Rekordowo duża kasa z Unii Europejskiej. Epokowy sukces Polski czy historyczna wpadka?
Pięć długich dni rozmów, liczne kłótnie i kompromis w postaci 750 mld euro, które zasilą kraje Unii Europejskiej w walce ze skutkami pandemii. Negocjacje w sprawie Funduszu Odbudowy przechodzą do historii. Kontrowersje nie ustają, bo wbrew zapewnieniem premiera Mateusza Morawieckiego, wypłata środków została powiązana z przestrzeganiem zasad praworządności. Kto i jak będzie mógł odebrać Polsce pieniądze?
Pierwsze doniesienia z obozu rządowego były nader entuzjastyczne. Premier Morawiecki podkreślał, że współpraca z Grupą Wyszehradzką przyniosła oczekiwane skutki. Pomimo oporu ze strony „grupy skąpców” (Holandia, Szwecja, Dania, Austria, Finlandia), unijny budżet na odbudowę sięgnie aż 750 mld euro. W tej kwocie zawiera się 390 mld euro, które trafi do państw członkowskich w formie grantów i 360 mld euro, które trzeba będzie po pewnym czasie zwrócić.
Program ma na celu złagodzenie gospodarczych i społecznych skutków pandemii koronawirusa oraz uczynienia gospodarek UE bardziej zrównoważonymi, odpornymi i lepiej przygotowanymi do wyzwań związanych z cyfryzacją i transformacją energetyczną.
Miliardy popłyną nad Wisłę
Polska według wyliczeń szefa Rady Ministrów powinna dostać 125 mld euro, a doliczając pożyczki – nawet 160 mld euro. Jednak to nie ostateczna wysokość pomocy była główną osią niezgody między krajami Grupy Wyszehradzkiej, a resztą UE. Konflikt polegał na wiązaniu wypłaty środków z unijnego budżetu z oceną praworządności.
Mamy dobry nadzór nad środkami z punktu widzenia dyscypliny budżetowej i jednocześnie nie ma bezpośredniego połączenia pomiędzy praworządnością a środkami budżetowymi, o których tutaj jest mowa
– tłumaczył Morawiecki.
Premier dodał też, że mechanizm, który ma być wypracowany, będzie musiał zostać zaakceptowany przez Radę Europejską, która składa się z przywódców państw Unii.
Bez zgody Grupy Wyszehradzkiej nic się tutaj nie zadzieje, bo Rada Europejska to jednomyślność
– podkreślał.
To oznaczałoby, że w przypadku zastrzeżeń do działań polskiego rządu na wstrzymanie wypłaty z Funduszu Odbudowy musieliby zgodzić się literalnie wszyscy szefowie 27 rządów tworzących Unię Europejską. W tym m.in. premier Węgier Victor Orban, który na arenie europejskiej również nie uchodzi za przywódcę szanującego unijne wartości.
Orban nie wystarczy?
Nieco inaczej postanowienia ostatniego szczytu zapamiętał szef Rady Europejskiej Charles Michael.
Po raz pierwszy poszanowanie dla praworządności jest decyzyjnym kryterium dla wydatków budżetowych
- stwierdził
Ze stanowiskiem polskiego rządu nie zgadza się również dokument końcowy opublikowany przez UE. Wynika z niego, że wypłata funduszy może zostać zablokowana przez Radę Unii Europejskiej (na którą składają się zazwyczaj ministrowie spraw zagranicznych państw członkowskich). W jaki sposób? Wystarczy do tego większość kwalifikowana, przynajmniej 15 państw. Wniosek powinien zostać jednocześnie poparty przez rządy reprezentujące 65 proc. obywateli UE. Wcześniej propozycje sankcji zostaną przedstawione Radzie UE przez Komisję Europejską.
Spekulacje przecina opublikowane nieco później polskie tłumaczenie dokumentu, w którym mowa jest o przyjmowaniu sankcji większością kwalifikowaną.
Wciąż nie wiadomo, na jakiej podstawie środki mogłyby zostać odebrane. Kryteria oceny mają zostać zatwierdzone na kolejnym szczycie Rady Europejskiej. A to znaczy, że kluczowe ustalenia dopiero zapadną.