Węglowa Polska dusi się coraz bardziej. Już prawie 100 euro za emisję tony CO2
Nie sprawdziły się przewidywania ani Goldman Sachs, ani Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami. W tych prognozach ceny emisji CO2 dochodzą do poziomu 100 euro dopiero w następnej dekadzie. Ale pandemia i kryzys energetyczny zmieniły zasady gry. I do tych rekordowych wartości dochodzimy właśnie teraz.
„Uwzględniając nasze nowe bilanse podażowo-popytowe oraz zmiany w poglądach naszego zespołu ds. surowców na gaz, podnosimy nasze prognozy cen CO2 na lata 2021-23 średnio o 7 proc.” - wskazywał raport Goldman Sachs w sierpniu zeszłego roku, kiedy za wyemitowanie tony dwutlenku węgla trzeba było już zapłacić w okolicach 50 euro.
Jeszcze bardziej powściągliwy w swojej ocenie był Krajowy Ośrodek Bilansowania i Zarządzania Emisjami, wedle którego w 2030 r. cena emisji CO2 powinna wynieść jakieś 72 euro.
Teraz jest już jasne, że te prognozy można z powodzeniem wyrzucić do kosza. Rynek okazał się bowiem zdecydowanie bardziej nieprzewidywalny. Pandemia, następujący po niej zryw gospodarczy, co wiążę się z większym zapotrzebowaniem energetycznym, a także kryzys gazowy spowodowały zmianę zasad gry. I na absolutny rekord w unijnym systemie wcale nie musieliśmy długo czekać. Właśnie dobijamy do 95 euro za tonę CO2. Tak drogo jeszcze nie było nigdy.
Ceny emisji CO2 prawie za 100 euro za tonę
Jeszcze w styczniu 2022 r. za wyemitowanie tony CO2 trzeba było zapłacić w okolicach 80 euro. 1 lutego to było ok. 88 euro i od tych paru dni jesteśmy świadkami gwałtownych wzrostów, które na razie zatrzymały się na poziomie ok. 94-95 euro. Przebicie cenowego sufitu w europejskim systemie handlu emisjami ETS uderza przede wszystkim w te państwa, które w swoim miksie energetycznym cały czas koncentrują się głównie na paliwach kopalnych. Polska zaś jest w węglowym ogonie Europy i cała czas jest uzależniona od „czarnego złota” w ok. 70 proc.
Polska stoi na stanowisko, że europejski ETS to arena spekulacji instytucji finansowych, których w tym systemie powinno w ogóle nie być. Jeszcze w grudniu 2021 r. rząd Mateusza Morawieckiego zawnioskowała do Komisji Europejskiej o przyspieszenie i zwiększenie mechanizmów kontrolnych ETS.
Reforma ETS ale w drugą stronę?
Polscy politycy nie od dzisiaj nawołują do reformy systemu ETS. Grzegorz Tobiszowski, były wiceminister energii a obecnie eurodeputowany, chciał nawet jego zawieszenia na czas pandemii i wyhamowania gospodarczego. Ale eksperci wskazywali, że na takie rozwiązanie nie ma żadnych szans. Bo ETS to narzędzie polityczne Komisji Europejskiej, którym Bruksela chce przymuszać do realizacji pakietu legislacyjnego „Fit for 55”. Ale w Europie nie brakuje też takich, którzy chcą takiej reformy systemu ETS, która zapewni w dłuższej perspektywie czasowej wysokie ceny emisji.
Wśród najważniejszych wad systemu ETS wymienia się nadwyżkę uprawnień do emisji w pierwszych fazach uruchomienia rynku, darmowe pozwolenia na emisję zanieczyszczeń przyznawane firmom, aby uniemożliwić im opuszczenie Europy oraz brak zabezpieczeń przed spekulacją.