REKLAMA

Węgiel z Ukrainy na pomoc polskiej energetyce? To szczyt absurdu i czysta propaganda

Mam coraz poważniejszą, węglową schizofrenię. Raz rząd mówi mi, żebym się nie martwił, bo opału na zimę na bank mi nie zabraknie. Opozycja panikuje i gra politycznie, wiadomo. Potem usłyszałem, że węgiel płynie do nas z Indonezji i Kolumbii i będzie można nim grzać do woli zimą. I jak już byłem prawie pewien, że kryzys energetyczny nie będzie Polsce aż tak straszny, usłyszałem, jak premier Mateusz Morawiecki z dumą mówił, że od Ukrainy (nękanej wojną od ponad 200 dni) dostaniemy 100 tys. ton węgla. I teraz nie wiem: śmiać się czy płakać?

wegiel-cena-wegla-podwyzki-cen
REKLAMA

Rozumiem, że polityka, że rok wyborczy i na Wiejskiej robi się coraz bardziej nerwowo. Mimo to szkoda, że rządu od miesięcy nie stać na rzetelną i przede wszystkim poważną narrację w sprawie węgla. Jednak nie taką skoncentrowaną wyłącznie na zysku politycznym, jak to najczęściej ma miejsce. Tylko żeby ludzie po prostu wiedzieli, na czym stoją, niezależnie od tego na kogo za rok oddadzą głos w wyborach parlamentarnych. Zamiast tego od miesięcy kręci się karuzela półprawd, domysłów i sugestii. A teraz dodatkowo zaczęliśmy się wspinać na szczyt absurdu. 

REKLAMA

Węgiel z Ukrainy to kpina czy bardziej żart?

Zanim jednak zaczniemy po tych słowach żegnać kryzys energetyczny znad Wisły, jeszcze trochę liczb. Ile tego węgla z Ukrainy do nas trafi, że będziemy mogli liczyć na oddech w elektrowniach? Ukraiński premier Denys Szmyhal mówi o eksporcie 100 tys. ton surowca. Jak to się ma do naszego wydobycia? Nijak. W Polsce roczna produkcja węgla szacowana jest na jakieś 55 mln ton. Względem tych danych ukraiński węgiel stanowi więc raptem 0,18 proc.

Z kolei Ministerstwo Klimatu i Środowiska szacuje, że nasze gospodarstwa domowe zużywają rocznie w sumie ok. 7,4 mln ton. To znaczy, że 100 tys. ton węgla z Ukrainy to raptem 1,35 tego zużycia. Przyjmuje się, że jedno gospodarstwo domowe może spożytkować w ciągu roku nawet 12 ton węgla. Opał z Ukrainy wystarczyłby więc dla ponad 8 tys. gospodarstw domowych w Polsce. W sumie jest ich w całym kraju ok. 14,5 mln.

I jeszcze jedno porównanie. Chodzi o statystki internetowego sklepu PGG. Do tej pory obsłużono w nim ponad 171 tys. klientów, którym sprzedano w sumie więcej niż 803 tys. ton węgla. Czyli ponad osiem razy więcej niż sprowadzimy z Ukrainy.

Rząd gra węglem we wrażenia

Widać więc jak na dłoni, że te 100 tys. ukraińskiego węgla we wrześniu nijak nie zmieni sytuacji energetycznej Polski. Wszak to kropla w morzu potrzeb. Przecież jakby nam brakowało tylko 100 tys. ton węgla, to nikt by nawet nie słyszał o żadnym kryzysie energetycznym. W co więc gra rząd, mówiąc z dumą o węglu z Ukrainy? Cel jest jeden: dobre wyraźnie. A dokładnie to, że obecne zawirowania na rynku energii rząd ma jak najbardziej na uwadze i robi co może, żeby im sprostać. Dokładnie też takie wrażenie miały zostawiać słowa minister klimatu i środowiska Anny Moskwy, która przez tygodnie - głównie na Twitterze - przekonywała, że węgla nikomu nie zabraknie i przy tej okazji opozycja niepotrzebnie panikuje. 

REKLAMA

Wtedy chodziło o wrażenie spokoju i kontroli nad sytuacją. Potem nagle okazało się, że jednak związkowcy górniczy mieli rację i węgla w Polsce może zabraknąć. Ale słowa o transporcie surowca z Indonezji, Kolumbii, Australii, czy RPA miały znowu tworzyć to samo wrażenie: nic się nie stało, Polacy nic się nie stało. Teraz zaś przyszedł czas na Ukrainę. Ktoś tam przebąkuje, że to średnio moralne i etyczne, żeby z nękanego wojną kraju jeszcze brać surowce energetyczne. Ale ważniejsze jest inne wrażenie: w rządzie przez 24 godziny głowią się, jak zaradzić obecnej sytuacji i podejmują stosowne działania. Dowód? Bardzo proszę, 100 tys. ton węgla z Ukrainy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA