Popularna fotografka pokazała, jak sprzedawać na Instagramie. Jej produkt zrobił furorę
Przykładów z serii: „jak nie być influencerem”, albo: „jak nie sprzedawać na Instagramie” są całe setki. Poza zwykłą beką trudno jednak wynieść z nich konstruktywna wiedzę. A można przecież inaczej. Tak jak Mila Piwowarska, która sprzedała kilka tysięcy presetów do Lightroooma po kilkadziesiąt złotych za paczkę. – Moi obserwujący wiedzieli, że to nie marketingowa ściema – opowiada w rozmowie z bizblog.pl.
Recepta na zarabianie na Instagramie wielu osobom się pewnie nie spodoba. Nie ma w niej nic na temat pompowania sobie statystyk, nabijaniu przypadkowych followersów za pomocą dobrze sprofilowanych hashtagów i dyskontowaniu popularności przez sprzedaż kubków i koszulek.
Pojawia się za to produkt, który jest efektem ubocznym hobby, któremu oddaje się po godzinach pracy. W przypadku Mili Piwowarskiej jest to fotografia. Mila długo rozwijała swoje umiejętności w zakresie obróbki zdjęć. Gdy zaczęła dostawać prośby o pomoc, uznała, że może podzielić się z obserwującymi częścią swojego know-how. I zaczęła sprzedawać presety, czyli gotowe ustawienia do programu Lightroom. Dowiedzieliśmy się, że liczba pobrań zestawu 10 presetów, który kosztował (w zależności do okresu) od 60 do 90 zł, poszła w tysiące.
Można? Ano można. Wcześniej pisaliśmy przecież o Elizie Wydrych-Strzeleckiej (popularnej Fashionelce), która na e-bookach o hashtagach i książkach kulinarskich zarobiła milion złotych. Fashionelka ma 81 tys. obserwujących, Mila Piwowarska - 34 tys. W skali Instagrama nie są to powalające liczby. Postanowiłem więc zapytać, co decyduje o powodzeniu takiej kampanii.
Adam Sieńko, bizblog.pl: Na początek chciałbym zapytać o to, dlaczego akurat presety? Czy to jest tak, że na Instagramie najłatwiej jest dzisiaj sprzedać informacje o tym, jak… prezentować się na Instagramie?
Mila Piwowarska: W mojej opinii Instagram jest przede wszystkim miejscem pięknych kadrów. Presety nie służą temu, by człowiek lepiej się prezentował, ale by ułatwić obróbkę zdjęć- zarówno zdjęć ludzi jak i martwej natury, jedzenia czy produktów typowo na sprzedaż. Dlaczego akurat one? A co jako osoba zajmująca się fotografią mogłabym tworzyć? Odkąd mocniej rozwinęłam się w temacie obróbki, dostawałam mnóstwo pytań o to, czy będę sprzedawać swoje presety.
Długo nie chciałam tego robić, ceniłam sobie swój unikatowy styl obróbki, to że nawet kiedy wykonywałam zdjęcia innym osobom z Instagrama, obserwatorzy bez oznaczenia mnie jako autora potrafili wskazać, że są to moje fotografie. Ale z czasem przybywało próśb o obróbkę zdjęć, o pomoc w uratowaniu zbyt ciemnego, a ja mam tylko dwie ręce, rodzinę i swoją firmę i brakowało mi na to wszystko czasu. Dlatego w końcu uznałam, że może fajnie będzie podzielić się presetami z moimi obserwatorami. I poszło.
Od razu pojawiły się jednak zarzuty, że chce Pani zarabiać.
Naturalnie pojawiły się komentarze dotyczące monetyzowania profilu. Nastąpiło dyskredytowanie mnie jako osoby, która chce za to brać pieniądze w momencie, kiedy tyle osób na Instagramie pokazuje jak robić to za darmo. Natomiast ja mam świadomość jaką pracę wkładam w stworzenie presetów i cenię zarówno swój czas, swoją wiedzę i umiejętności i szanuję te wszystkie składowe na tyle, że wyceniłam je jako swoją pracę, za którą każdy otrzymuje jakieś wynagrodzenie.
Przedstawia się Pani jako miłośniczka fotografii, a zdjęcia na profilu są bardzo dopracowane. Czy spójność profilu z tym, co chce Pani sprzedać, jest istotna? Pytam, bo swego czasu pisałem o instagramerce, która poniosła porażkę, próbując sprzedać koszulki na profilu z 2,6 mln obserwujących. Pani przykład pokazuje, że taką kampanię można z powodzeniem przeprowadzić z dużo mniejsza liczbą fanów.
Uważam, że spójność profilu z tym co influencer chce ludziom sprzedać jest najważniejsza. Oczywiście, że można sprzedawać wszystko, tylko kim wtedy jesteśmy w oczach Naszych odbiorców? Ja dałam coś swojego- coś co długo miałam tylko dla siebie, na wyłączność, co było moje. To sprawiło, że produkt był prawdziwy, tożsamy z moją osobą i trafił do (w skali dużych kont) niewielkiego grona odbiorców, ale takich, którzy będąc ze mną dłuższy czas wiedzieli, że nie jest to produkt wymyślony miesiąc wcześniej na potrzeby zarobienia pieniędzy, tylko część mnie.
Czy fakt, że dzieliła się Pani z fanami procesem przygotowania presetów jakoś w tym pomógł?
Tak naprawdę pomysł sprzedaży presetów i praca nad tym by to uruchomić trwała od kilku tygodni. Dopiero tydzień przed planowaną premierą zapytałam moich obserwatorów, czy ktokolwiek zechciałby kupić taki produkt. Reakcja była zaskakująca, ilość zainteresowanych osób mnie oszołomiła, ale miałam świadomość, że tylko część z nich finalnie produkt kupi.
Natomiast samo pokazywanie kulis przygotowania sprzedaży miało na celu nie tyle zaktywizowanie ludzi, co uświadomienie im, że to także była dla Nas praca i to wcale nie łatwa. Kilka tygodni spędziłam nad programem, by dopracować presety tak, by były jak najbardziej uniwersalne, mój mąż siedział do późnych godzin nocnych, by cała sprzedaż przebiegała jak najbardziej sprawnie i bezproblemowo. Długi czas dopracowywałam instrukcję instalacji presetów z mini przewodnikiem po programie Lightroom. To wszystko wymagało od Nas zaangażowania i dużego nakładu pracy i wszystko to powstało pracą dwojga ludzi, nie całego zespołu, w którym każdy odpowiada za coś innego.
Chciałam by obserwatorzy zobaczyli, że cały proces powstawania sklepu to Nasza praca i mogli poczuć i moje zmęczenie i obawy związane z działaniem strony i finalnie radość z tego, jak wiele osób zdecydowało się produkt kupić.
Czy moglibyśmy wymienić inne elementy, które składają się na pozytywny odbiór takich inicjatyw?
Myślę, że najważniejszą składową powodzenia takiej inicjatywy jest autentyczność. Moi obserwatorzy wiedzą, że nie angażuje się przesadnie w kampanie reklamowe. Jeśli coś polecam, to robię to szczerze, a nie dlatego, że akurat wzięłam taką kampanię. To zbudowało moją wiarygodność i to sprawiło, że kiedy powiedziałam: „słuchajcie- to jest produkt, którego ja jestem pewna. Produkt, który Wam się przyda, upiększy zdjęcia i będziecie nimi zachwyceni”, to oni wiedzieli, że to nie jest marketingowa ściema.
W ostatnim czasie coraz częściej mówi się o wpływach i możliwościach, jak stoją przed influencerami. Dla wielu osób dołączenie do tego grona staje się celem samym w sobie. Co by pani poradziła młodym ludziom, którzy przymierzają się do zarabiania pieniędzy, bazując na popularności zdobytej w sieci?
Ja jestem kiepskim przykładem, by radzić ludziom jak zarabiać bazując na popularności w sieci. W moim przypadku to taki „efekt uboczny”. Od 11 lat robię zawodowo kompletnie nie związanego ani z social mediami, ani z fotografią. To mój zawód, moje źródło dochodzi i coś, dzięki czemu opłacam swoje rachunki. Sprzedaż presetów to tak naprawdę coś, co wyszło zupełnie przypadkowo, spontanicznie. Nie zakładałam konta kilka lat temu z myślą - o, nabiję sobie followersów i będę z nich czerpać pieniądze. Instagram to dla ogromna okazja do rozwoju, duży motywator, miejsce gdzie doświadczam rzeczy, których w realnym życiu bym nigdy nie miała okazji przeżyć, ale jest przede wszystkim dodatkiem do prawdziwego życia i pracy nie związanej z siecią. I chyba to powoduje, że to się udaje- brak ciśnienia na zarabianie tutaj.
W przypadku takich produktów jak presety, których stworzenie to efekt praktyki, która zajmuje wiele godzin, ustalenie ceny jest zapewne dość trudne. Jaką metodę Pani przyjęła?
Ustalenie ceny było bardzo trudne, bo presety są naprawde bardzo, bardzo drogie. Co gorsze często jest tak, że są one zupełnie niepraktyczne do większości zdjęć. Mnie zależało na tym, by były one dostępne dla obserwujących mnie osób, a wśród nich mam zarówno uczennice z kieszonkowym od rodziców, mamy, które mają na utrzymaniu dzieci, czy osoby które szukają pracy. Chciałam zatem dać im coś za co zapłacą z kieszonkowego czy nie obciąży nadmiernie budżetu domowego. Produkt miał być dostępny dla szerokiego grona osób i chyba się udało.