„Jako biznesmen bardziej ryzykuję, więc od państwa należy mi się więcej”. Musk właśnie pokazał, ile jest w tym prawdy
To, co robi Elon Musk w spółce Twitter, po tym, jak ją w końcu przejął, jak zachowuje się wobec pracowników i w jakim trybie oraz jakimi sposobami zwalnia ich z pracy, jest oczywiście wstrząsające, ale jest w tym także szersza perspektywa. Na tym przykładzie widać, jak ważny w dobrze działającej gospodarce jest niski poziom bezrobocia.
Stopa bezrobocia w Stanach Zjednoczonych wynosi obecnie 3,7 proc., co oznacza, że problem braku pracy za oceanem właściwie nie występuje. Co więcej – z innych danych wynika, że jest tam ponad 10 mln wakatów, czyli wciąż nieobsadzonych miejsc pracy. To niezwykle sprzyjająca okoliczność z punktu widzenia kogoś, kto wykonywał jakąś pracę w Twitterze i teraz nagle został stamtąd wyrzucony, bo nie wypełnił jakiejś ankiety online. Ewentualnie kogoś, kto sam się stamtąd właśnie zwalnia, bo uważa, że współpraca z firmą zarządzaną przez człowieka, który zachowuje się jak szalony, ewentualnie celowo chce tę firmę zniszczyć, nie jest tym, czym chce się zajmować.
Okoliczności są sprzyjające, bo na takim rynku istnieją bardzo duże szanse na to, że wszyscy zwolnieni z Twittera dość szybko i bezboleśnie znajdą sobie nową pracę. Być może takiej, z której naprawdę będą zadowoleni, tak szybko nie znajdą, zwłaszcza że w tym samym momencie zwalniani są posiadający zapewne podobne doświadczenie i umiejętności pracownicy z Facebooka czy Amazona. Jednak ze znalezieniem jakiejkolwiek pracy, żeby zarobić na życie nie powinno być kłopotów. Na to przynajmniej wskazują dane.
Elon Musk zwalnia, bo ma taki kaprys
Gdyby Elon Musk wywalił ludzi z roboty w sytuacji, w której stopa bezrobocia wynosi 15 proc. czy 20 proc., tak jak jeszcze kilka lat temu było w Hiszpanii czy Grecji, ich sytuacja mogła stać się katastrofalnie zła. Mieliby znikome szanse na szybkie znalezienie nowej pracy, przez co mogliby popaść w biedę, a zły scenariusz w ich życiu zawodowym mógłby im zniszczyć także ich życie prywatne. Kluczowe tu jest to, że wszystko to wydarzyłoby się bez żadnej ich winy.
Elon Musk zwalnia ich dlatego, że ma na przykład inną koncepcję biznesową. Nie mamy sytuacji, w której musi on Twittera ratować i wyciągać ze strat, w pierwszym półroczu Twitter zarobił bowiem 243 mln dolarów, osiągając ponad 10 proc. marży netto. Możliwe nawet, że zwalnia tych ludzi, bo ich nie lubi, ma problemy z kontrolowaniem emocji, a jego proces podejmowania decyzji jest dość frywolny. Niektóre fragmenty jego dotychczasowej kariery mogą sugerować, że tak może być.
Musk ewidentnie nie jest zwyczajnym biznesmenem. Ale nawet najbardziej zwyczajny i najnudniejszy właściciel biznesu na świecie czasami może być zmuszony do redukcji zatrudnienia, ponieważ zepsuła się sytuacja na rynku. Takich zwolnień jest najwięcej.
Wszystko to stoi w ogromnej sprzeczności z koncepcjami głoszonymi przez najtwardszych zwolenników najbardziej liberalnych systemów gospodarczych, którzy nawołują do ograniczania tak zwanego „socjalu”, w tym pomocy dla bezrobotnych. Według tych koncepcji bezrobotni zwykle są sami sobie winni – nie mają pracy, bo nie potrafią pracować, ewentualnie potrafią wykonywać tylko czynności, które mają bardzo niską wartość dodaną, więc mało kto ich potrzebuje zawodowo.
Zwykle fanom tych teorii trudniej dostrzec, że równie dobrze sami mogliby zostać kiedyś bezrobotni (ewentualnie mogą zostać bankrutami, jeśli prowadzą działalność gospodarczą), tylko i wyłącznie ze względu na zmiany w otoczeniu i bez względu na to jak bardzo sami się starają i jak dobrze wykonują zawodowe obowiązki. Ludzie wywaleni właśnie z Twittera nie stali się przecież nagle bezużytecznymi warchołami, którzy do niczego się nie nadają. Przyczyna utraty pracy jest zupełnie inna.
Jestem biznesmenem, bardziej ryzykuję, więc należy mi się więcej
Sytuacja z Twitterem i Elonem Muskiem świetnie udowadnia jak bardzo nietrafiony jest też inny mit, popularny zwłaszcza wśród biznesmenów, który sprowadza się do tego, że przedsiębiorcy powinni móc cieszyć się różnymi przywilejami i ułatwieniami ze strony państwa, ponieważ oni w ramach prowadzonej działalności gospodarczej więcej ryzykują. W wersji hardcorowej – dlatego że ryzykują.
Takie postawienie kwestii sugeruje, że ktoś na umowie o pracę nie ryzykuje, bo jego wynagrodzenie jest stałe niezależnie od tego, co się dzieje w firmie i na zewnątrz. Elon Musk i Twitter pokazują, że to ogromne i nieprawdziwe uproszczenie. Jeśli Musk swoimi zmianami doprowadzi do ucieczki reklamodawców z Twittera, nie znajdzie przy tym innych trwałych źródeł przychodów i w efekcie zniszczy firmę, to dla kogo będzie to sytuacja bardziej ryzykowna – dla Muska czy dla wszystkich, którzy przez niego stracili pracę?
Oczywiście to pytanie retoryczne. Tak naprawdę ryzyko w gospodarce rynkowej jest zawsze i z każdej strony. Nie jest zarezerwowane tylko dla prowadzących działalność gospodarczą. Dotyczy także pracowników, a nawet konsumentów, którzy kupując sobie na przykład pączka w cukierni, ryzykują w kontekście użyteczności i tego, czy uda im się zamienić pieniądze na jakąś korzyść. Jeśli pączek okaże się niesmaczny, to wymiana okaże się niekorzystna i staną się ofiarą podjętego ryzyka.
Oczywiście jego skala jest zupełnie inna. W przypadku pączka bardzo mała, w przypadku właściciela dużej firmy o wiele większa. Ale nawet jeśli przedsiębiorcy ryzykują bardziej i częściej, to wydaje mi się, że są w relatywnie lepszej sytuacji, głównie dlatego że mają możliwość aktywnego wpływania na rzeczywistość, to oni podejmują decyzje w swojej sprawie.
Mają pole manewru, przynajmniej na początku. Jeśli go nie mają, to zwykle na skutek własnych błędów. Zarządzanie ryzykami jest de facto sednem ich pracy, na tym to właśnie polega. Czasami w ramach tego zarządzania podejmują decyzje o zwolnieniu z pracy innych ludzi, których wpływ na daną sytuację jest znacznie mniejszy czy wręcz zerowy. Często pracownicy nie są w stanie obronić się przed utratą pracy, nie dlatego że sami źle zarządzają ryzykiem w swoim życiu, ale dlatego że błędy popełnił ten, kto ich zatrudniał.
Nie da się tego wykluczyć w życiu, czasami po prostu tak bywa i już. A skoro tak, to można się zastanawiać długo i szeroko dlaczego ten, kto ich zatrudniał może płacić mniejsze podatki niż oni sami, bo może korzystać z różnego rodzaju możliwości powiększania sobie kosztów uzyskania przychodu, wybierać dogodne schematy podatkowe, korzystać z ulg oferowanych przez państwo.
Elon Musk zbudował sukces Tesli nie tylko na tym, że to takie fajne samochody, ale także na tym (i w pierwszych latach było to główne źródło zysków), że mógł za darmo otrzymywać tak zwane ZEV (ang. zero-emissions vehicles) credits od stanu Kalifornia. Była to szczodra dotacja, którą władze zachęcały producentów samochodów do tego, żeby produkowały więcej aut elektrycznych.
Kaprys Muska, zagrożenie dla jego pracowników
Dziś gigantyczna skala posiadania Muska powoduje, że inwestycję w Twittera może traktować jak hobby albo kaprys. Jego majątek opiera się na udziałach w kilku firmach, jest więc zdywersyfikowany. Tak naprawdę więc osobiste ryzyko biznesowe Muska jest zdywersyfikowane, czyli de facto niższe. Zapewne znacznie niższe niż w przypadku większości pracowników, których właśnie zwolnił.
Pracownicy etatowi zwykle możliwości takiej dywersyfikacji nie mają, przez co tak naprawdę w swoim życiu zawodowym ryzykują więcej niż przedsiębiorcy, którzy ich zatrudniają. Warto o tym pamiętać, kiedy następny raz usłyszymy od kogoś, że wsparcie socjalne dla ludzi bez pracy jest marnowaniem pieniędzy, a wsparcie przedsiębiorcom się należy, bo oni więcej ryzykują.
Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM.