Linie lotnicze już nie boją się boeingów 737 MAX. Norwegian kupi nawet 80 takich maszyn
Umowę na zakup 50 maszyn 737 MAX z opcją na kolejnych 30 z Boeingiem podpisał tani przewoźnik Norwegian. Linia lotnicza zmienia sposób finansowania nowych maszyn z leasingu na model własnościowy i liczy na to, że na całej operacji zyska równowartość 900 mln zł.
Norwegian Air Shuttle poinformował w poniedziałek, że wstępna umowa z Boeingiem przewiduje, że liniowce 737 MAX 8 zostaną dostarczone w latach 2025-2028. Tak odległy termin realizacji kontraktu wynika z tego, że Norwegian zamierza nowymi maszynami zastąpić obecnie użytkowane i musi poczekać na wygaśnięcie umów leasingu. Ostateczna umowa ma zostać podpisana jeszcze w czerwcu.
Wymiana floty Norwegiana jest o tyle ciekawa, że firma zdecydowała się na całkowitą zmianę sposobu finansowania swojej floty. Przewoźnik postanowił zrezygnować z powszechnego w tej branży leasingu i przejść na model własnościowy. Firma nie podaje szczegółów, ale informuje, że każdy nowy samolot będzie w większości stanowił jej własność. Finansowanie zakupu maszyn ma się odbywać ze wpływów z bieżącej działalności operacyjnej.
To przełomowa umowa, dzięki której Norwegian będzie właścicielem dużej części swojej floty – podkreśla Svein Harald Øygard, prezes Norwegiana. Jak podkreśla, mowy model oznacza niższe koszty i większą stabilność finansową. Szef norweskiej linii dodaje, że nie mniej ważne jest to, że podróżni będą latać najnowocześniejszymi samolotami, które w coraz większym stopniu mogą być napędzane zrównoważonym paliwem lotniczym.
Norwegian podkreśla, że 737 MAX zużywa aż o 14 proc. mniej paliwa niż poprzedni model serii 737, na którym opiera się flota przewoźnika. Nowe maszyny mają odegrać kluczową rolę w strategii firmy, która zakłada ograniczenie emisji CO2 o 45 proc. do 2030 roku.
Dość ciekawym zjawiskiem jest droga Boeinga 737 MAX od cudu inżynierii lotniczej, poprzez katastrofę wizerunkową i finansową dla amerykańskiego producenta i z powrotem do sukcesu, którym chcą chwalić się przewoźnicy. Po dwóch wypadkach lotniczych, które uziemiły całą światową flotę MAX-ów wydawało się, że jej powrót do lotów będzie możliwy tylko pod zmienioną nazwą, ale Boeing już uporał się z największym kryzysem w swojej historii i obecnie ponownie święci triumfy na rynku lotniczym.
Boeing 737 MAX kłopoty ma już za sobą
Przypomnijmy, że katastrofa w Indonezji, która wydarzyła się w październiku 2018 roku, początkowo wydawała się efektem błędu pilotów, dlatego nie zaszkodziła Boeingowi, który pozostawał poza wszelkim podejrzeniem. Kilka miesięcy później, 1 marca 2019 cena akcji spółki osiągnęła na giełdzie historyczne maksimum, dzięki czemu wartość Boeinga przebiła pułap 250 mld dol.
Świętowanie nie trwało długo, bo już 10 marca w Etiopii w podobnych okolicznościach, krótko po starcie runął kolejny niemal nowy egzemplarz 737 MAX. Wtedy stało się jasne, że problemy mogą wynikać z wad samego samolotu.
Wkrótce podejrzenia padły na zastosowany w tym modelu system MCAS (Maneuvering Characteristics Augmentation System), który miał uniemożliwiać tak zwane przeciągnięcie, czyli wprowadzenie samolotu w nadmierny kąt natarcia, po którym maszyna traci siłę nośną i sterowność. System prawdopodobnie w pewnych okolicznościach działał wadliwie, uniemożliwiając pilotom utrzymanie pułapu, wymuszając opadanie samolotu ku ziemi. 13 marca FAA nakazała uziemienie wszystkich MAX-ów, a Boeing musiał podjąć niezwykle kosztowny program naprawczy.