Obostrzenia w gastronomii. Nieznajomość prawa szkodzi, ale tylko szarym obywatelom
Premier może złamał prawo, ale nieświadomie, bo w błąd wprowadziło go „zaplecze”. Tak okoliczności słynnej już wizyty Mateusza Morawieckiego w restauracji tłumaczy rzecznik rządu Piotr Müller. W zaparte wciąż za to idzie wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik i wbrew faktom przekonuje, że obostrzenia w gastronomii to jedynie „zalecenia”.

Fot. Adam Guz/KPRM
Gastronomia należy do branż, które zostały najciężej znokautowane przez rządowe obostrzenia związane z walką z Covid-19. Tysiące lokali – często bardzo prężnie działających przed pandemią – nie doczekało końca „liczenia” i zostało zlikwidowanych, zanim rząd odmroził ten sektor.
Ponowny rozruch gastronomii od 18 maja dał nadzieję właścicielom restauracji, kawiarni i pubów na powrót do względnej normalności, ale zderzenie z rzeczywistością nadeszło bardzo szybko. Okazało się, że mało który lokal osiąga przychody pozwalające choćby pokryć bieżące koszty działalności.
Jednym z powodów bardzo słabego ruchu w zatłoczonych jeszcze na początku marca lokalach są surowe wytyczne Głównego Inspektoratu Sanitarnego, które nie tylko bardzo ograniczają dozwoloną liczbę klientów, ale w praktyce delegalizują podstawę działalności całej gastronomii – spotkania towarzyskie.
„Przy jednym stoliku może przebywać rodzina lub osoby pozostające we wspólnym gospodarstwie domowym. W innym przypadku przy stoliku powinny siedzieć pojedyncze osoby, chyba że odległości między nimi wynoszą min 1,5 m i nie siedzą oni naprzeciw siebie. Wyjątkiem są stoliki, w których zamontowano przegrody, np. z pleksi, pomiędzy osobami” – wystarczy tylko ten przepis, by wizyta w lokalu gastronomicznym straciła sens.
Wytyczne GIS-u nie pokrzyżowały jednak planów premiera Mateusza Morawieckiego, który w zeszły piątek odwiedził jedną z restauracji, by pokazać, jak jego rząd pomaga przedsiębiorcom stanąć na równe nogi. Szef rządu wrzucił na Twittera wykonane przez rządowego fotografa zdjęcia obrazujące jego spotkanie przy wspólnym stoliku z właścicielami restauracji.
Pytany przez dziennikarzy o powód złamania obostrzeń dotyczących gastronomii, premier początkowo tłumaczył się, że wytyczne GIS-u to jedynie zalecenia, a nie obowiązujące prawo.
Szybko okazało się, że szef rządu wykazał się w tej kwestii ignorancją, bo te „zalecenia” to jednak przepisy zawarte w rozporządzeniu, które jest powszechnie obowiązującym prawem.
Pożar postanowił ugasić rzecznik rządu Piotr Müller, zdejmując winę ze swojego szefa i przerzucając ją na bliżej niesprecyzowane „zaplecze premiera”, które rzekomo miało wprowadzić Mateusza Morawieckiego w błąd w kwestii statusu prawnego obostrzeń w gastronomii.
Dlaczego przeprasza nie premier, a jego rzecznik? Co gorsza, dlaczego przeprasza nie w imieniu szefa rządu, który osobiście złamał obowiązujące prawo, lecz w imieniu jego „zaplecza”?
Fundamentem systemu prawnego obowiązującego w Polsce jest wywodząca się z prawa rzymskiego zasada ignorantia iuris nocet, czyli „nieznajomość prawa szkodzi”. W praktyce chodzi o to, że nie można się zasłaniać nieznajomością jakiegoś przepisu, by uniknąć odpowiedzialności za jego złamanie. Nie ma więc żadnego znaczenia, co premierowi mówiło jego „zaplecze”, bo złamał powszechnie obowiązujące prawo.
Idealistyczne nadzieje na to, że premier jednak pokaże, że ma szacunek dla prawa i symbolicznie posypie głowę popiołem, zepsuł wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik. Zastępca Zbigniewa Ziobry mniej więcej w tym samym czasie co Piotr Müller udzielił wywiadu Radiu Zet, w którym przekonywał, że to jednak były tylko zalecenia.