Polski rząd strzela na oślep w sprawie Turowa, a Czesi mówią już o zwiększeniu zasądzonej już kary
Czy polski rząd ma w ogóle jakąkolwiek strategię w sporze o kopalnię Turów? Bo najpierw idzie sygnał o wznowieniu rozmów z Czechami, potem dowiadujemy się, że nasi południowi sąsiedzi będą chcieli wrócić do projektu porozumienia sprzed kilku miesięcy, a na koniec pojawia się nieoficjalna informacja, że Warszawa może jednak pójść z Pragą na udry. Na dokładkę rzecznik polskiego rządu mówi, że jak będzie trzeba, to karę za Turów zapłacimy, ale guzika nie oddamy.
W sprawie kopalni Turów i kłótni o dalszy jej z los z Czechami polski rząd tak szybko rozkręcił karuzelę, że trudno się teraz w tym wszystkim połapać. Pewne jest jedno: dojdzie do wznowienia rozmów 18 stycznia. Ale dzisiaj naprawdę trudno przesądzać, czy rzeczywiście będzie tak, jak tego chce Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska i skończy się podpisaniem porozumienia.
Przedstawicielka polskiego rządu nie ukrywa, że liczy na nowe otwarcie i nową też atmosferę - w odróżnieniu od tej w trakcie cyklu 18 spotkań negocjacyjnych z poprzednim rządem Czech (zmiana nastąpiła po październikowych wyborach u naszych południowych sąsiadów). Z kolei szefowa czeskiego Ministerstwa Środowiska Anna Hubackowa najchętniej wróciłaby do projektu porozumienia z września ubiegłego roku, wcześniej rozmawiała w tej sprawie z samorządowcami z gmin Hradecko, Chrastavsko i Frydlantsko i z przedstawicielami organizacji pozarządowych.
Turów: Polska będzie chciała zepchnąć Pragę do defensywy?
Ale dobra atmosfera przyszłotygodniowych rozmów wcale nie jest pewna ani też to, że Polska będzie chciała wracać do umowy sprzed paru miesięcy w niezmienionej formie. Okazuje się, że też zapewniania minister Moskwy mogą nic nie znaczyć. Z informacji Dziennika Gazeta Prawna wynika bowiem, że polski rząd może nagle chcieć zmienić taktykę i przejść do ofensywy. A to dlatego, że już na spore wydatki narażają nas kary nałożone na TSUE. Dlatego Polska ma zamiar działać dwutorowo. Z jednej strony negocjować jak najkorzystniejsze porozumienie, ale z drugiej gabinet premiera Mateusza Morawieckiego miałby też pozywać Czechów przed sąd arbitrażowy. Warszawa ma zarzucać Pradze złamanie zapisów Karty energetycznej z 1994 r. mówiących o zakazie dyskryminacji inwestycji.
Czesi zauważają, jak donosi serwis Seznam Zpravy, że przepisy Karty energetycznej pozwalają dochodzić o swoje firmom, a nie państwom. To przedsiębiorstwa na podstawie tych regulacji mają prawo pozywać inne kraje, o ile decyzje przez nie podejmowane mają wpływ na ich inwestycje energetyczne. Nasi południowi sąsiedzi przypominają ostatnie postępowanie arbitrażowe, które dotyczyło odszkodowania za potencjalnie utracone zyski w związku ze spadkiem wydobycia i spalania węgla. Niemieckie przedsiębiorstwo energetyczne Uniper pozwała za to Holandię. Ale w 2021 r. sąd arbitrażowy stwierdził, że jeżeli uczestnicy sporu: zarówno pozywająca firma, jak i pozwany kraj znajdują się w UE - arbitraż jest nielegalny, bo podważa rolę TSUE.
Czechy i Polskę dzieli czas i pieniądze
Projekt porozumienia z września 2021 r. jest autorstwa jeszcze byłego ministra klimatu i środowiska Michała Kurtyki. Polska miała zapłacić za czeskie inwestycje chroniące środowisko 45 mln euro. Ale teraz podobno chcemy zmniejszyć tę kwotę do 25 mln euro, bo i tak nad nami wisi kara zasądzona przez TSUE. Inne rozbieżności miały dotyczyć czasu obowiązywania umowy. Warszawa nie chciała sobie na zbyt długo wiązać rąk.
Czesi chcieli w ten sposób wiązać się na zdecydowanie dłużej, bo minimum 15 lat. Inne uwagi zgłaszają czeskie organizacje pozarządowe, dla których porozumienia z września 2021 r. nie jest dobrym rozwiązaniem.
Polska zapłaci za Turów, tylko jeszcze nie wiadomo ile
Tymczasem Komisja Europejska poinformowała, że wysłała do Polski już trzy wezwania do zapłacenia zasądzonej przez TSUE kary za Turów. Wszystkie bezskuteczne. Przypomnijmy: na wniosek Czechów we wrześniu 2021 r. TSUE nałożył na Polskę karę w wysokości 500 tys. euro za każdy dzień niewykonywania wcześniejszego orzeczenia o jak najszybszym zamknięciu polskiej odkrywki. Od tego czasu zebrało się już tej kary na ponad 50 mln euro. Ale Bruksela nie zamierza czekać w nieskończoność. I jak Warszawa dalej będzie się ociągać z płaceniem - należną kwotę potrąci z należnych Polsce funduszy.
Piotr Müller, rzecznik polskiego rządu, podkreśla że Polska jest w stanie ponieść koszt, który zabezpieczy polskie rodziny przed wyłączeniem energii elektrycznej dla kilku milionów ludzi.
Tymczasem w Czechach pojawiają się głosy nakłaniające do zwiększenia nałożonej kary na Polskę, bo dotychczasowa - jak pokazują ostatnie miesiące - w żadnym stopniu nie spełnia swojego zadania.
Zidek na spotkaniu z czeską minister środowiska Anną Hubackową przekonywał, że nie można jeszcze bardziej iść Polsce na rękę. Jego zdaniem o ile projekt porozumienia nie będzie znacząco zmieniony - będzie to najlepsze z możliwych sposobów na rozwiązanie czesko-polskiego sporu.