Lasy Państwowe twierdzą, że nie wiedzą i nie mają wpływu na to, co dzieje się z drewnem z polskich lasów
Lasy Państwowe po raz pierwszy tak obszernie zabrały głos na temat kryzysu w polskiej branży drzewno-meblarskiej. Skrót komentarza LP dla leniwych: spójrzcie na zdjęcie tytułowe.
Branża drzewna alarmuje, że ceny drewna są najwyższe w historii. Ceny tarcicy iglastej czy dębowej poszły w ciągu kilku miesięcy w górę o ponad jedną piątą. Tartaki mają problem z zapatrzeniem się w surowiec, co mogą odczuć za chwilę także firmy meblarskie, które mają z nimi podpisane długoterminowe umowy.
Największe organizacje branżowe w kraju obwiniają za ten stan rzeczy m.in. niekontrolowany wywóz drewna z Polski.
Aby ograniczyć spekulacje, rolę pośredników handlu drewnem potrzebne są mechanizmy chroniące rynek wewnętrzny. Nikt nie prosi i nie żąda niemożliwego
– czytamy w apelu
Riposta Lasów Państwowych
Mechanizm stojący za eksportem objaśniał na naszych łamach Rafał Szefler, dyrektor Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego. Szef PIGPD wskazywał, że Lasy Państwowe 20 proc. masy sprzedają na aukcjach otwartych, które wygrywa ten, kto da więcej. W ten sposób – dowodzi – drewno może trafiać w ręce firm specjalizujących się wyłącznie w wywozie surowca za granicę. Co na to same Lasy Państwowe?
W odpowiedzi udzielonej Polskiej Agencji Prasowej LP piszą, że „nie mają wpływu ani nie ponoszą odpowiedzialności za działania prywatnych podmiotów gospodarczych z branży leśnej”.
Mówiąc uczciwie, nie brzmi to najlepiej. Szczególnie że chwilę później firma dodaje, że nie gromadzi danych dotyczących wywózki drewna z Polski. I mniejsza o to, czy jest to efektem (jak czytamy w komunikacie) braku „wpływu na przepisy prawa regulującego działalność gospodarczą”.
Efekt jest taki, że Lasy Państwowe prowadząc gospodarkę leśną, nie mają pojęcia co tak naprawdę dzieje się z drzewami, które są wycinane z polskich lasów.
Polskie lasy płyną do Chin
Te zdaniem PIGPD trafiają w dużej mierze do USA i Chin. Organizacja podejrzewa, że zagraniczne korporacje wykupują wszystko, co znajdzie się na otwartych aukcjach.
„Gdy pojawiała się oferta na 1700 m sześc., czyli skład całopociągowy, w ostatniej chwili pojawiał się ktoś z gigantycznym przebiciem. Za drewno sosnowe zapłacono 900 zł. Gdyby zrobił to polski przedsiębiorca, tarcica musiałaby kosztować kilka tysięcy złotych” - tłumaczył Rafał Szefler
Szef PIGPD dodaje, że branża obserwuje ogromny ruch w Gdyni, skąd drewno jest wysyłane za granicę. Odpowiedź Lasów Państwowych? Nie przesądzajmy, może to drzewa transportowane do nas z innych krajów, które przez polskie porty tylko sobie podróżuje.
Branża domaga się od Ministerstwa Klimatu stanowczych działań z utrudnieniami w eksporcie drewna na czele.
„Mamy w kraju ponad 30 firm, które działają według tego modelu. Na jednym ze spotkań Lasy Państwowe pokazały nam to na prezentacji. Zrobiłem print screen, prezentacja szybko zniknęła z sieci. LP mają świadomość, że drewno jest wywożone. Nie robią jednak nic, żeby ograniczyć ten proceder” – tłumaczył Szefler
Według Lasów Państwowych duży popyt na polskie drewno jest, ogólnie rzecz biorąc, zjawiskiem pozytywnym.
Sprawozdania finansowe polskich firm drzewnych potwierdzają, że branża przeżywa niesamowity rozkwit, osiągając bardzo dobre wyniki sprzedaży
- czytamy w komunikacie
Skąd więc narzekania tartaków i apele o ukrócenie eksportu? Tego z odpowiedzi się już niestety nie dowiemy.