REKLAMA

Google grozi. Jeśli weźmiecie od nas kasę, to skasujemy wam wyszukiwarkę

Przypadek Australii pokazuje, że kontrola państwa nad big techami jest czysto iluzoryczna. Google pogroził właśnie mieszkańcom Antypodów, że odetnie ich od swojej wyszukiwarki. Dlaczego? Władze kraju ośmieliły się rzucić pomysł, by serwisy płaciły mediom za treści, które u siebie udostępniają.

Google grozi Australii. Weźmiecie od nas pieniądze, skasujemy wam wyszukiwarkę
REKLAMA

W kwietniu ubiegłego roku rząd Australii zasygnalizował problem, nad którym debatują media jak świat długi i szeroki. Dziennikarze tworzą treści, ich redakcje za to płacą, a największe pieniądze na ich publikacji robią serwisy takie jak Google czy Facebook.

REKLAMA

Sytuacja nie jest oczywiście zero-jedynkowa. Możliwość udostępniania artykułów na Facebooku albo Google Discover pozwalają mediom na docieranie do ogromnej rzeszy internautów. Często takich, którzy o danym medium słyszą po raz pierwszy w życiu i gdyby nie algorytmy, nigdy nie trafiliby na daną stronę. Dzięki temu redakcje też są w pewnym sensie wygranymi tego układu. Większa liczba wyświetleń, to więcej pieniędzy z banerów publikowanych na witrynie.

Media: Podzielcie się pieniędzmi za reklamy

Ale nie wszystkie media uważają, że podział zysków jest sprawiedliwy. Australijczycy zaproponowali, by technologiczni giganci informowali o zasięgach i częstotliwości wyświetlania materiałów, a potem odpalali działkę za reklamy, które są wyświetlane obok linków. Za niesubordynację przewidziano karę grzywny.

Przepisy zakładają, że giganci technologiczni będą musieli negocjować stawki z wydawcami. Jeżeli rozbieżności w wycenach będą tak duże, że obie strony nie będą potrafiły dojść do porozumienia, o wysokości rekompensaty zadecyduje arbiter wyznaczony przez sąd.

Przedstawiciele Google’a, który już od sierpnia ostrzega na swoich stronach Australijczyków, że nowe prawo ograniczy im możliwość korzystania z wyszukiwarki i YouTube'a, wydają się coraz bardziej zdesperowani, by zatrzymać nadchodzące zmiany.

W piątek Mel Silva. dyrektor zarządzający Google na Australię i Nową Zelandię, zagroził, że jeśli nowa wersja kodeksu stanie się prawem, nie pozostawi to jego firmie innego wyboru jak „zaprzestanie udostępniania wyszukiwarki Google w Australii”.

Byłaby to zła wiadomość nie tylko dla nas, ale także dla Australijczyków, pluralizmu mediów i małych firm korzystających z wyszukiwarki Google

– podkreślał Silva

Reakcja rządu była natychmiastowa i stanowcza: Nie reagujemy na groźby. To my decydujemy, co można robić w Australii, a czego nie – skwitował krótko premier Scott Morrison. Australijczycy są zresztą zdania, że Google celowo prezentuje skrajne stanowisko, by w procesie negocjacji nieco zmiękczyć ustawodawcę.

Za taką tezą przemawia na przykład fakt, że gigant pogroził Australijczykom palcem ledwie kilka godzin po tym, jak podpisał umowę z wydawcami treści we Francji. Google chce przeznaczyć na podobne porozumienia na całym świecie 1,3 mld dol.

Facebook solidarny z Google

REKLAMA

Wcześniej na otwarty szantaż zdecydował się Mark Zuckerberg. Jeżeli mamy płacić za treści publikowane u nas przez lokalne media, to wolimy w ogóle z nich zrezygnować – zadeklarował.

Australijska Komisja Konkurencji i Konsumentów szacuje, że Google i Facebook zarabiają rocznie na reklamach 6 mld dol. australijskich, czyli ok. 4 mld dol. Facebook przyznał, że kliknięcia zdobyte dzięki australijskim mediom są warte ok. 200 mln dol.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA