REKLAMA

Udało się uratować 50 tys. Polaków, ale liczba zgonów i tak poraża. A rzecznik MŚP uważa, że lockdown to bzdura

W ciągu ostatniego roku zmarło ponad pół miliona Polaków - to o 100 tys. więcej niż rok wcześniej i najwięcej od II wojny światowej. Robi wrażenie? Powinno. Tymczasem Rzecznik MŚP upiera się, że epidemiolodzy bredzą, nie powinniśmy wcale zamykać gospodarki, bo to i tak nic nie daje. Nie? No to spójrzcie, co się działo, kiedy ponownie wpuściliśmy dzieci do szkół, otworzyliśmy galerie handlowe i odpuściliśmy trochę turystyce.

zasilek-pogrzebowy-koszt-pogrzebu
REKLAMA

Znieczuliliśmy się na smierć. Dziś doniesienia o setkach zmarłych na COVID każdego dnia mało na kim robią już wrażenie. A jeszcze rok temu mnie więcej o tej same porze drżeliśmy na wieść niemal o każdym pojedynczym zachorowaniu, o każdej pojedynczej śmierci w Polsce.

REKLAMA

Ale te pojedyncze zgony, te codzienne statystyki po podliczeniu robią jednak nadal porażające wrażenie. Kilka dni temu takie dane podał GUS.

Polska wymiera najszybciej od 70 lat

Wynika z nich, że w ciągu 12 miesięcy licząc od kwietnia 2020 r. do marca 2021 r. w Polce umarło ponad pół miliona ludzi - dokładnie 508 tys. Czy to dużo?

Po pierwsze, to więcej o 100 tys. w porównaniu do analogicznego okresu rok wcześniej, a więc można uznać z grubsza, że to nadmiarowe zgony spowodowane pandemią, choć oczywiście nie wszystkie wywołane bezpośrednio zachorowaniem na COVID-19.

Po drugie, to największa liczba zgonów od czasu II wojny światowej. A więc: tak, to dużo.

Patrząc na ostatnie miesiące, w lutym zmarło 40 tys. Polaków - aż o 6 tys. więcej niż rok wcześniej, w marcu 53 tys. - o 15 tys. więcej rok do roku, a dane za kwiecień prawdopodobnie będą jeszcze bardziej dramatyczne.

Kolejna fatalna wiadomość, jaką przyniósł GUS to liczba urodzeń. Od kwietnia 2020 r. do marca 2021 r. było ich zaledwie 350 tys. W efekcie przyrost naturalny w badanym okresie wyniósł ok. -158 tys. i był najbardziej ujemny od ponad siedmiu dekad!

Zostawmy jednak urodzenia i skupmy się na śmierci, bo wygląda na to, że Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców ma ją kompletnie gdzieś i zaczyna brzmieć jak antyszczepionkowiec, płaskoziemca albo jeszcze jakiś inny foliarz.

Lockdown jest bezużyteczny?

Abramowicz przekonywał, że epidemiolodzy i wirusolodzy są niekonsekwentni i nie mają racji „nie tylko w Polsce, tylko w większości krajów europejskich”. Ewidentnie rzecznik MŚP jest zwolennikiem całkowitego otwarcia gospodarki i apeluje, by znieść lockdown jak najszybciej. I nie należy mu się dziwić, skoro jest reprezentantem przedsiębiorców, a ci na lockdownie bardzo dużo tracą. Taka jego rola.

I w ogóle nie chodzi o to, by upierać się przy tezie, że należy jeszcze długo mrozić gospodarkę czy też otwierać ją natychmiast. Jednak wypada przy tej okazji nie manipulować faktami.

Rzecznik MŚP przekonywał, że przebieg epidemii jest identyczny w krajach, które gospodarkę zamknęły, jak i tych, które się na to nie zdecydowały, a jako przykład podawał Szwecję i Hiszpanię. Wniosek? Lockdown zupełnie nic nie zmienia.

Ta rozmowa była absurdalna, a dziennikarce ewidentnie opadały ręce. Szkoda, że pominięto w niej choćby stan służby zdrowia w Szwecji i w Hiszpanii. Może gdyby Hiszpania miała taką infrastrukturę medyczną i środki przeznaczane na ochronę zdrowia jak Hiszpania, też mogłaby sobie pozwolić na minimalne tylko restrykcje. Tylko że nie ma. I Polska też nie ma.

A to oznacza, że gdybyśmy nie zamrażali gospodarki i nie ograniczali mobilności Polaków, zmarłoby jeszcze więcej ludzi, bo po prostu polski system ochrony zdrowia, który w pewnym momencie już się właściwie załamał, nie byłby w stanie ich uratować.

50 tys. ludzkich żyć - warto było je ratować?

Według Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego dzięki lockdownowi udało się zapobiec 1 mln dodatkowych zakażeń koronawirusem i 50 tys. zgonów spowodowanych COVID-19.

Warto było? Na to pytanie każdy sobie sam odpowie.

Gdyby ktoś nie miał zaufania do kalkulacji ICM UW, warto spojrzeć na jeszcze jeden wykres, przygotowany przez ekonomistę i analityka Roberta Szklarza, który mówi właściwie wszystko.

Wystarczy na dane pokazujące, jak zmieniał wskaźnik reprodukcji koronawirusa od początku pandemii w Polsce nałożyć na linii czasu kluczowe wydarzenia, które potencjalnie mogą zwiększać liczbę zachorowań albo ją redukować.

Widzicie tę wznoszącą falę we wrześniu ubiegłego roku, kiedy znowu puściliśmy dzieci do szkół? A ten spadek, kiedy cała Polska stała się czerwoną strefą i znów zamknięto gastronomię? Albo wzrosty po otwarciu galerii handlowych i turystyki?

REKLAMA

To bardzo proste ćwiczenie na danych wrzucone na Twittera, które można zrobić pewnie w kilkanaście minut. Zachodzę w głowę, dlaczego zatem ciągle różne branże powtarzają, że nie ma żadnych dowodów, że ludzie zakażają się w galeriach. Albo w hotelach. Albo w restauracjach.

Na prawdę nie ma?

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-04-10T09:10:10+02:00
Aktualizacja: 2025-04-10T06:25:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-10T05:17:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-09T22:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-09T12:05:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-09T11:45:35+02:00
Aktualizacja: 2025-04-09T09:35:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-09T08:33:31+02:00
Aktualizacja: 2025-04-08T19:55:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-08T09:30:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-07T22:06:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA