Kierowcy Ubera sami zdecydują o cenie za przejazd. Za kurs zapłacisz nawet pięć razy więcej
To nie aplikacja, a kierowca zadecyduje, ile zapłacisz za przejazd. Uber przeprowadził właśnie w USA pierwsze szeroko zakrojone testy nowego rozwiązania. Biorąc pod uwagę kłopoty, z jakimi Uber zmaga się na całym świecie, bardzo możliwe, że za chwilę przeniesie ten pomysł do Europy.
W czwartek kierowcy Ubera z zachodniej Kalifornii i Sacramento po raz pierwszy mogli sami ustalać ceny za przejazdy. Pilotaż trwał cały dzień. Wygląda na to, że startup przekonuje się z wolna do koncepcji, do której przymiarki zaczął już na początku roku. Wcześniej podobny eksperyment przeprowadzany był na lotniskach w Santa Barbara, Sacramento i Palm Springs.
Kto pierwszy, ten lepszy
Kierowcy nie dostali całkowicie wolnej ręki do decydowania o stawce kilometrowej. Punktem wyjścia jest stawka bazowa ustalona przez Ubera. Kierowca może ją maksymalnie podnieść 5-krotnie lub obniżyć o połowę.
Aplikacja daje mu możliwość zwiększania opłat w przedziałach co 10 proc. Pierwszeństwo mają jednak ci kierowcy, którzy zdecydują się na ustawienie najniższych stawek. Jeżeli zostaną zarezerwowani przez użytkowników do kolejki wchodzą następni i z każdym zamówieniem kursu robi się coraz drożej. W ten sposób spóźnialscy pasażerowie mogą zapłacić za kurs więcej, niż kosztowałaby ich zwykła przejażdżka taksówką.
Kto na tym zarobi?
Świętej pamięci Tadeusz Mosz zadałby w tej chwili pytanie: no dobrze, ale czy będziemy bogatsi czy biedniejsi? I najlepsze jest to, że cholernie trudno na nie dzisiaj odpowiedzieć. Platforma daje kierowcom ogromne możliwości manipulowania kursem. W przypadku dużego popytu przejazd Uberem stanie się zdecydowanie droższy niż obecnie, nawet w godzinach najwyższych mnożników. Czy w czasie flauty jest jednak szansa na obniżki?
Kierowcy Ubera już dzisiaj jeżdżą na minimalnej marży, czasami dokładając do niektórych kursów. Trudno sobie wyobrazić, by w polskich warunkach, walcząc o klientów zeszli do cen poniżej 1,00-1,20 zł/km. To po prostu nie będzie im się opłacać. Dochodzimy tu do chwili, gdy stanie na parkingu będzie bardziej opłacalne finansowo niż ruszenie w trasę. Jeżeli miałbym zgadywać, to postawiłbym pieniądze na to, że... nic się nie zmieni. Bo tak naprawdę Uberowi chodzi o coś kompletnie innego.
Zabawa w ciuciubabkę
Władze stanowe Kalifornii próbują wymusić na startupach, które udają, że korzystają z usług jednoosobowych działalności gospodarczych, zatrudnienie podwykonawców jako pracowników. Platforma walczy jak może. Oddanie kierowcom władzy nad stawkami przejazdów jest tej batalii mocnym orężem. Pokazuje władzom: zobaczcie, nasi kierowcy to samodzielni przedsiębiorcy.
Z tego powodu trudno wykluczyć, że prędzej czy później Uber zdecyduje się rozszerzyć testy na kolejne kraje, także w Europie. Kolizje z prawem krajów UE prowadzą Ubera do całej masy scysji z ustawodawcami, a globalna platforma traci na nie tylko cenny czas, ale i pieniądze. A przecież rozwiązanie dużej części tych problemów może być takie proste…