REKLAMA

Zaklęcia Jacka Sasina nie działają. Wagony z rosyjskim węglem wciąż najeżdżają Polskę

Kazachstan, Mozambik, a nawet Czechy – to tylko niektóre państwa, od których w zeszłym roku sprowadzaliśmy węgiel. Dominuje oczywiście Rosja. Ministerstwo Aktywów Państwowych właśnie odkryło karty i okazało się, że ograniczanie importu czarnego złota idzie rządowi bardzo słabo.

nowy-podatek-od-super-zyskow
REKLAMA

„Mogę to zagwarantować. Spółki Skarbu Państwa nie będą więcej importować węgla” - stwierdził rok temu w kwietniu, bijąc się w piersi wicepremier i szef Ministerstwa Aktywów Państwowych Jacek Sasin. Po ponad roku od tych zapewnień posłanka Katarzyna Skowrońska powiedziała: sprawdzam. I wyszło szydło z worka.

REKLAMA

Import węgla bez zmian

Powołując się na słowa Jacka Sasina, który zapewniał, że państwowe spółki już więcej za granicą węgla nie będą kupować, Skowrońska poprosiła Ministerstwo Aktywów Państwowych o wykaz dotyczący importu węgla za zeszły rok. Okazało się, że obietnica Sasina nie została spełniona.

W odpowiedzi na poselskie zapytanie MAP poinformował, że w 2020 r. do Polski sprowadziliśmy z zagranicy w sumie blisko 13 mln t węgla (12,82). 

Podobnie jak w poprzednich latach (w 2018 r. - ok. 13,5 mln t, a w 2019 r. - prawie 9 mln t) zdecydowanie najwięcej węgla importowaliśmy znowu z Rosji: 9,44 mln t. „Czarne złoto” kupowaliśmy też z Australii (1.05 mln t), Kolumbii (0,90 mln t), Kazachstanu (0,84 mln t), USA (0,27 mln t), Mozambiku (0,21 mln t), z Czech (78 tys. t) oraz z innych kierunków ok. 25 tys. t.

Wychodzi więc na to, że w zeszłym roku sprowadziliśmy do Polski blisko 1/4 produkowanego węgla kamiennego (23,6 proc.), co stanowiło 12,8 proc. produkcji węgla ogółem.

Państwowe spółki z zagranicznym węglem

Jak w tym zestawieniu mają się spółki Skarbu Państwa, które więcej węgla z zagranicy miały już nie kupować? Zgodnie z informacją przekazaną przez MAP w sumie było to 1,78 mln t (w tym 1,60 mln t węgla energetycznego i 0,18 mln t węgla koksowego).

Najwięcej węgla z zagranicy sprowadziły gospodarstwa domowe, administracja państwowa, ogrodnictwo, lecznictwo, przedsiębiorstwa produkcyjno-handlowo-usługowe (w sumie 65,5 proc.). Do koksowni trafiło 13,4 proc. importowanego węgla, do energetyki zawodowej i przemysłowej 8 proc., a do ciepłowni ponad 10 proc.

Nie wiadomo ile warte zwały

Ministerstwo jednocześnie zapewnia, że import jest wyłącznie uzupełnieniem krajowych dostaw. Ale też wywołuje „presję na wyniki finansowe polskich kopalń, jednak nie są ich głównym determinantem”. Wszystko przez to, że polski węgiel jest po prostu za drogi. Dzieje się tak, bo warunki eksploatacyjne są coraz trudniejsze, coraz częściej wydobycie odbywa się w obszarach występowania zagrożeń geologicznych.

Do tego dochodzi jeszcze chociażby presja płacowa górników. Nie wolno też zapominać o kosztach energii, determinowanych m.in. przez unijny system ETS (ceny emisji CO2 od ponad miesiąca utrzymują się na poziomie ponad 50 euro za tonę). 

REKLAMA

Import blisko 13 mln t węgla w zeszłym roku wpływa także na wielkość przykopalnianych zwałów. MAP przekazuje, że na koniec 2020 r. było tam 5,56 mln t węgla. Zgodnie jednak z danymi Fundacji Instrat w styczniu 2021 r. przy kopalniach było już w sumie 6,18 mln t węgla, w lutym - 6,02 mln t i 5,82 mln t w marcu.

Resort Sasina nie potrafi za bardzo oszacować wartości tych węglowych zapasów. „W ramach realizowanego programu badań statystycznych statystyki publicznej spółki węglowe nie przekazują danych dotyczących wartości zgromadzonego węgla” – czytamy w odpowiedzi na interpelację posłanki Katarzyny Skowrońskiej.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA