Bon turystyczny musi sprawić, że Polacy zaczną szastać pieniędzmi jak Niemcy i Chińczycy
Czytam sobie o korzyściach, jakie polska branża turystyczna ma odnieść z wprowadzenia bonu turystycznego i nie wierzę własnym uszom. Ośrodki pozapychane, właściciele pensjonatów twierdzą, że nie ma u nich wolnych miejsc, a przecież na konta Polaków nie spłynęła jeszcze ani złotówka.

Wypoczynek na wsi w dobie koronawirusa stał się cichym marzeniem wielu Polaków, ale zainteresowania podróżnicze naszych rodaków nie ograniczają się wyłącznie do domku na wsi.
W rozmowach z „Gazetą Wyborczą” właściciele pensjonatów na Mazurach narzekali, że „ledwo przeżyli” długi czerwcowy weekend. Tak, chodzi o to, że przyjechało tylu turystów. Teraz szykują się na oblężenie w trakcie rozpoczynających się wakacji. Do Mikołajek czy Giżycka wielu turystów przyjeżdża po raz pierwszy w życiu. Na łamach serwisu sanok.naszemiasto.pl w podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele hoteli i innych obiektów noclegowych w Bieszczadach.
Bon na pomoc polskim rodzinom
W tym samym momencie w polskim parlamencie trwają gorączkowe prace nad ostatecznym kształtem bonu turystycznego. W obecnym kształcie zakłada on dorzucenie 500 zł na pokrycie kosztów usług hotelarskich i imprez turystycznych. Beneficjenci? Każde dziecko, które korzysta z programu 500+.
W rozmowie z Bizblog.pl analityk Krzysztof Matys wskazuje jednak, że pieniądze trafią w sporej mierze do osób, które i tak by je wydały. Według wyliczeń Aleksandra Łaszka, głównego ekonomisty FOR, ok. 400 mln zł trafi do grupki 10 proc. najlepiej zarabiających Polaków. Dla porównania 10 proc. najbiedniejszej części społeczeństwa dostanie w ramach bonu ledwie 200 mln zł.
Wszystkie te dywagacje tracą na znaczeniu, biorąc pod uwagę, że nasi rodacy w ciemno ruszyli nad morze i w góry, bo bon zakłada pokrycie wyłącznie przyszłych wydatków. A to oznacza, że zmęczeni lockdownem Polacy mieli zamiar wyjechać na urlop niezależnie do tego, czy grupa parlamentarzystów dogada się w kwestii dodatkowych świadczeń dla nich.
Rozrzutny jak Polak?
Tak naprawdę rządowe świadczenie może pomóc branży w inny sposób. W wyniku pandemii turystyka w tym roku stanie się bardziej lokalna. Ograniczenia w poruszaniu się po świecie, a także po samej Europie, zniechęcają podróżnych do opuszczania granic krajów.
Dla właścicieli ośrodków w Polsce to nie lada problem. Pomijając już oczywisty przypadek takich miejscowości jak Kołobrzeg, które żyją z odwiedzin gości z Niemiec, ogólnie rzecz biorąc zagraniczni turyści to po prostu bogatsi turyści.
Polski Instytut Ekonomiczny policzył, że w 2018 r. osoby przejeżdżające do Polski wydały średnio 1759 zł na osobę – łącznie 34,5 mld zł. Polacy podróżujący po kraju zostawiali w tym czasie w kieszeniach branży 996 zł na osobę – łącznie 27,7 mld zł. Jednocześnie odpowiadali oni za rezerwację 80 proc. wszystkich noclegów.
Wśród najbardziej rozrzutnych narodowości możemy wskazać Chińczyków – 6522 zł, Amerykanów – 5595 zł i obywateli Izraela – 3552 zł. Spore pieniądze wwożą do nas także nasi sąsiedzi zza Odry, którzy, choć wydają „tylko” 1320 zł na osobę, to stanowią aż 1/3 wszystkich turystów zza granicy.
Rzeczywistym problemem branży turystycznej jest więc nie to, że zasłane łóżka w pensjonatach pokryją się kurzem. Chodzi raczej o to, jak sprawić, by Polak zaczął szastać pieniędzmi jak Chińczyk, Niemiec czy Amerykanin. Ale tu bon turystyczny raczej niewiele pomoże.