Żołnierze na stacjach i limity zakupu. Wielka Brytania ma kryzys paliwowy, który sama wywołała
Paliwowa kula śnieżna w Wielkiej Brytanii nabiera tylko tempa. Wszystko zaczęło się od brexitu, a teraz okazuje się, że przez wyjście z UE brakuje kierowców cystern, które dowoziły paliwo do brytyjskich stacji. W efekcie sprzedawcy wprowadzają limity, a za chwilę na ulicach pojawi się wojsko.
Tankowanie na stacji paliw w Wielkiej Brytanii to teraz nie lada sztuka. Gdzie nie popatrzeć kierowców wita długa po horyzont kolejka. Co ciekawe: to nie jest efekt jakiegoś wyjątkowego załamania na rynku energetycznym. Państwa OPEC+ też nie uzgodniły wcale, że nie będą Brytanii ropy dostarczać.
Przyczyna tej bezprecedensowej sytuacji jest całkiem inna. Wszystko bowiem przez to, że Londyn rozwiódł się z Brukselą i nie przewidział, że będzie miało tym decydujący wpływ na tutejszy rynek pracy. W tym na kierowców ciężarówek i cystern, których – jak twierdzi brytyjska branża transportowa – ma teraz brakować nawet 100 tys. Przez to mówi się m.in. o powrocie do nauki zdalnej w Wielkiej Brytanii.
Na razie w dwóch trzecich spośród 5,5 tys. zrzeszonych niezależnych punktów sprzedaży Stowarzyszenia Sprzedawców Paliw (Petrol Retailers Association) - wyschły wszystkie zbiorniki i nie ma co kupować.
Bez dalszych działań stoimy teraz przed bardzo realną perspektywą poważnych szkód dla naszego ożywienia gospodarczego, zdławionego wzrostu, jak również kolejnego mniej niż szczęśliwego Bożego Narodzenia dla wielu firm i ich klientów w całym kraju
- przewiduje Ruby McGregor-Smith, prezes Brytyjskich Izb Handlowych.
Kryzys paliwowy: limit do 30 funtów
Brytyjscy sprzedawcy paliw przyznają, że nie do końca rozumieją, co się teraz dzieje. Ich zdaniem brak kierowców cystern to przecież nie jest kłopot, który nastał nagle. Tylko w 2020 r. było o 25 tys. mniej kandydatów na testy dla kierowców ciężarówek niż rok wcześniej. Wtedy jakoś długie kolejki aut do stacji paliw się nie ustawiały, tak jak ma to miejsce teraz.
Jeszcze miesiąc temu rząd brytyjski przekonywał, że nie chce polegać na pracownikach spoza kraju. Teraz jest zgoła inna sytuacja. I nie ma innego wyjścia jak tylko ratować się pracownikami spoza wysp. Dlatego planowane jest wydanie 5,5 tys. wiz tymczasowych. Zdaniem szefa Brytyjskich Izb Handlowych to jednak zdecydowanie za mało. „To jak rzucenia naparstka wody na ognisko” - uważa.
Sprzedawcy paliwa nie zamierzają czekać na rozwój sytuacji z założonymi rękami, aż wszystko się samo uspokoi i postanowili działać. Aby zapobiec dalszym panicznym reakcjom konsumentów Texaco, BP, Shell i Esso wprowadziły limit 30 funtów na zakup paliwa na swoich stacjach benzynowych. „Większość z 1200 placówek, które zaopatrujemy, jest nadal zaopatrywana i otwarta” - przekonuje BP. Koncern dodaje jednak, że w ok. 10-15 proc. stacjach może być odczuwalny brak poszczególnych paliw.
Na kryzys najlepsze jest wojsko?
Bardzo możliwe, że brytyjski premier Boris Johnson do walki z kryzysem na stacjach paliw (a tak po prawdzie na rynku pracy) zaprzęgnie też wojsko. Jak przekonuje Grant Shapps, brytyjski minister transportu, żołnierze mogliby dostarczać benzynę i pomagać w szkoleniu innych kierowców. Wielu też uważa, że część odpowiedzialności za obecną sytuację spada również na barki samych konsumentów, którzy na wieści o braku kierowców cystern zareagowali bardzo nerwowo i postanowili robić paliwowe zapasy. Tymczasem nie ma takiej potrzeby.
Zapotrzebowanie na paliwo jest nadal tylko na poziomie 92 proc. poziomu sprzed pandemii, więc uważamy, że powinny być dostępne wystarczające zapasy w rafineriach i terminalach dostawczych w całej Wielkiej Brytanii
- nie ma wątpliwości Gordon Balmer z PRA.