Rząd pracuje nad planem awaryjnym na wypadek, gdyby umowa z górnikami trafiła do kosza
Na spotkaniu z wicepremierem i ministrem aktywów państwowych Jackiem Sasinem górnicy usłyszeli, że proces prenotyfikacji umowy społecznej może zakończyć się już 2 grudnia. Ale rząd ma też brać pod uwagę najgorszy scenariusz, w którym Komisja Europejska na żadne dotowanie polskich kopalni się nie godzi.
Umowa społeczna rządu z górnikami to być-albo-nie-być dla polskiego górnictwa. Tam przecież wpisano harmonogram zamykania kopalni do 2049 r., tam też ujęto górnicze osłony socjalne, takie jak gwarancje zatrudnienia, indeksacje wynagrodzenia, czy jednorazowe odprawy. Ale najważniejsze jest to, że porozumienie zakłada pomoc publiczną dla polskich kopalni w wysokości nawet 3 mld zł rocznie. A to ma być jedyną szansą na przetrwanie branży, która ubiegły rok zamknęła startą w wysokości 4,3 mld zł, a po 7 miesiącach 2021 r. na minusie miała już 1,7 mld zł.
Zgodnie z wolą i rządu i górników, żeby umowa społeczna w tym kształcie mogła wejść w życie - potrzebne jest zielone światło od Brukseli. Na zorganizowanym w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach spotkaniu z wicepremierem Jackiem Sasinem i rządowym pełnomocnikiem ds. górnictwa Piotrem Pyzikiem górnicy usłyszeli, że być może za parę dni okaże się, jaka jest decyzja w tym względzie Komisji Europejskiej.
Padła deklaracja ze strony rządu, że 2 grudnia podczas rozmów z Unią Europejską może zakończyć się proces prenotyfikacji. Na bazie zakończenia tego procesu prenotyfikacyjnego może powstać ustawa o pomocy publicznej dla górnictwa - oznajmił po spotkaniu z przedstawicielami rządu Dominik Kolorz, przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
Umowa społeczna w rękach Komisji Europejskiej
Zdaniem Pyzika zgoda ze strony KE może być decydująca dla polskiego przemysłu wydobywczego. Na razie nic nie wskazuje na to, że Bruksela odrzuci umowę społeczna polskiego rządu z górnikami. Nie mamy żadnych sygnałów, że mieliby wydać decyzję negatywną lub oczekiwać jakichś dodatkowych informacji - przekonuje rzecznik MAP Karol Manys. Kolejnym krokiem powinna być nowa ustawa górnicza. W celu przyspieszenia drogi legislacyjnej do Sejmu miałby trafić poselski projekt tych regulacji. Sam proces notyfikacji miałby potrwać, zdaniem Piotra Pyzika, 10-12 miesięcy.
Ale związkowcy uważają, że polskie górnictwo i tak jest w niedoczasie. Notyfikacja umowy społecznej, nowa ustawa górnicza, czy inwestycje niskoemisyjne - to wszystko ich zdaniem musi wyraźnie przyspieszyć. Zwrócili też uwagę Sasinowi i Pyzikowi, że już teraz część zapisów umowy społecznej nie jest realizowana. W odpowiedzi usłyszeli deklaracje, że będzie to szybko korygowane.
Rząd przygotowuje plan awaryjny
Związkowcy boją się też, że rozmowy z KE jednak nie pójdą tak dobrze, jak zakłada to rząd. Wtedy, o czym od miesięcy ostrzegają m.in. eksperci klimatyczni, polskie górnictwo dojdzie do finansowej ściany, za która będzie tylko bankructwo. Nie od dziś mówi się, że w PGG w kasie z pieniędzmi widać już drugie dno, a bez pomocy ze strony Polskiego Funduszu Rozwoju już teraz byłby kłopot z wypłatą premii barbórkowych, czy 14. pensji w lutym.
Pozostaje pytanie, czy rzeczywiście rząd przyspieszy i czy za miesiąc albo półtora nie okaże się, że jesteśmy w tym samym miejscu - zastanawia się Kolorz.
Związkowcy usłyszeli, że w razie braku zgody KE na umowę społeczną nie będzie można będzie zrealizować założonej pomocy publicznej dla polskiego górnictwa. Zdaniem Pyzika ta ścieżka legislacyjna jest niezbędna. Ale przedstawiciele rządu na spotkaniu z górnikami zapewniali też, że prowadzone są prace nad planem awaryjnym. Bez podawania szczegółów.