Fotowoltaika w Polsce jak rozpędzony pociąg. Węglowy szlaban nie jest żadną przeszkodą
O tym, jak w Polsce ma się fotowoltaika i czy przypadkiem za chwilę nie przeszkodzi jej węgiel - rozmawiamy z Kamilem Kitą, prezesem spółki Farmy Fotowoltaiki S.A, która jest w trakcie emisji swoich akcji na platformie Crowdway.
Kolejne lata lecą, a fotowoltaika nadal dzierży miano najlepiej rozwijającego się OZE w Polsce. W ubiegłym roku padł rekord w przyroście nowych mocy. W grudniu 2020 r. moc funkcjonujących modułów fotowoltaicznych wyniosła 3,7 GW - w porównaniu z grudniem 2019 r. to wzrost aż o 182 proc. Pod koniec tego roku, takie są przynajmniej szacunki, liczba instalacji czerpiących energię ze Słońca ma wzrosnąć o kolejne 68 proc. Już dzisiaj moc zainstalowanej fotowoltaiki w Polsce wynosi ponad 4,1 GW.
Jak wygląda finansowanie tych projektów i czy faktycznie przyszłość energii ze Słońca w Polsce usnuta jest tylko różami - m.in. o tym porozmawialiśmy z Kamilem Kitą, prezesem spółki Farmy Fotowoltaiki S.A. i członkiem zarządu Berg Holding S.A.
Marzec to emisja akcji spółki na platformie Crowdway. Cel był ambitny: zebranie 4.05 mln zł. Udało się go zrealizować? Na co firma przeznaczy pochodzące stąd środki?
Jesteśmy w trakcie kampanii na platformie Crowdway, w ciągu pierwszych 18 dni zebraliśmy ponad 3 mln zł. Środki pozyskane z crowdfundingu zostaną przeznaczone zgodnie z celem emisji na realizację naszego modelowego projektu farmy fotowoltaicznej o mocy 1 MW w Nagoszynie. Ale tutaj nie tylko o pieniądze chodzi, a o stworzenie sieci inwestorów i to właśnie nam się udaje doskonale. Dzięki nieskończonej jeszcze emisji akcji mamy już 720 inwestorów. I każdy z nich staje się współwłaścicielem nie tylko budowanej elektrowni słonecznej w Nagoszynie (o mocy 1 MW) w województwie podkarpackim, ale też każdej innej elektrowni przez nas zrealizowanej w przyszłości.
Kiedy zaczął Pan się w ogóle interesować alternatywną energią, zwłaszcza fotowoltaiką i dlaczego?
Kamil Kita: Tematy związane z ochroną środowiska są mi bardzo bliskie już od długiego czasu. Nasza firma wywodzi się tak naprawdę z rynku nieruchomości. Wszystko zaczęło się w 2013 r., kiedy spółka Śląskie Kamienice S.A. rozpoczęła remonty poszczególnych nieruchomości, na których dachach zaczęliśmy montować kolektory fotowoltaiczne. Już wtedy dzięki nim można było grzać wodę w kamienicach. Potem zdecydowaliśmy się całkowicie skoncentrować na zielonej energii i OZE. Dzięki naszemu doświadczeniu na rynku nieruchomości pozyskiwanie kolejnych gruntów pod farmy fotowoltaiczne okazało się dla nas wyjątkowo proste. Samo projektowanie farm też nie jest aż tak skomplikowane.
W 2020 r. Farmy Fotowoltaiki rozpoczęła współpracę z dostawcą sprzętu do pozyskiwania energii słonecznej Columbus Energy. Można mówić już o pierwszych efektach tej umowy?
Oczywiście, Columbus Energy jest naszym strategicznym partnerem. Dzięki tej współpracy mogliśmy zrealizować roczny plan tak naprawdę w pół roku. Od początku łączy nas wiele. Oni skupiali się na fotowoltaice dla domów jednorodzinnych. Postanowiliśmy powołać do życia wspólną spółkę Columbus&Farmy, w której mamy po połowie udziałów. Czym się zajmujemy? Pozyskiwaniem działek, zarówno takich od zera, jak i tych już z przyłączami, z pozwoleniem na budowę etc.
W lutym tego roku spółka kierowana przez Pana informowała o zmianach w strategii rozwoju na lata 2021-2023. Co jest najważniejszym jej elementem?
Dynamika działań w Farmach Fotowoltaiki jest bardzo duża, z perspektywy inwestorów najważniejszym wydawać się może debiut na NewConnect, który zaplanowany jest na przełomie 2021/2022. Z perspektywy spółki realizacje kolejnych instalacji. Trzeba tylko uzmysłowić sobie skalę, co dla ludzi z zewnątrz nie jest takie to od razu łatwe. Farma o mocy 1 MW dostarczy energię średnio do 200 gospodarstw domowych. Ale na potrzeby takiej farmy potrzeba aż 1,3 ha terenów pod instalacje. Obecnie mamy już zawarte umowy dzierżawy działek na potrzeby 47 MW, co przekłada się mniej więcej na ok. 60 ha. To pokazuje, jak spore jest to przedsięwzięcie.
2021 rok jest dla Farm Fotowoltaiki rokiem ekspansji. Kupiliście już projekty fotowoltaiczne na Podkarpaciu, z kolejnymi podpisujecie umowy dzierżawy. Może Pan uchylić rąbka tajemnicy w sprawie planów na przyszłość? Skąd będziecie brać pieniądze na dalszy rozwój?
Plany zostały szczegółowo opisane w opublikowanej strategii. Jesteśmy transparentną spółką, dzielimy się z inwestorami wszystkimi ważnym informacjami, czy to przez stronę Farm, czy przez komunikaty giełdowe Berg Holding. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że średni koszt farmy fotowoltaicznej o mocy 1 MW to wydatek rzędu 2,8-3 mln zł. Chcąc więc uruchomić w dwa lata 72 MW, liczymy się z nakładem inwestycyjnym przekraczającym 200 mln zł. 70-80 proc. tych pieniędzy gwarantują banki, które nie widzą w tym żadnego ryzyka. Przedstawiamy im dokumenty jasno wskazujące na nasz wielomilionowy przychód w następnych latach. A co z resztą? Szukamy dofinansowań gdzie to tylko możliwe. Na przykład w kwietniu ruszą spore dotacje dotyczące farm powyżej 2 MW. Będzie można uzyskać nawet 15 mln euro. W tym roku planujemy zakończyć 5 projektów. Cały czas podpisujemy umowy dzierżawy kolejnych działek.
Wydaje się, że fotowoltaika przeżywa w Polsce drugą młodość. Bardzo chwalony jest program „Mój Prąd”. Ale eksperci ostrzegają, że wielu klientów ukierunkowanych jest wyłącznie na niskie rachunki za prąd i już sam montaż instalacji aż tak nie interesuje. A liczba powstałych w ten sposób wad ma stale rosnąć. Jak Pan widzi przyszłość energii ze słońca w ciągle jednak węglowej Polsce?
Energetykę opartą na fotowoltaice zdecydowanie czeka skokowy rozwój. Potwierdzają to wszystkie analizy rynku. Nie ma co do tego cienia wątpliwości. Mnie bardzo cieszy, że wreszcie i do nas zawitała moda na zieloną energię. Najważniejsze, żebyśmy wszyscy zrozumieli, że prądu wcale nie musimy mieć tylko i wyłącznie z węgla. To otworzy nam z kolei drogę do zielonej energii. Tej ekspansji nie da się już zatrzymać. Co roku my, ale też inne firmy stawiają kolejne farmy fotowoltaiczne. Węgiel temu już nie przeszkodzi.