Do żadnego parku narodowego nie wejdziesz już za darmo. Opłaty będą w całej Polsce
Pomysł, by wstęp do wszystkich parków narodowych był płatny, zawarty jest w projekcie ustawy o parkach narodowych, o którym właśnie pisze serwis prawo.pl.
I nie ma to oczywiście tym razem nic wspólnego z pandemią – to łatanie budżetów parków, które w ramach dotacji z budżetu dostają grosze, muszą więc na siebie jakoś zarabiać. Doskonały pomysł w czasach epidemii otyłości podkręconej przez miesiące pandemii, kiedy lekarze apelują o więcej ruchu, a Ministerstwo Zdrowia wprowadza podatek cukrowy, żebyśmy byli zdrowsi. A więc, rodacy – jak nie stać was na prywatnego trenera w modnym klubie fitness, po prostu idźcie na spacer do centrum handlowego, tylko nie kupujcie tam słodyczy.
Dla jasności: już dziś wstęp do części parków jest płatny, cenę ustala dyrektor parku, ale nie może ona przekraczać 8 zł. Parki narodowe, do których już dziś nie da się pójść na spacer za darmo to:
- Babiogórski Park Narodowy;
- Biebrzański Park Narodowy;
- Bieszczadzki Park Narodowy;
- Gorczański Park Narodowy;
- Karkonoski Park Narodowy;
- Magurski Park Narodowy;
- Narwiański Park Narodowy;
- Świętokrzyski Park Narodowy;
- Tatrzański Park Narodowy;
- Wigierski Park Narodowy;
- Woliński Park Narodowy.
Z kolei w parkach: Białowieskim, Poleskim, Roztoczańskim, Słowińskim i „Bory Tucholskie” płatne są jedynie pojedyncze szlaki lub trasy rowerowe.
Lokalsi też płacą, Warszawiak niech idzie do Złotych Tarasów
I jeszcze przez chwilę była szansa, że zwolnieni z opłat zostaną mieszkańcy gmin sąsiadujących z parkiem narodowym – żeby mogli swobodnie korzystać z przyrody w swojej okolicy. Jednak nic z tego, zwolnieni będą tylko mieszkańcy gmin położonych w granicach parku narodowego.
No bo przecież taki Kampinoski Park Narodowy odwiedza rocznie ok. 1 mln Warszawiaków, jakby ich zwolnić z opłaty, to gdzie tu zarobek? Podobnie z Wielkopolskim Parkiem Narodowym czy Ojcowskim Parkiem Narodowym.
I jasne jest, że taki park narodowy ma koszty, sprząta chociażby po niezbyt kulturalnych spacerowiczach. Ale czy w dyskusji o usługach publicznych, które powinno zapewniać państwo, zaszliśmy aż tak daleko, że płacić musimy z własnej kieszeni nawet za chodzenie po parku? Czy koszt utrzymania parków narodowych nie powinien być niesiony jednak przez państwo, szczególnie że aktywność na świeżym powietrzu jest korzystna choćby dla budżetu NFZ? Czy za chwilę miejską zieleń też skomercjalizujemy?
Wszystko oczywiście dlatego, że państwo nie chce ze swojego budżetu dokładać do parków narodowych zbyt wiele. Dotacje budżetowe są niewielkie, w Tatrzańskim Parku Narodowym dotacja budżetowa na działalność bieżącą stanowi jedynie 15 proc. ogólnej kwoty przychodów. Resztę park musi zarobić sam. Więc żeby uciąć zapędy dyrektorów parków w wyciąganiu ręki po budżetowe pieniądze, resort środowiska daje im wędkę i mówi: „a weźcie sobie pieniądze od turystów”.
Zrzutka na TOPR i GOPR
W całym tym projekcie ustawy jest chyba tylko jeden niegłupi pomysł: do ceny wejściówki w parkach położonych w górach zostanie doliczone dodatkowe 15 proc. na ratownictwo górskie. Koszty akcji ratunkowych w górach rosną z roku na rok, w dużej merze przez nieodpowiedzialnych turystów, którzy na przykład jak pewna kobieta, w ramach morsowania wybrała się zimą na Babią Górę w klapach i staniku.
Tymczasem, jak pisałam prawie rok temu, MSWiA nie chce wprowadzenia kar za nieodpowiedzialne zachowanie, choć za granicą w wielu krajach jest no norma, że nieodpowiedzialny turysta ponosi część kosztów akcji ratunkowej.
Doliczanie dodatkowej opłaty do biletu to przynajmniej jakiś rodzaj ubezpieczenia turystycznego. Choć kary za wchodzenie na górskie szczyty w szpilkach czy „pod wpływem” też by się przy okazji przydały.