REKLAMA

Nie zapłacisz Brzosce, nie wejdziesz na Stadion Narodowy

Kupić bilety na najbliższe spotkanie piłkarskiej reprezentacji Polski nie da się inaczej, niż logując się do oficjalnego serwisu Łączy nas Piłka. PZPN udostępnił tam kibicom tylko dwie opcje dostawy - każda z nich wiąże się z dodatkowym wydatkiem prawie 20 zł. Beneficjentem jest firma InPost, będąca jednocześnie sponsorem generalnym kadry. Związek się tłumaczy nieuczciwymi kupującymi, ale kibice wiedzą swoje.

szpital-tymczasowy-stadion
REKLAMA

PZPN nie ma ostatnio dobrej passy medialnej. Tylko w ostatnich dniach Związek musiał gęsto tłumaczyć się z obecności w oficjalnej delegacji na mecz z Mołdawią Mirosława Stasiaka, przedsiębiorcy skazanego prawomocnym wyrokiem za korupcję w polskim futbolu. Gdy prezes Cezary Kulesza zasugerował, że zaproszenie wyszło ze strony jednego ze sponsorów kadry, wokół reprezentacji zawrzało. Od Stasiaka zaczęły odcinać się kolejne firmy, a Tarczyński zagroził nawet zerwaniem umowy.

REKLAMA

Kryzysu nie udało się do końca opanować, a już wybuchł kolejny. Tym razem z Arabii Saudyjskiej popłynęło informacja, że selekcjoner kadry dogadał się za plecami polskich działaczy z miejscowym klubem. Sugestia była jasna: Fernando Santos zamierza po cichu wycofać się z trenowania Lewandowskiego i spółki. Internet zapłonął, spekulacje mnożyły się z minuty na minutę, a PZPN tylko dolewał oliwy do ognia, przyznając, że nie może się dodzwonić do portugalskiego trenera.

W cieniu tych afer ruszyła sprzedaż biletów na mecz Polska-Wyspy Owcze

Posiadacze aplikacji InPost Fresh mogli nabyć wejściówki od 18 lipca w przedsprzedaży. Chwilę później, bo 20 lipca, bilety trafiły do ogólnodostępnej sprzedaży w serwisie Łączy nas Piłka. PZPN nie daje kibicom innej możliwości ich zakupu. Fani reprezentacji, którzy będą próbowali nabyć wejściówki w stadionowej kasie w dniu meczu, obejdą się smakiem.

Uprzywilejowanie klientów InPostu mogłoby budzić pewne kontrowersje, ale spotkanie z Wyspami Owczymi nie budzi dużego zainteresowania. 26 lipca rano, czyli niemal tydzień po rozpoczęciu sprzedaży, na wielu sektorach Stadionu Narodowego można przebierać w wolnych miejscach jak w ulęgałkach.

Farerzy to na papierze najsłabsza z drużyn, z którymi przyszło rywalizować Polakom w eliminacjach do Mistrzostw Europy. Być może dlatego Stadion Narodowy, który zazwyczaj przy okazji meczów naszej kadry pęka w szwach, tym razem wyprzedaje się wyjątkowo opornie. Z pewnością nie pomagają też ceny biletów. Najtańsze wejściówki kosztują 120 zł, miejsca w II kategorii to koszt 180 zł, a za miejsca przy linii bocznej boiska trzeba zapłacić aż 240 zł. Dla porównania najdroższe bilety na finał Pucharu Polski kosztowały 120 zł. Ale nawet nie to wzburzyło fanów reprezentacji najbardziej.

To haracz dla InPostu

W taki sposób określana jest opłata, którą operator pobiera za dostarczenie wydrukowanych biletów do domu. Serwis, na którym PZPN sprzedaje bilety, pozostawia bowiem kupującym tylko dwie możliwości: dostawa przez kuriera lub przesyłka do Paczkomatu. Obie w cenie 19,95 zł.

Biuro prasowe PZPN potwierdziło Bizblog.pl, że InPost jako partner strategiczny, ma wyłączność na obsługę całej korespondencji wychodzącej z PZPN. Co to oznacza? Operator dostarczy Polakom dziesiątki tysięcy biletów. Łatwo policzyć, że nawet przy 30 tys. sprzedanych wejściówkach (pojemność stadionu to niemal 60 tys.) na jego konto wpłynie prawie 600 tys. zł.

Co ciekawe koszt samej dostawy mocno różni się od cennika przyjęte przez InPost dla pozostałych klientów. Chcąc nadać przez Paczkomat paczkę o najmniejszym gabarycie zapłacimy 16,99 zł. Dopiero koszt nadania za pomocą kuriera jest zbliżony do tego, narzuconego kibicom przez PZPN. Klient z zewnątrz zapłaciłbym za taką przyjemność 19,99 zł.

Dlaczego jednak Związek w ogóle uzależnił otrzymanie wejściówek od skorzystania z usług konkretnej firmy? Biuro prasowe odpowiedziało nam, że wysyłanie wydrukowanych biletów ma na celu utrudnienie konikom nielegalnej odsprzedaży.

Obserwujemy, że bardzo często bilety oferowane są na portalach służących do nielegalnej sprzedaży wejściówek, których ceny są zawyżone w stosunku do pierwotnej ceny. Wielokrotnie zdarzało się, że jeden bilet elektroniczny był sprzedawany kilkunastu osobom i te kilkanaście osób próbowało wejść z tym samym biletem na stadion, co powodowało później nerwowe sytuacje na bramkach - pisze biuro prasowe PZPN.

Takie tłumaczenie nie jest rzecz jasna pozbawione sensu, sęk w tym, że, jak wielu działaniom PZPN, tak i temu brakuje transparentności. InPost jedną ręką daje reprezentacji 10 mln zł rocznie w ramach umowy sponsorskiej (ustalenia Weszło), drugą wyciąga jednak po portfele kibiców, zarabiając na nich setki tysięcy złotych za jeden mecz.

Trudno dziwić się więc wzburzeniu fanów reprezentacji, tym bardziej, że wielu z nich przywykło zapewne do opcji oferowanych przez platformy sprzedażowe przy okazji innych wydarzeń sportowych i kulturalnych. Serwisy sprzedające wejściówki często umożliwiają kupującym drukowanie biletów na własną rękę, co nie wiąże się z pobieraniem żadnych dodatkowych opłat. Z takiej formy otrzymania biletu mogą korzystać np. kibice tenisa wybierający się na turniej WTA Warszawa z udziałem Igi Świątek. Miejsca na ostatnie dni tej imprezy rozeszły się w sieci w oku mgnienia.

A co do utrudniania działalności konikom - zerknijcie na jaką ofertę natrafiłem tuż po otrzymaniu odpowiedzi od PZPN na Allegro:

REKLAMA

Podsumowując: mimo nikłego zainteresowania meczem PZPN zdecydował się narzucić kibicom obowiązek kupna drukowanych biletów. Wszystko dlatego, by internetowe koniki nie mogły wysyłać zainteresowanym wejściówek na lewo i prawo. Bilety trafią do fanów po (przynajmniej częściowo) zawyżonych cenach usługi dostawy realizowanej przez firmę InPost. A koniki, jak widać, wciąż działają i mają się dobrze.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA