary, a mimo to opłata dodatkowa funkcjonuje niezmiennie od 18 lat i każde okienko w siedzibie NFZ oklejone jest kartką z informacją o aktualnej wysokości miesięcznej składki zdrowotnej oraz wysokości ewentualnej opłaty dodatkowej. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że urzędnicy tylko czyhają na osobę, która nie będzie znała sposobów, aby tej opłaty uniknąć.
W 2013 r. problem z powszechnością służby zdrowia zauważyła Ligia Krajewska (była posłanka PO) i wysłała do ówczesnego ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza interpelację w sprawie dobrowolnego ubezpieczenia zdrowotnego.
Wśród pytań, jakie wystosowała do ministra zdrowia, znalazło się również to, czy w ustawie nie dochodzi do dyskryminacji (nierówności wobec prawa) ze względu na podstawę zatrudnienia?
Nie tylko posłanka Krajewska chciała wprowadzić zmiany do ustawy o dobrowolnym ubezpieczeniu zdrowotnym. Na przestrzeni lat różni ministrowie obiecywali zająć się na nowo systemem zdrowia w Polsce i nawet w tym celu były powoływane międzyresortowe zespoły, które miały zastanowić się nad przyłączeniem świadczeń do rozliczenia PIT, a nawet całkowicie bezpłatnym dostępem do opieki zdrowotnej.
W 2017 r. premier Beata Szydło i minister zdrowia Konstanty Radziwiłł zapowiedzieli całkowite zniesienie NFZ i objęcie już od stycznia 2018 r. wszystkich obywateli pełnym ubezpieczeniem, które pokryłby budżet państwa. Plany pokrzyżował im jednak Jarosław Kaczyński, który rządową obietnicę w sprawie likwidacji NFZ przeniósł na następną kadencję. Z kolei, gdy w 2018 r. nowym ministrem zdrowia był już Łukasz Szumowski, ocenił on, że NFZ funkcjonuje coraz lepiej i sprawę funduszu odsunął dla rządu następnej kadencji.
Po 18 latach od wprowadzenia ustawy, nic się w niej nie zmieniło mimo wielu zapytań i obietnic. Niestety wszystko wskazuje na to, że jeszcze długo rządzący nie pochylą się nad udoskonaleniem systemu zdrowia w Polsce.