Polska będzie potrzebowała coraz więcej energii. Przed nami ogromne wyzwanie
Na razie w Polsce dwa obozy ciągną za jedną linę. Jedni twierdzą, że powinniśmy zostać przy węglu, bo to gwarantuje nam bezpieczeństwo energetyczne. Drudzy z kolei węgiel chcą z polskiego miksu wyrzucić jak najszybciej i tylko rozwijać OZE. Z najnowszej analizy Klubu Jagiellońskiego wynika, że tak naprawdę żadne z tych podejść nie jest właściwe. A to głównie dlatego, że dotychczasowe wyliczenia pomijały jeden, istotny aspekt: zapotrzebowanie energetyczne Polski w następnych latach ma bardzo wyraźnie rosnąć.
Kierunki polskiej transformacji ma wyznaczyć znowelizowaną Polityka Energetyczna Polski do 2040 r. Nad dokumentem pracują eksperci Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Wiadomo, że będzie tam miejsce dla gazu z Baltic Pipe i dla pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce. Nie jest do końca jasne za to, co dalej z kopalniami. Umowa społeczna, podpisana między rządem a górnikami, zakłada harmonogram, który jednak ze względu na panujący kryzys energetyczny prawdopodobnie trzeba będzie zmieniać. Dotychczas mówiło się, że musimy wybrać jedną z dwóch dróg: albo tę opartą na węglu i gazie (w takiej kolejności) albo na OZE. Tymczasem Klub Jagielloński w swojej najnowszej analizie pożądanego kształtu polskiej transformacji energetycznej wskazuje, że najlepiej byłoby gdybyś wybrali pośrednie rozwiązanie. Bo wychodzi na to, że bloków węglowych całkiem na boczny tor nie możemy odstawić. Wtedy bowiem nie pokryjemy rosnącego zapotrzebowania energetycznego.
Rośnie zapotrzebowanie energetyczne Polski
Wszystko przez to, że w kolejnych latach ma tylko rosnąć zapotrzebowanie energetyczne w Polsce. Wszak rośnie jak na drożdżach polski rynek pomp ciepła (w 2022 r. rozpoczęto w naszym kraju budowę dwóch fabryk tych urządzeń), kontynuowana jest elektryfikacja transportu i przemysłu, a do tego wszystkiego dochodzi jeszcze coraz popularniejszy wodór. Doskonale z tego sprawę zdają sobie Polskie Sieci Elektroenergetyczne, które w analizie z listopada br. wykazują, że w 2050 r. Polska będzie potrzebowała nawet 300-500 TWh energii elektrycznej. Dla porównania: w 2021 r. to było raptem 174 TWh.
I to ma być dla nas sporym wyzwaniem, zwłaszcza po 2025 r., kiedy wygaśnie wsparcie rynku mocy dla najstarszych bloków węglowych. Same odnawialne źródła tak dynamicznie rosnącego zapotrzebowania nie pokryją.
Bloki węglowe muszą zostać, bez nich nie damy rady
Czyli jakieś bloki węglowe i tak musimy zostawić. Szkopuł w tym, że są one coraz starsze. Już teraz Polski Instytut Ekonomiczny określa ich średni wiek na 47 lat. Ale Narodowe Centrum Badań i Rozwoju opracowało kilka technologii niskokosztowych modernizacji bloków klasy 200 MW. Głównym zamysłem jest przedłużenie ich funkcjonowania oraz zwiększenie elastyczności pracy, aby bloki mogły efektywnie pełnić funkcję regulacyjną w systemie zdominowanym przez OZE.
Im więcej magazynów, tym mniej gazu będziemy potrzebować
Ale utrzymanie przynajmniej 10 bloków węglowych to jeszcze nie wszystko. Trzeba też skoncentrować się na magazynowaniu energii. Najtańszą obecnie, skalowalną do potrzeb technologią magazynowania energii są elektrownie szczytowo-pompowe (ESP). Ich łączna moc w Polsce wynosi teraz ok. 1,6 GW, ale to ma też się niebawem zmienić.
Tuż przed początkiem agresji Rosji na Ukrainę rząd Polski rozpoczął prace mające na celu budowę nowych elektrowni szczytowo-pompowych, których łączny potencjał określono na ok. 5-6 GW. Z kolei w lipcu zadeklarowano, że spółki z grup Orlen, Tauron i PGE do 2030 r. zbudują 3 nowe ESP o łącznej mocy ok. 2,5 GW.