REKLAMA

62 lata i basta. Niemcy kończą z atomem

Pierwotnie niemiecki rozwód z atomem miał być przeprowadzony z końcem 2022 r. Kryzys energetyczny jednak wszystko zmienił a przeprowadzony stress test pokazał, że jeszcze jest na to ciut za wcześnie. Ale teraz nie ma już żadnego odwrotu i działające trzy elektrownie jądrowe u naszych zachodnich sąsiadów zaraz zakończą swój żywot. Dokładnie w tym samym czasie Polska robi spory krok w kierunku swojego pierwszego reaktora.

SMR-transformacja-energetyczna-PEP2040
REKLAMA

Blisko 62 lata temu, 17 czerwca 1961 r. niemiecka elektrownia jądrowa w Kahl w Bawarii pierwszy raz dostarczyła energię elektryczną do publicznej sieci energetycznej. Od tego czasu powstało w sumie 19 takich jednostek, ale dzisiaj na chodzie ostały się tylko trzy: Emsland, Neckarwestheim 2 oraz Isar 2 z łączną mocą na poziomie 4055 megawatów. Tym samym odpowiadają za ok. 6 proc. niemieckiego miksu energetycznego. Najpierw Niemcy chcieli je zamknąć na cztery spusty pod koniec 2022 r. Ale okazało się, że ta atomowa rezerwa energetyczna może jeszcze się przydać w dobie napędzanego przez Moskwę kryzysu energetycznego. Potem na stole były dwa scenariusze: albo utrzymanie tych elektrowni jądrowych mniej więcej do połowy 2023 r., albo nawet do końca zimy 2024 r. Ostatecznie niemiecki parlament ustalił, że reaktory będą wyłączone 15 kwietnia 2023 r. Ale nie wszyscy chwalą taką decyzję. 

REKLAMA

Niemiecki rozwód z atomem ciągnie się tak po prawdzie już od wielu lat

To nie jest wcale tak, że energetyka jądrowa ma złą passę u naszych zachodnich sąsiadów dopiero od paru lat. To jednak znacznie dłuższa historia. Sprzeciw młodych Niemców wobec atomu był już w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. A katastrofa w Czarnobylu z 1986 r. tylko podgrzała u naszych zachodnich sąsiadów antyatomowe nastroje. Ale panował w tym czasie polityczny konsensus w sprawie szerokiego korzystania z energii jądrowej. Sporo zmieniło się dopiero w 2002 r., kiedy ówczesny minister środowiska z ramienia Zielonych Jurgen Trittin pierwszy raz przeforsował odejście od atomu. Późniejsze rządy jednak szybko łagodziły swój ton w tej sprawie. Przełomem okazała się awaria reaktora w Fukushimie w Japonii w 2011 r.

Tej decyzji w żadnej mierze nie zmieniła obecnie rządząca koalicja SPD, Zielonych i FDP. Energetyczną dziurę po atomie ma wypełnić większy import gazu, a także dodatkowe moce wytwórcze w zakresie wykorzystania energii odnawialnych.

Energetyka jądrowa: Polska zmierza dokładnie w odwrotnym kierunku

W tym samym czasie Polska zrobiła spory krok w kierunku swojego atomu. W tym celu PGE i ZE PAK (dzieląc się po 50 proc. udziałów) powołały do życia spółkę PGE PAK Energia Jądrowa. Ma zająć się studium wykonalności, badaniami terenu oraz oceną oddziaływania na środowisko na potrzeby planowanej budowy elektrowni jądrowej w Pątnowie. I nie jesteśmy w tym wcale osamotnieni. Obecnie 13 krajów na 27 UE w najbliższych latach będzie korzystać z energii jądrowej lub nawet zwiększać jej moce. Czy w takim razie Niemcy stanowią wyjątek, a tak naprawdę możemy mówić o renesansie energetyki jądrowej?

REKLAMA

Niedawny raport World Nuclear Industry Status Report 2022 odpowiada na tak postawione pytanie negatywnie. Wszak jeszcze w 1996 r. udział elektrowni jądrowych w produkcji energii elektrycznej był na szczycie i wyniósł 17,5 proc. Ale potem było tylko gorzej. W końcu w 2021 r. ów udział spadł poniżej 10 proc. - tak się stało pierwszy raz od czterech dekad. Obecnie, jak wylicza Międzynarodowa Agencja Energii, na całym świecie działają 422 reaktory jądrowe, których średni wiek wynosi ok. 31 lat. 

Ale też nie brakuje krajów, które chcą bardziej wejść w atom. W Europie to chociażby Belgia. Ze swojej atomowej ekspansji nie zamierzają rezygnować również Chińczycy, którzy już teraz więcej produkują energii jądrowej niż dotychczasowy hegemon - Francja. Co więcej: zgodnie z danymi Światowego Stowarzyszenia Jądrowego w styczniu 2023 r. Chiny planowały wybudować dodatkowych 47 reaktorów, Rosja - 25, a Indie - 12.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA