Starbucks przeżywa bunt pracowników w najgorszym możliwym momencie. Bariści rozpoczęli bezterminowy strajk w Red Cup Day, jednym z kluczowych dni sprzedaży roku, żądając poprawy warunków pracy.

Ponad tysiąc amerykańskich pracowników Starbucks, zrzeszonych w związku Starbucks Workers United, rozpoczęło w czwartek otwarty, bezterminowy strajk. I celowo zrobili to w Red Cup Day, jednym z najważniejszych dni sprzedażowych w roku, kiedy sieć rozdaje limitowane świąteczne kubki, a do kawiarni w całym kraju ustawiają się długie kolejki. To ten moment, w którym Starbucks zwykle robi wyniki. Właśnie dlatego baristom tak bardzo zależy, by firma ich wreszcie wysłuchała.
Związek podaje, że do strajku przystąpiły 65 sklepów w ponad 40 miastach, w tym w Seattle, Nowym Jorku, Filadelfii, Dallas, Austin czy Portland. Listy lokalizacji cały czas się aktualizują, bo kolejne punkty dołączają, gdy tylko ich pracownicy zbierają wystarczające poparcie.
Baristom chodzi przede wszystkim o to, by Starbucks wreszcie usiadł z nimi do stołu i wynegocjował układ zbiorowy – nie tylko podwyżki.
Strajkujemy o uczciwy kontrakt związkowy, rozwiązanie problemu nieuczciwych praktyk pracowniczych i lepszą przyszłość w Starbucks – podkreśla Dachi Spoltore, barista z Pittsburgha.
Firma bagatelizuje wpływ strajku
Starbucks w komentarzu dla Reutersa twierdzi, że dotychczasowe skutki są „minimalne” i mniej niż 1 proc. sklepów doświadcza jakiegokolwiek zakłócenia. Trudno jednak nie zauważyć, że sama data protestu jest tu kluczowa: Red Cup Day to ogromne obciążenie dla sieci i marketingowa żyła złota. Każdy zakłócony punkt to realne straty w czasie, gdy sieć walczy o poprawę wyników w USA.
Dodatkowo firma mierzy się ze spowolnieniem popytu. Od siedmiu kwartałów sprzedaż w amerykańskich lokalach jest płaska lub spadkowa, a nowy prezes Brian Niccol próbuje ciąć koszty, zamykać najsłabsze sklepy i skracać czas obsługi, by poprawić wrażenia klientów. W tym roku likwidowane są setki podperformujących placówek – w tym również związkowy sklep-ikona w Seattle.
Tysiąc zarzutów wobec Starbucks
Spór o pieniądze trwa od dawna. Związek donosi, że złożył już ponad 1000 skarg do federalnej komisji ds. stosunków pracy (NLRB), oskarżając Starbucks o nieuczciwe praktyki, m.in. odmowę negocjacji i represje wobec organizatorów.
Starbucks przedstawia własną narrację. Firma chwali się, że oferuje ponad 30 dolarów średniego wynagrodzenia i benefitów na godzinę pracy. Dla części pracowników to jednak nie argument – bo ich zdaniem problemem nie jest tylko stawka godzinowa, ale brak stabilnych zasad, brak gwarancji wzrostu świadczeń i wciąż rosnące koszty życia.
W kwietniu związkowcy odrzucili firmową propozycję przewidującą minimalny wzrost płac o 2 proc. Według nich projekt nie zmieniał nic w kwestii benefitów, w tym ochrony zdrowia, ani nie oferował natychmiastowej podwyżki.
To może być największy i najdłuższy strajk w sieci
Związek otwarcie ostrzega, że protest może okazać się największy i najdłuższy w historii sieci. A to nie jest puste hasło. W 2024 roku rozmowy negocjacyjne pomiędzy obiema stronami praktycznie się załamały. Związkowcy strajkowali wtedy również w okresie świątecznym, a obie strony obwiniały się nawzajem o zerwanie rozmów.
Teraz sytuacja wygląda podobnie: napięcie rośnie, Starbucks wyciąga kwestie rosnących kosztów i spadających rentowności, a związek żąda poważnego traktowania pracowników, którzy „ciągną na plecach” najbardziej intensywne dni w roku.
Skala ruchu związkowego w Starbucks rośnie
Obecnie Starbucks Workers United reprezentuje ok. 9,5 tys. pracowników w 550 lokalizacjach. To wciąż tylko ok. 4 proc. wszystkich zatrudnionych w amerykańskich kawiarniach marki, ale w skali korporacji, która przez dziesięciolecia była symbolem „korporacyjnego liberalizmu”, to wstrząs.
Jeszcze kilka lat temu związki w Starbucks prawie nie istniały. Dziś są obecne w kilkuset lokalach, a kolejne zgłaszają przystąpienia do ruchu. Firma stoi więc przed problemem nie tylko finansowym, ale i kulturowym: większa część jej marketingu opiera się na opowieściach o „partnerach” i wspólnotowych wartościach. Tymczasem spór o warunki pracy staje się coraz bardziej publiczny i medialny.
Obie strony deklarują chęć powrotu do stołu
Mimo rosnącego napięcia zarówno związek, jak i Starbucks deklarują, że są gotowi do rozmów. Po zeszłorocznym załamaniu negocjacji każda ze stron próbowała przerzucić odpowiedzialność na drugą. Teraz, przy kolejnych strajkach, presja jest większa – bo zarówno pracownicy, jak i firma wchodzą w kluczowy okres: świątecznej gorączki zakupów, wyprzedaży i wzmożonego ruchu w kawiarniach.
W praktyce to właśnie kilka najbliższych dni pokaże, czy bezterminowy strajk faktycznie sparaliżuje część lokali, czy też Starbucks rzeczywiście poradzi sobie z protestem bez większych strat. Jedno jest pewne: konflikt o warunki pracy w Starbucks już dawno przestał być lokalną historią. To test, jak w erze niskiego bezrobocia, presji płacowej i rosnącej roli związków wygląda siła pracowników w jednej z najbardziej rozpoznawalnych firm na świecie.







































