Mamy tylko 7 lat na zmianę. Pomoże wiatr i słońce, ale nie atom
Plan jest prosty jak konstrukcja cepa. Do końca obecnej dekady, czyli do 2030 r. musimy zredukować emisje dwutlenku węgla blisko o połowę. W swoim ostatnim raporcie Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) pokazał mapę drogową z 40 wariantami, wskazującymi, jak tego dokonać. Pomóc ma nam w tym przede wszystkim energia z wiatru i słońca, a zwalniać: zarówno bioenergia, jak i energetyka jądrowa.
Tylko w 2021 r. globalne emisje, przez które Ziemia staje się niebezpiecznym dla życia piekarnikiem, wzrosły aż o 6 proc. Nic więc dziwnego, że analitycy w 2022 r., kiedy nastał nakręcany przez Rosję, bezprecedensowy kryzys energetyczny, spodziewali się jeszcze więcej CO2 i metanu w atmosferze. Ale nieoczekiwanie w sukurs przyszła energia wiatrowa, słoneczna, a także pompy ciepła. I w efekcie w ub.r. globalne emisje dwutlenku węgla wzrosły tylko o 0,9 proc., czyli o 321 mln t, osiągając rekordowe jednak stężenie ponad 36,8 mld t.
Nic więc dziwnego, że zdaniem IPCC to właśnie OZE mają nas uratować od katastrofy klimatycznej. I albo z tego skorzystamy, albo czeka nas klops. Przeszkoda jest tak naprawdę tylko jedna: brak woli politycznej.
Emisje CO2, czyli redukcja dzięki wiatru i słońcu
Właśnie ten naukowiec kierował pracami nad mapą drogową, stworzoną na podstawie 175 badań. Wskazuje ona możliwe działania, dzięki którym do 2030 r. uda się zredukować emisje CO2 o ok. połowę. Jak nam się ta sztuka nie powiedzie, to już raczej nie będzie ratunku przed globalnym ociepleniem na wyższym zdecydowanie poziomie niż tylko o 1,5 st. C. Tym samym Porozumienie Paryskie będzie można też wyrzucić do kosza.
Bo właśnie energia wiatrowa i słoneczna mają być zdecydowanie najlepszą receptą na redukcję emisji CO2. Te dwa źródła mogą stać za redukcją nawet 8 mld t dwutlenku węgla do 2030 r. To równowartość obecnych emisji UE i USA.
Odbudowa lasów i dzikich miejsc
Nawet 4 mld t CO2 do końca tej dekady można zredukować z kolei, zdaniem naukowców z IPCC, powstrzymując niszczenie lasów i innych dzikich miejsc. I co istotne: można to osiągnąć za mniej niż 50 dol. za tonę, czyli za połowę ceny, jaką zanieczyszczający płacą dziś w Europie za pozwolenia na emisję dwutlenku węgla. Obecnie wyemitowanie jednej tony dwutlenku węgla w unijnym systemie handlu emisjami ETS kosztuje ok. 88 euro. Ale przed chwilą, pod koniec pierwszej połowy kwietnia, niebezpiecznie zbliżaliśmy się już do granicy 98 euro za jedną tonę CO2.
Z kolei efektywność energetyczna w budynkach, przemyśle, oświetleniu i urządzeniach ma zmniejszyć do 2030 r. emisje CO2 o ok. 4,5 mld t rocznie. Ograniczenie zaś emisji metanu z nieszczelnych instalacji kopalnianych to redukcja o kolejne ok. 3 mld t. IPCC radzi również przejść na bardziej zrównoważoną i mniej tym samym mięsną dietę. Eksperci wyliczają, że spożywanie znacznie mniejszej ilości czerwonego mięsa w bogatych krajach, mogłoby zmniejszyć emisję o 1,7 mld t, co odpowiada całemu rocznemu zanieczyszczeniu pochodzącemu Rosji. Z kolei nacisk na transport publiczny, rowery (w tym też te elektryczne) może potencjalnie zmniejszyć emisje o tyle, o ile samochody elektryczne.
Atom tu pasuje ponoć jak słoń w składzie porcelany
A co z energią jądrową albo wychwytywaniem i składowaniem dwutlenku węgla (CCS)? W pierwszym przypadku Polska właśnie na reaktorach chce budować swoją dekarbonizację. W sprawie CCS zaś głośno było u nas już parę lat temu, ale potem temat przycichł. Od ok. roku ponownie jednak nabiera tempa, także parlamentarnego. Okazuje się jednak, że zarówno atom, jak i CCS - zdaniem badaczy - mają zaledwie 10 proc. potencjału wiatru i słońca, a ich koszt jest znacznie wyższy. Podobną ocenę wystawiono bioenergii, czyli spalaniu drewna lub upraw, żeby wyprodukować energię.