REKLAMA

Ceny emisji dwutlenku węgla z kolejnym rekordem. Polska pod coraz większą presją finansową

Tak drogo za wyemitowanie jednej tony CO2 nie było jeszcze nigdy. Przekroczenie pierwszy raz w historii progu 60 euro oznacza spore kłopoty dla państw, w których miksie energetycznym węgiel cały czas gra pierwsze skrzypce. Polska jest tutaj niestety ciągle w pierwszym szeregu.

emisje-CO2-globalne-ocieplenie
REKLAMA

Jeżeli wykres ceny emisji CO2 przyłożylibyśmy na jakąkolwiek spółkę giełdową, to jej akcjonariusze mieliby pełne prawo skakać do góry z radości. Od siedmiu lat, z paroma, krótkimi przerwami, mamy wszak do czynienia ze stałym wzrostem. Jeszcze 1 marca 2014 r. za wyemitowanie jednej tony dwutlenku węgla trzeba było zapłacić raptem 4,64 euro. I od tego czasu zaczyna się marsz tylko i wyłącznie w górę. W efekcie już 1 grudnia cena emisji CO2 wynosi już 6,54 euro. Od 2018 r., kiedy coraz głośnie zaczyna się mówić w Brukseli o neutralności klimatycznej, wzrosty są jednak zdecydowanie bardziej zauważalne. 1 listopada 2018 r. emisja tony CO2 kosztuje 22,07 euro. Rok później jest już 25,61 euro. A 1 września 2020 r. - 27,14 euro.

REKLAMA

Kolejne przyspieszenie cenowe to znowu „zasługa” polityki. Komisja Europejska wcześniej zgadza się na nowy cel klimatyczny i też przedstawia wszem i wobec Zielony Ład, czyli pakiet instrumentów, za pomocą których UE miałaby osiągnąć zapowiedzianą już neutralność klimatyczną w 2050 r. Na reakcję unijnej giełdy ETS nie trzeba było długo czekać. 10 grudnia 2020 r. pęka granica 30 euro (31,12). Już 12 lutego 2021 r. następuje przełamanie na poziomie 40 euro (40,02). A 7 maja wyemitowanie tony CO2 kosztuje nawet przeszło 50 euro (50,45).

Ceny emisji CO2: granica 60 euro przebita

Goldman Sachs już wcześniej ostrzegał, że wedle ich obliczeń lepiej się do stałych podwyżek cen emisji CO2 przyzwyczaić. Analizy wszak wskazują, że będziemy świadkami podwyżek jeszcze przez co najmniej dwa lata. „Uwzględniając nasze nowe bilanse podażowo-popytowe oraz zmiany w poglądach naszego zespołu ds. surowców na gaz, podnosimy nasze prognozy cen CO2 na lata 2021-23 średnio o 7 proc.” - czytamy w raporcie Goldman Sachs.

Zgodnie z tymi wyliczeniami cena emisji CO2 jeszcze przed końcem wakacji „postarała się” o jeszcze jeden rekord. I w ten sposób 30 sierpnia runęła kolejna granica 60 euro za tonę dwutlenku węgla (60,60). Tym samym dotychczasowe scenariusze okazały się zbyt optymistyczne. Przecież ostatni raport Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami wskazywał, że 50 euro za emisję tony CO2 przyjdzie płacić w drugiej połowie 2021 r. A w 2030 r. cena emisji powinna już wynosić ok. 72 euro. Teraz jest już jasne, że rzeczywistość wyraźnie przegoniła te analizy. Prognozy zaś wskazujące wcześniej, że w niedługim czasie ceny emisji CO2 mogą być na poziomie nawet 100 euro, okazują się coraz bardziej realne.

Co z polskimi rachunkami za prąd?

Tak galopujące tylko do przodu ceny emisji dwutlenku węgla to potężny, finansowy kłopot dla polskiej gospodarki, ciągle uzależnionej od węgla, a więc tym samym skazanej na rosnące z miesiąca na miesiąc koszty. Możemy być też jednocześnie spokojni, że pozycji europejskiego lidera, jeżeli chodzi o najwyższe ceny hurtowe energii – nikt nam za szybko nie odbierze. Ale co z naszymi rachunkami za prąd? 

„To katastrofa dla portfeli milionów polskich rodzin. Czekają nas gigantyczne podwyżki cen ciepła i energii” – przewiduje Janusz Kowalski, były wiceminister aktywów państwowych.

REKLAMA

Raczej nie ma co liczyć na ustawową ochronę, jak to miało miejsce parę lat temu. Zdaniem byłego ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego rekompensaty do rachunków nie są w ogóle potrzebne, „bo coraz więcej zarabiamy”. Niewykluczone jednak, że rząd zdecyduje się bronić przed zbyt wysokimi kosztami energii wybrane podmioty. Michał Kurtyka, minister klimatu i środowiska, w wywiadzie z Dziennikiem Gazetą Prawną, przyznał, że do wykazu prac rządu będzie wpisany projekt ustawy określającej takie wsparcie dla pomiotów wrażliwych. Ich konkretną definicję wypracowuje zespół międzyresortowy. 

Nadzieję polskim portfelom może dać tylko kalendarz wyborczy. Najpóźniej w 2023 r. (o ile nie będzie skutecznego wniosku o rozwiązanie Sejmu i tym samym rozpisanie przedterminowych wyborów) mają odbyć w Polsce się wybory parlamentarne. Wtedy rachunki za prąd mogą być już tematem nr 1. Można przypuszczać, że jakaś ochrona przed nimi wyborców znajdzie swoje miejsca w propozycjach największych partii.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA