Dlaczego stać nas na dotowanie zakupów paliwa przez Niemców? Tak właśnie działa podatek inflacyjny
Tarcza antyinflacyjna, która ma ochronić najsłabszych finansowo Polaków, będzie kosztować rząd ok. 34 mld zł – policzyli ekonomiści banku PKO BP. Skąd rząd weźmie na to pieniądze? Między innymi z dodatkowych wpływów podatkowych dzięki inflacji.
34 mld zł to dużo. To więcej, niż może kosztować budżet niemal powszechna obniżka podatków w ramach Polskiego Ładu – bo skoro zarabiający do poziomu 12 800 zł brutto mają na nim nie stracić, to rząd będzie musiał do tego dołożyć nawet 20 mld zł.
Dlaczego rząd lekką ręką obniża nam ceny chleba, a ceny paliw to nawet nie tylko nam, ale i Niemcom z Berlina i Brandenburgii? Bo go na to stać! To żadne rozdawnictwo i robienie w Polsce drugiej Grecji, bo okazuje się, że m.in. właśnie przez wysoką inflację wpływy do budżetu państwa z VAT, ale też PIT i CIT będą tak wielkie, że po tym rozdawnictwie jeszcze coś nawet zostanie, nie tylko na waciki. Zobaczcie, bo ktoś to w końcu policzył, zamiast uprawiać propagandę.
Wróćmy do tarczy antyinflacyjnej. Wiadomo, że nie jest ona narzędziem, które ma walczyć z inflacją – ona nawet ostatecznie nawet prawdopodobnie wydłuży okres, w którym będziemy musieli żyć z podwyższoną inflacją i jeszcze ją podniesie. Ale nie teraz, kiedy sięgamy szczytów, tylko trochę później. Teraz ceny trochę obniży. A to ważne szczególnie dla najuboższych gospodarstw domowych.
Cel szczytny. I oczywiście można to oceniać politycznie – że rząd znowu kupuje sobie głosy najuboższych. Można społecznie – a ochronę najsłabszych gospodarstw zaleca rządom – niezależnie od barw politycznych – Unia Europejska. Można też wykorzystać do propagandy i to takiej na poziomie TVP.
I do takiej właśnie posunęło się Forum Obywatelskiego Rozwoju – fundacja prof. Leszka Balcerowicza. Otóż FOR właśnie zaczął straszyć, że nie wiecie, z czego tak naprawdę finansowana jest ta droga tarcza antyinflacyjna, a według fundacji, PiS znalazł pieniądze na „rozdawnictwo”, bo nam je po prostu zabrał, nakładając „nowe podatki, które dla zmylenia nazywa opłatami, daninami, składkami”. Jakimi? A to podatek bankowy, a to podatek od sprzedaży detalicznej, a to podatek od małpek, a nawet opłata recyklingowa czy podwyżka abonamentu!
Jakaż to manipulacja! Owszem, wszystkie te daniny zostały przed PiS wprowadzone lub podniesione, ale z tarczą antyinflacyjną nie mają nic wspólnego, a na pewno nie zostały wprowadzone w związku z nią, bo musieliśmy je płacić długo, zanim ktoś odważył prognozować inflację na poziomie niemal 9 proc.
Rząd sfinansuje tarczę antyinflacyjną, bo dostanie górę pieniędzy właśnie z powodu tej wysokiej inflacji.
Ile zatem pieniędzy w budżecie generuje znacznie wyższa niż zakładana w budżecie na poziomie 3,3 proc. inflacja? Łącznie w latach 2021-22 to 41-47 mld zł. Gdyby wziąć pod uwagę cały sektor publiczny, dodatkowe dochody byłyby jeszcze większe i sięgały 69-76 mld zł. To aż 2,5-2,8 proc. PKB.
Składają się na to znacznie podwyższone wpływy z VAT, ale również PIT – to efekt wysokiego wzrostu płac nominalnych, wyższego niż gdyby ceny rosły znacznie wolniej. To również wyższe wpływy z CIT, bo wyższej inflacji towarzyszy jednocześnie wzrost marż przedsiębiorców. A na dokładkę rosnące ceny uprawnień do emisji CO2, mimo że w znaczniej mierze przykładają się rosnącej inflacji, to generują też solidny strumień pieniędzy do budżetu.
Gdyby odliczyć od tego strumienia pieniędzy, który generuje w budżecie wysoka inflacja koszty „rozdawnictwa” pod postacią traczy inflacyjnej, zostanie jeszcze 1,3-1,6 proc. PKB wolnych środków – wylicza PKO BP. A więc to nie żadne rozdawnictwo, to oddanie, i to tylko części pieniędzy, które zabiera nam wszystkim inflacja.