Rząd wymyślił, jak dofinansować energetykę. Wyłoży krocie za nic niewartą atomową spółkę
Skarb państwa i właściciele PGE EJ1 (70 proc. udziałów ma PGE, a po 10 proc. Enea, KGHM i Tauron) podpisali list intencyjny, który zakłada nabycie przez państwo pełnej własności do końca 2020 r. Spółka jest odpowiedzialna za budowę pierwszej elektrowni atomowej nad Wisłą.
Oficjalny komunikat o sprzedaży PGE EJ1 kolportowany przez media to w zasadzie najważniejsza informacja na temat rozwoju energetyki jądrowej w naszym kraju od kilku miesięcy, mimo że to właśnie ta branża ma zagwarantować realizację przez Polskę europejskich wymogów klimatycznych i związanych z nimi redukcji emisji gazów cieplarnianych generowanych przez gospodarkę.
Choćby z tego powodu warto pochylić się nieco dłużej nad tą lakoniczną informacją i zastanowić, co w zasadzie oznacza?
Energetyka w Polsce została wydrenowana z gotówki
Przede wszystkim komunikat uzmysławia wszystkim, że realizacja projektu atomowego w obecnym modelu jest nierealna. Wola zbycia udziałów w PGE EJ ukazuje w pełni problemy tej branży. Od lat drenowano ją, by ratować górnictwo lub stabilizować ceny energii dla Kowalskich, ale szybujące ceny uprawnień do emisji CO2 spowodowały, że PGE, Tauron i Enea zaczęły notować idące w setki milionów, a czasem miliardy zł straty. W takich warunkach branża nie myśli o budowie kosztownego atomu (pierwszy etap projektu to wydatki rzędu 30-40 mld zł), ale wygaszaniu węgla i inwestycjach w OZE, które można zacząć szybko użytkować.
Energetyka dziś de facto sama potrzebuje pomocy publicznej, ale ponieważ musiałaby się na nią zgodzić Komisja Europejska, rządowi pozostaje ograniczony wachlarz możliwości. Stąd doniesienia o konsolidacji sektora i wydzielaniu z niego aktywów wysokoemisyjnych, które utraciły rentowność. To zapewne główny scenariusz nadchodzących zmian, ale warto zastanowić się także nad planami mniejszego kalibru, wspomagającymi ten trudny do przeprowadzenia proces.
Zbycie PGE EJ1 na rzecz państwa mogłoby stanowić pewien wytrych za pomocą którego energetykę można by dofinansować poza zasięgiem wzroku Brukseli. Wystarczyłoby znacznie zawyżyć wycenę spółki PGE EJ1 zbywanej na rzecz skarbu państwa. Niemożliwe? Warto przypomnieć, że nierynkowe oszacowanie wartości zbywanych spółek górniczych zastosowano m.in. w przypadku ich konsolidowania w Polską Grupę Górniczą, na co wskazał raport NIK.
Atom leży w Polsce odłogiem
Jednak z drugiej strony list intencyjny dotyczący PGE EJ1 można odczytywać także w zupełnie inny sposób. Potencjalne nabycie 100 proc. udziałów tego podmiotu do końca roku to de facto kolejne kupienie czasu w ramach projektu, który jest realizowany już tylko medialnie. To kolejne odsunięcie w czasie politycznego problemu tym bardziej, że nawet jeśli dojdzie do przejęcia PGE EJ1, to przecież nie będzie to oznaczało, że rząd od razu tchnie w tę spółkę nowe życie. Żeby tak się stało, trzeba nie tylko precyzyjnej wizji modelu finansowego projektu (odrzucono koncepcję kontraktu różnicowego – dziś adaptowanego na potrzeby sektora OZE), ale także – co staje się coraz bardziej oczywiste - zewnętrznego inwestora. Czy będą nim Stany Zjednoczone?
Z rządem amerykańskim podpisano już kilka niezobowiązujących memorandów dotyczących jego zaangażowania w budowę polskiej elektrowni atomowej. Nie udało się sprowadzić tych aktywności do poziomu konkretu, choć media spekulowały na temat inwestora z USA czy atrakcyjnej pożyczki, jaką Amerykanie udzieliliby stronie polskiej.
Najnowsze plotki sugerują, że przejęta przez państwo PGE EJ1 miałaby sprzedać pakiet mniejszościowy spółki (49 proc.) stronie amerykańskiej. Na czele tego podmiotu mógłby stanąć obecny minister klimatu Michał Kurtyka, a niebawem w wyniku rekonstrukcji rządu minister środowiska i klimatu, w razie gdyby niepowodzeniem zakończyły się jego starania o stanowisko w instytucjach międzynarodowych.
No chyba że wybory wygra Joe Biden...
Te doniesienia może jednak szybko zdezaktualizować sytuacja w USA, gdzie już w listopadzie odbędą się wybory prezydenckie. Przewaga sondażowa Joe Bidena, kandydata demokratów, zapewne wzrośnie z powodu choroby Donalda Trumpa, który negując rozmiary pandemii koronawirusa, sam zapadł na tę chorobę. W takim scenariuszu „specjalne relacje” Waszyngtonu i Warszawy mogłyby stanąć pod znakiem zapytania.
Brak możliwości przecięcia węzła gordyjskiego atomowej niemocy byłby nawet korzystny dla polskich polityków, gdyby nie rosnąca presja ze strony UE na zaostrzenie polityki klimatycznej i kurczący się czas, by dostosować do niej polską gospodarkę.
Piotr Maciążek: publicysta specjalizujący się w tematyce sektora energetycznego. W 2018 r. nominowany do najważniejszych nagród dziennikarskich (Grand Press, Mediatory) za stworzenie fikcyjnego eksperta Piotra Niewiechowicza, który pozyskał wrażliwe informacje o projekcie Baltic Pipe z otoczenia ministra Piotra Naimskiego. Autor książki "Stawka większa niż gaz" (Arbitror 2018 r.), współautor książki Młoda myśl wschodnia (Kolegium Europy Wschodniej 2014 r.). Obecnie pracuje nad kolejnym tytułem – tym razem dotyczącym polskich służb specjalnych.