Kruszwil w swoim stylu promuje Podlasie. Urzędnicy zapłacili mu za to nawet 50 tys. zł
Myślałem, że tu będzie gorzej – takimi słowami Lord Kruszwil zachęca internautów do odwiedzenia Podlasia. Kontrowersyjny youtuber dostał kilkadziesiąt tysięcy złotych od Urzędu Marszałkowskiego za nakręcenie odcinka, w którym miał promować walory tego regionu – dowiedział się serwis waszaturystyka.pl. Nic z tego jednak nie wyszło, a produkcja została już skasowana z oficjalnego kanału.
Lord Kruszwil objechał Podlasie, stwierdził z uznaniem, że materac w hotelu "nie jest obszczany", a Białystok nie wygląda jak na memach z Demotywatora.
Serwis waszaturystyka.pl ustalił, że promocja została zlecona przez Departament Współpracy z Zagranicą i Promocji Urzędu Marszałkowskiego jednej z platform zrzeszających twórców internetowych. Projekt kosztował 50 tys. zł i można zgadywać, że niemała część tej kwoty trafiła na konto twórcy. Filmu próżno szukać dzisiaj na oficjalnych kanałach. Zachował się jednak w tym miejscu.
Kim jest Lord Kruszwil
Marek Kruszel występujący pod pseudonimem Lord Kruszwil to prawdopodobnie najbardziej znany patostreamer w Polsce. Nastolatek na swoich filmikach chwytał już kobiety za tyłki, znęcał się nad młodszym kolegą i ostentacyjnie marnotrawił pieniądze.
Linia obrony brzmi: to tylko satyra. YouTube nie był jednak do tej wersji przekonany. Platforma zagroziła Kruszwilowi skasowaniem konta w czerwcu 2019 r. Ostatecznie yotuber sam je zamknął, po czym... otworzył nowe. Dwa miesiące wcześniej Kruszela odwiedziła policja, która działała na polecenie prokuratora. Zarzut? „Nakłanianie nieletniego do czynności seksualnych”.
Mimo to biznes Kruszela rozwija się w najlepsze. Jego kanał ma 1,2 mln subskrypcji, a on sam wystąpił na gali Fame MMA. Gwiazdy wieczoru tej imprezy (a Lord Kruszwil bez wątpienia załapał się do tej kategorii) mogą liczyć na gaże rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Abstrahując już od faktu, że wspieranie YouTuberów mających zatargi z policją (choć gwoli ścisłości sam film został nagrany jeszcze przed jej interwencją) przez państwowy urząd jest dość problematyczne, powstaje pytanie, czy cała akcja w jakikolwiek sposób mogła przełożyć się na promocję Podlasia.
Widownia Lorda Kruszwila to głównie nastolatkowie, którzy filmy oglądają „dla beki”. Sam Kruszwil nie tyle zachęca do przyjazdu, co stwierdza, że Podlasie to nie bród, smród i ubóstwo. Spójrzmy chociażby na ten dialog:
To ma być reklama?
- Gdzie jesteśmy? - pyta Kruszwil.
- Na Podlasiu! - odpowiada kamerzysta, który jest towarzyszem Kruszwila w podróży.
- W d*pie chyba! - rzuca Kruszwil.
Tego typu "perełek" znajdziemy w 20 minutowym nagraniu znacznie więcej. W czasach, w których pojedyncze youtubowe produkcje przewyższają nieraz poziomem szczegółowo zaplanowane kampanie marketingowe, nie wygląda to najlepiej. Nie mówiąc już o tym, że spora część odcinka to zachwalanie pięciogwiazdkowego hotelu.
Końcowym efektem zawiedziony był chyba również sam urząd. Rzeczniczka stwierdziła, że "film nie zyskał oczekiwanych zasięgów i efektów promocyjnych", a cała akcja została zakończona na poziomie pilotażu. I to chyba jedyny pozytyw w tej całej historii. Szkoda tylko, że Podlasianie nie spojrzeli wcześniej w kierunku dobrych wzorców. Takich jak ten, wskazany wcześniej np. przez Krzysztofa Gonciarza, który nakręcił w Łodzi taki materiał, że przez chwilę sam miałem ochotę się tam przeprowadzić.