Estoński CIT był w poprzednim roku perełką, na którą rząd chuchał i dmuchał, chwalił się, gdzie mógł, promował i zachwalał. Miał pobudzić innowacyjność polskich firm, a według ministra finansów nawet skusić czeskich przedsiębiorców, by przenosić działalność do Polski. I co? I ten nowy super ekstra pomysł nie skusił nawet Polaków, w 2020 r. skorzystało z niego zaledwie 360 spółek. To klęska na całej linii.
Pamiętacie, jak tuż po prezentacji Polskiego Ładu Tadeusz Kościński, minister finansów opowiadał, że Polacy niepotrzebnie wpadają w panikę i szukają w Google, jak przenieść swoją firmę do Czech? Twierdził, że może i dobrze, że szukają takich informacji, bo przekonają się, że to wcale nie jest opłacalne, a właściwie to Czechom bardziej opłacałoby się przenosić firmy do nas.
Daruję sobie tym razem kpiny, że polski minister tak naprawdę namawiał w ten sposób Czechów do przestępstwa podatkowego. Ale jego zdaniem tym, co miałoby kusić Czechów jest tzw. estoński CIT wprowadzony w Polsce od tego roku. To specjalna ulga podatkowa dla firm za to, że przeznaczą część zysku na rozwój i inwestycje. Korzyść dla przedsiębiorcy ma być taka, że od inwestowanych dalej w rozwój pieniędzy nie płaci się wcale podatku, płaci się go dopiero, kiedy wypracowany zysk wypłacany jest poza spółkę np. w formie dywidendy.
W Estonii ten podatek to faktycznie hit
Podobne rozwiązanie funkcjonuje w Estonii z powodzeniem, to właściwie tamtejszy hit podatkowy. Polski rząd liczył, że w pierwszym roku obowiązywania skorzysta z niego 200 tys. polskich firm. Tymczasem jak się okazuje, od stycznia do połowy maja na skorzystanie z estońskiego CIT zdecydowało się zaledwie 360 spółek.
To klapa na całej linii. Nie tylko podatkowa, ale i wizerunkowa, bo przecież estoński CIT był sztandarowym pomysłem podatkowym premiera Mateusza Morawieckiego szumnie zapowiadanym w jego expose w 2019 r.
Polski CIT to zaprzeczenie estońskiego
Eksperci wskazywali już dawno, że warunki skorzystania z tej ulgi są źle ustawione, zanadto wyśrubowane, mało kto się na nie załapie. Aby skorzystać z zerowego podatku, spółka musi mieć roczne przychody do 100 mln zł, odpowiednio duże inwestycje, a dodatkowo jej wspólnikami mogą być tylko osoby fizyczne. Ale rząd nie chciał słuchać. Musiała przyjść sromotna klęska, żeby w ministerstwie poszli po rozum do głowy. Ale poszli.
Wygląda na to, że MF zrozumiał już swój błąd i szykuje gruntowną reformę estońskiego CIT. Szczegóły mają się pojawić na dniach. Kto wie, może jednak powinniśmy jednak szykować się na najazd Czechów nad Wisłę.