Potężny cios w Rosję ma zaboleć Putina. Ale Polska i Niemcy znowu po dwóch stronach barykady
Putin chciał w kilkanaście dni zająć Ukrainę, a w Kijowie umieścić swojego protegowanego. To miał być pierwszy krok w kierunku odbudowania ZSRR, o czym rosyjskie dyktator ponoć od lat marzy. Ale coraz więcej ekspertów uważa, że Rosja jest już na skraju zapaści gospodarczej, co może skutkować nawet rozbiciem tego potężnego kraju na kilkanaście mniejszych. Embargo na ropę z Rosji i limit cenowy robią swoje. A za chwilę mogą dojść jeszcze podobne mechanizmy dotyczące samego gazu.
Putin tak naprawdę obecny kryzys energetyczny zaczął nakręcać ponad pół roku przed napaścią na Ukrainę, dokładnie w zeszłoroczne wakacje letnie. Wtedy ze swoimi dostawami gazu zaczął manipulować Gazprom. Moskwa wymyśliła sobie, że jak Zachód będzie przyparty do energetycznej ściany, to nie będzie miał głowy do popierania Ukrainy i w ten sposób Rosja, nawet bezkrwawo, poszerzy swój obszar. Ale stało się dokładnie odwrotnie. Zachód od początku do teraz stoi twardo przy Kijowie i pomaga w walce z Rosją, jak tylko może. Kryzys energetyczny zaś daje się we znaki, ale nie tak bardzo, jakby tego chciał sam Putin. Bo i Bruksela postawiła na szybsze wypełnianie magazynów gazu, a wiele krajów dodatkowo wspomaga się węglem. Nie dość, że szantaż energetyczny Rosji nie działa, to w dodatku UE szykuje kolejny cios, który może wyjątkowo zaboleć Putina. Chodzi o limit ceny dla gazu z Rosji.
Limit cen gazu, czyli UE podzielona na dwie części
To nie jest pierwsza dyskusja na temat tego limitu cenowego. Pierwotnie zaproponowano, żeby 1 MWH rosyjskiego gazu nie mogła kosztować więcej niż 275 euro. Ale na taką propozycję Komisji Europejskiej nie było zgody. Hiszpańska minister środowiska Teresa Ribera nazwała ją absolutnie nie do zastosowania, nieskuteczną, niecelową. Potem na stole pojawiła się inna sugestia, żeby gaz nie był droższy niż 220 euro. Limit w takim kształcie byłby uruchamiany tylko wtedy, gdyby ceny były o 58 euro wyższe niż cena referencyjna LNG przez dziesięć kolejnych dni handlowych, a europejskie ceny gazu przekraczały limit cenowy przez dwa tygodnie. Ale to dalej poziom ceny zbyt wysoki dla w sumie 12 państw, które nie zgadzają się na taki limit. To oprócz Polski też Belgia, Bułgaria, Chorwacja, Grecja, Włochy, Łotwa, Litwa, Malta, Rumunia, Słowenia i Słowacja.
Te kraje spisały wspólny dokument, w którym proponowany jest limit cenowy na poziomie 160 euro za 1 MWh gazu, który miałby wejść w życie od 1 stycznia 2023 r. Inne, unijne giełdy gazu byłyby z tym mechanizmem powiązane i miałyby prawo do 5 proc. wahań, aby utrzymać sygnał cenowy dla przepływów wewnątrz UE. Tymczasem obecnie na giełdzie Dutch TTF Natural Gas Futures 1 MWh gazu kosztuje ok. 135 euro. To znacznie poniżej szczytu z 26 sierpnia, kiedy za 1 MWh gazu trzeba było płacić więcej niż 345 euro. Taki limit cenowy - na poziomie 160 euro - byłby też wyraźnie wyższy od cen gazu sprzed rosyjskiej agresji na Ukrainę. W styczniu i lutym 2021 r. to było w granicy od 70 do 88 euro.
Europejski Bank Centralny ostrzega przed zawirowaniami
Największymi przeciwnikami 12 krajów, które apelują o bardziej restrykcyjny limit cenowy dla ropy z Rosji, są Niemcy i Holandia. Wyrazicielami ich obaw jest trochę też Europejski Bank Centralny, który na limit cenowy dla gazu z Rosji patrzy jednak nieprzychylnym okiem. Taki mechanizm miałby być bardzo ryzykowny dla pozostałych rynków finansowych.
Zwolennicy limitu przekonują jednak, że nie ma powodu do obaw. Taki mechanizm ma być wszak regularnie monitorowany i może być wstrzymany w dowolnej chwili na wniosek regulatorów, w tym też EBC.