Od kilku dni czuję się znów, jakby była kampania wyborcza. Znów słyszę ze strony państwowych instytucji o potrzebie rozwiązania problemu z kredytami frankowymi. Sęk w tym, że żadnych wyborów nie ma. To może oznaczać, że tym razem państwo faktycznie dostrzegło, że to problem.
Dane o wysokiej spłacalności kredytów frankowych sugerują wprawdzie, że zdecydowana większość frankowiczów nigdy nie miała żadnego problemu z terminowym regulowaniem rat, ale nie o nich tu chodzi. Problem leży bowiem po stronie banków. To dlatego instytucje państwa odczuwają niepokój.
Praktyka ostatnich lat świetnie pokazuje, że naszej władzy doskonale wychodzi ignorowanie problemów ludzi, ale na ignorowanie rosnącego problemu w systemie bankowym nie możemy sobie pozwolić (naprawdę nie możemy, to nie sarkazm).
Ugody to dla banków lepsza opcja
Warto podziękować Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej, bo to on ten problem uwypuklił i znacząco powiększył, gdy w 2019 roku wydał orzeczenie, na mocy którego obecnie zdecydowana większość frankowiczów może z bankiem wygrać w sądzie i w efekcie unieważnić sobie kredyt albo przerobić go na złotowy, ale ze szwajcarskim oprocentowaniem, co jest niezwykle korzystne dla klienta banku i niezwykle niekorzystne dla banku.
I to jest sedno problemu, który chce rozwiązać Komisja Nadzoru Finansowego: w dzisiejszych warunkach banki są skazane na kosztowne porażki w sądach. Kredyty frankowe mają precyzyjnie opisane i stwierdzone wady prawne i nic się z tym już raczej nie da zrobić. Całe szczęście dla banków ludzie z natury są nieco leniwi, generalnie boją się sądów albo wydaje im się, że nie mają czasu na kilkuletnie użeranie się z bankiem i jego prawnikami, więc wciąż tych spraw nie jest bardzo dużo. Gdyby nagle było ich więcej, wtedy kilka banków w Polsce w gorszym scenariuszu musiałoby się zacząć zastanawiać, jak nie upaść, a w lepszym musiałoby się pożegnać na jakiś czas z jakimikolwiek zyskami.
Strasznie nie chce mi się iść do sądu
Dlatego KNF proponuje, aby banki dostrzegły, że stoją obiema nogami w bagnie, ale teraz jeszcze mogą z niego wyjść i się dogadać. Osobiście jestem szczęśliwym frankowiczem, zaręczonym z moim bankiem na 30 lat za pomocą kredytu w CHF. Nigdy nie uważałem, że bank mnie oszukał albo chciał oszukać, wydaje mi się też, że rozumiałem, co podpisuję i na czym polega ryzyko walutowe.
Potem jednak okazało się, że nie chodzi o to, czy czuje się skrzywdzony, czy nie, tylko po prostu niektóre elementy takiej umowy są niezgodne z prawem i koniec. Gdy następnie okazało się, że legalnie można w sądzie wywalczyć zamianę kredytu frankowego na złotowy, ale oprocentowany nadal szwajcarską stopą procentową, byłem zaszokowany zapewne tak samo, jak mój bank. Pomyślałem sobie wtedy, że w takiej sytuacji bank powinien zatroszczyć się o swoją sytuację i coś mi zaproponować, bo przecież nie wie, czy ja też nie pójdę do sądu i z nim tam nie wygram.
Nadal mi się nie chce iść do sądu, chociaż zrobiłem sobie wstępny research i już wiem, z którą kancelarią prawniczą bym do niego szedł. Wciąż jednak wydaje mi się, że nie potrzebuję w życiu tej dodatkowej adrenaliny i nadprogramowego ryzyka, które zawsze wiąże się z procesami sądowymi. Nie ukrywam, że martwiłoby mnie wtedy też to, że zapewne zepsuje sobie relacje z moim bankiem, którego potem nadal przecież będę potrzebować w życiu. Kredyt hipoteczny nie jest jedynym produktem bankowym, z którego korzystam. Dlatego czekam już od pewnego czasu na jakąś propozycję ugody, chociaż do tej pory nie do końca miałem sprecyzowane, jak konkretnie taka ugoda powinna wyglądać. W tym momencie wszedł szef KNF, który zaproponował dość jasną formułę.
Co zaproponował szef KNF?
Mamy sobie wyobrazić, że tego frankowego kredytu nigdy nie było, że od początku kredyt był w złotych i oprocentowany złotowym oprocentowaniem, czyli wyższym. Ale wtedy odpadają dodatkowe koszty po mojej stronie związane ze spreadami i przede wszystkim początkowym przeliczeniem całej wartości kredytu z PLN na CHF. Następnie liczymy, w jakiej wysokości byłyby miesięczne raty takiego kredytu w złotych, potem sprawdzamy, ile pieniędzy wydaliśmy już na raty kredytu frankowego, odejmujemy tę kwotę od kosztów kredytu złotowego i na końcu wychodzi nam, ile jeszcze zostało do spłacenia w złotych.
W związku z tym, że przez wysoki w ostatnich latach kurs franka raty kredytu CHF były wyższe, powinno okazać się, że w złotych do spłacania pozostało wyraźnie mniej, nawet pomimo tego, że kredyt złotowy jest wyżej oprocentowany. Klient banku zyskuje więc na tym, że znacząco maleje wysokość jego zadłużenia, przez co może spłacać kredyt krócej, ewentualnie przez ten sam czas, ale z niższymi ratami.
Mniejsze zło i mniejsze straty
Bank zyskuje pewność, że klient nie pójdzie do sądu, przez co straty nie będą większe. Wbrew pozorom to bardzo duża korzyść dla banku, który oczywiście poniesie wymierne koszty, ale przynajmniej pozbędzie się niepewności i będzie mógł o problemie i o tym konkretnym ryzyku w końcu zapomnieć. Powinno to też znacząco pomóc jego wycenie rynkowej na giełdzie, bo inwestorzy nie lubią niedopowiedzianych ryzyk, które kiedyś mogą wybuchnąć i są w stanie pogodzić się z wyższymi kosztami teraz poniesionymi po to, aby zmniejszyć ryzyka w przyszłości. Uważam, że warto. Z punktu widzenia banku można takie postępowanie uznać za wybór mniejszego zła w sytuacji, w której nie ma dla niego dobrych wyborów.
Koncepcję zaprezentowaną przez KNF popierają w swoich deklaracjach i Związek Banków Polskich, i Ministerstwo Finansów. Szefowie PKO BP i mBanku zastrzegli w środę, że odpowiednie decyzje podejmą akcjonariusze na Walnych Zgromadzeniach, bo są one zbyt kosztowne i daleko idące, aby zostawiać je zarządom. Wydaje się, że to zrozumiałe.
Mam nadzieje, że akcjonariusze mojego banku się zgodzą i za kilka miesięcy wszyscy razem będziemy mieć już ten kłopot z głowy, bo naprawdę nie chce mi się iść do sądu. Ale jeśli akcjonariusze zdecydują, że nie ma wyjścia, to w końcu tam pójdę. Wtedy oczywiście dla banku jakoś to będzie, ale raczej będzie to jakoś gorzej.
Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM.