REKLAMA

Uważajcie na waluty. W cieniu wojny w Ukrainie Chiny zaczęły uderzać w petrodolary

Rosja nazbierała sobie na czas wojny górę dolarów, żeby po inwazji na Ukrainę mieć wszystkich w nosie i nie przejmować się zanadto sankcjami. Tylko że bardzo się zdziwiła, że można jej ot tak te dolary zabrać. Bomba! Tylko czy to nie znaczy, że teraz świat przestraszy się trzymania oszczędności w dolarach, co wywróci gospodarczy układ sił? Brzmi intrygująco, ale trzeba by wtedy wpaść z ramiona Chińczyków, a to niemożliwe.

Waluty. W cieniu wojny w Ukrainie Chiny zaczęły uderzać w petrodolary
REKLAMA

Chińczykom zależy też, żeby jednak dolar nie upadł, bo trzymają w nim własne gigantyczne rezerwy. Ale osłabić amerykańską walutę, żeby zyskać przewagę, trochę poszturchać USA - to już co innego. I wygląda na to, że Chiny cichaczem właśnie to robią - trochę własnymi rękami, trochę rękami przyjaciół z Arabii Saudyjskiej. A analitycy zaczynają nieśmiało napomykać, że idea petrodolara to kolos na glinianych nogach.

REKLAMA

Początki tej historii sięgają bardzo daleko. Amerykański dolar miał bowiem fory od dziesięcioleci. Najpierw po II wojnie światowej obowiązywał tzw. system z Bretton Woods, który polegał na powiązaniu walut ze złotem i utrzymaniu stałego parytetu, co miało zapewniać stabilność, ale w praktyce to dolar już wtedy miał dominującą pozycję na świecie.

Do 1971 r., kiedy USA zerwały z parytetem złota. Mogło się to skończyć różnie, gdyby Stany Zjednoczone nie zastosowały sprytnego wybiegu, by dolar na lata pozostał najważniejszą walutą świata. USA dogadały się bowiem w 1974 r. z Saudyjczykami - największymi producentami ropy - że ci będą całemu światu sprzedać ropę wyłącznie za dolary, a w zamian za to Saudowie dostaną ochronę militarną od USA. Mówiąc inaczej - ochronimy was zawsze i wszędzie, ale każdą transakcję rozliczajcie w naszej walucie. I tym sposobem, każdy, kto chciał kupować ropę, musiał najpierw kupić dolary.

Tak powstała idea petrodolara, na której do dziś opiera się w głównej mierze siła amerykańskiej waluty.

Owszem, w ostatnich dziesięcioleciach znaleźli się śmiałkowie, którzy chcieli Stanom zaszkodzić, podkopując petrodolara. Próbował tego Saddam Husajn czy Muammar Kaddafi. Żaden z nich dobrze nie skończył.

Tylko że z Rosją już tak łatwo nie pójdzie - zwraca uwagę analityk Exeria.com Tomasz Gessner.

Saudyjczycy są wściekli, bo ochroniarz się nie spisuje

Teraz ktoś popuka się w czoło - jakąż ochronę militarną może dziś zapewnić Rosja, która w Ukrainie właśnie pokazała, że jej armia dobrze wygląda głównie na defiladach, a nie na froncie?

Ale spójrzcie oczami Arabii Saudyjskiej na dotychczasowego „ochroniarza”:

No i teraz zobaczcie, że te nowe sojusze Saudyjczyków naprawdę mogą mieć konsekwencje. Zaledwie 15 marca, a więc gdy już było wiadomo, że Putin wbrew planowi w Ukrainie utknął, a świat widzi, że jego armia wcale nie jest tak groźna, jak sądzono, „The Wall Street Journal” poinformował, że Arabia Saudyjska planuje przyjrzeć się możliwości handlu ropą z Chinami za juana. To ewidentna groźba w stronę USA.

Jaki to byłby piękny prezent dla Chin, gdyby kupowały ropę we własnej walucie. I jeszcze piękniejszy, gdyby Chiny widziały minę Joe Bidena.

Chińczycy bowiem już w 2018 r. próbowały uderzyć w petrodolara, wprowadzając kontrakty na ropę naftową wycenione w juanach w ramach starań o umożliwienie handlu swoją walutą na całym świecie. Ale to nie podkopało dominacji dolara na rynku ropy. Potrzebni są do tego jednak Saudowie.

Chiny zintensyfikowały więc zaloty wobec Arabii Saudyjskiej. W ostatnich latach Chiny pomogły Arabom zbudować własne rakiety balistyczne, konsultowały się w sprawie programu nuklearnego i zaczęły inwestować w ulubione projekty księcia Mohammeda bin Salmana, takie jak Neom – futurystyczne nowe miasto.

A więc rozliczanie kupna ropy w juanach to nawet nie tyle prezent, ile odpłata za bardzo konkretną pomoc. W dodatku taki ruch może skłonić innych producentów do wyceniania chińskiego eksportu również w juanach.

Rosja i Chiny stawiają na euro

Idea petrodolara zaczyna stać coraz bardziej na glinianych nogach

- komentował te doniesienia WSJ Tomasz Gessner.

Czy aby zanadto nie przesadza? Otóż warto spojrzeć, co stało się mniej więcej tydzień wcześniej w pierwszym tygodniu marca.

Dolar wówczas znacząco słabł na rynkach. Powszechnie mówiło się, że to dlatego, że Europejski Bank Centralny sugerował podwyżkę stóp procentowych, a to zawsze działa na umocnienie waluty. Wtedy nie było jeszcze sygnałów, że amerykański Fed zrobi to samo.

Ale tak naprawdę wcale nie to było najważniejsze dla osłabienia dolara. W tym samym czasie Rosja, która jest największym eksporterem gazu, podpisała z Chinami, które są jego największym importerem wieloletni kontrakt na dostawę tego surowca. Źródła chińskie mówią o 30 latach, rzecznik Kremla o 25 latach, ale faktem jest, że wartość tej umowy to 117,5 mld dol. Tylko że strony rozliczać będą się w… euro.

Że to ciągle waluta Zachodu? Nieważne, ważne, żeby to dolar ucierpiał, a oba kraje od dawna mają ochotę posuwać proces dedolaryzacji świata. Zapowiedzi Arabii Saudyjskiej jakoś ładnie się z tym składają - antydolarowy sojusz zaczyna się odradzać w tle wojny w Ukrainie.

A dlaczego Rosja i Chiny za gaz też nie będą się rozliczać w rodzimej walucie kupującego? Bo to być może już za duży cios w dolara. A wrogom USA zależy na powolnym jego osłabianiu, ale nie na ciosie prosto w serce.

Chiny i USA trzymają się w szachu

Nie da się z dnia na dzień porzucić dolara. Na pewno Chiny nie mogą tego zrobić, bo same mają ogromne rezerwy dolarowe na swoich kontakt, więc totalna deprecjacja dolara zaszkodziłaby im samym. 

Ale jest też drugi powód - bardziej rynkowy. Chiński juan po prostu nie jest w stanie zastąpić dolara na rynkach światowych jako waluta rezerwowa, bo chińskie obligacje i depozyty denominowane w juanach nie są łatwo dostępne dla zagranicznych inwestorów, a przynajmniej w dużych ilościach.

Świetnie pokazał to ostatnio prof. Barry Eichengreen z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley na łamach Project Syndicate, który podkreśla, że banki centralne od lat próbują trochę zerwać się z tego dolarowego łańcucha, ale w ciągu ostatniej dekady udział dolara w ich rezerwach spadł zaledwie o 10 pkt proc., a i tak tylko jedna czwarta z tego została zamieniona na juany, reszta na dolary australijskie i kanadyjskie, koronę szwedzką i franka szwajcarskiego.

To więc bardzo długi proces, który może się jednak właśnie intensyfikować na naszych oczach poprzez kanał surowcowy. Ci, którzy mieliby taki pomysł, by kiedykolwiek wystąpić przeciw USA, wiedzą już, że mogą przeżyć szok - w mgnieniu oka stracić wszystkie pieniądze, które odkładały na czarną godzinę - tak jak Rosja teraz.

REKLAMA

Dolara może czekać mało kolorowa przyszłość.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA