Nord Stream 2 jest jak karaluchy, nie da się tak łatwo ubić. Rosjanie wracają na plac budowy
Po roku od zaprzestania prac związanych z budową gazociągu Nord Stream 2 te mają być kontynuowane od tego tygodnia. Rosjanie chcą zdążyć przed sankcjami nałożonymi przez nową administrację USA.
Najpierw gazociąg Nord Stream 2 miał powstać do końca 2019 r. Potem Rosjanie zarzekali się, że stanie się to przed upływem 2020 r. Ale inne gospodarki, broniąc się przed dostawami taniego gazu ziemnego z Rosji, robią wszystko, co w ich mocy, żeby budowę co najmniej opóźnić, a najlepiej unieruchomić na stałe. I rok temu to się udało.
Wtedy dwa szwajcarskie statki (należące do spółki Allseas) służące do układania rur na dnie Morza Bałtyckiego u wybrzeży Danii zakończyły prace - skutecznie wystraszone wizją nałożonych na nich amerykańskich sankcji. Teraz, w dobie powyborczego bałaganu w Stanach Zjednoczonych, Rosjanie chcą dokończyć inwestycję. Pracę mają zacząć kontynuować już w tym tygodniu, najpóźniej do 5 grudnia.
Nord Stream 2, czyli Rosja i jej tani gaz
Nord Stream 2 ma dostarczać gaz ziemny z rosyjskich pól gazowych na Syberii do Niemiec. Dzięki tej inwestycji nasi zachodni sąsiedzi będą mogli przesyłać dwa razy więcej surowca niż do tej pory. Wszak po zakończeniu budowy system Nord Stream 2 ma dostarczać do 55 mld metrów sześciennych gazu ziemnego rocznie. Nie bez znaczenia jest fakt, że nowy gazociąg pozwoli Rosji kontynuować swoje dostawy, nie oglądając się na Ukrainę, która coraz rzadziej tańczy, tak jak zagra Moskwa.
Idei, w której Rosja dostarcza swój tani gaz bezpośrednio do Niemiec, sprzeciwiło się kilka państw europejskich oraz przede wszystkim USA. Administracja prezydenta Donalda Trumpa od początku ostrzegała, że przez Nord Stream 2 Berlin uzależni się energetycznie od Rosji. Stany Zjednoczone oficjalnie sprzeciwiając się takim rynkowym dyktatom, postanowiły działać i nałożyły na firmy zaangażowane w budowę rosyjsko-niemieckiego gazociągu surowe sankcje. Poza protokołem wiadomo zaś, że chodzi o pieniądze, a Trump nie mógł zdzierżyć, że amerykańskie dostawy gazu do Europy mogą być wyparte właśnie przez Nord Stream 2.
Polska też strzela z potężnych dział
Nord Stream 2 nijak też nie pasuje do energetycznych planów Polski, która owszem, chce szukać w gazie ziemnym alternatywy dla węgla, ale raczej nie tym z Rosji. My celujemy w inny gazociąg - Baltic Pipe, który ma być gotowy pod koniec 2022 r. Dzięki tej inwestycji mamy uzyskać dostęp do gazowych złóż na Morzu Północnym. Polski Gaz-System S.A ma na tę inwestycję przeznaczyć przeszło 3,5 mld zł.
Nic więc dziwnego, że równolegle Warszawa stara się jak może Rosjanom pokrzyżować plany dotyczące Nord Stream 2. Tomasz Chróstny, prezes UOKiK-u, wyznaczył 29 mld zł kary dla Gazpromu i przeszło 234 mln zł dla pięciu innych spółek zaangażowanych w budowę gazociągu Nord Stream 2 (francuski Engie, niemiecki Uniper, austriacki OMV, brytyjsko-holenderski Shell i niemiecki Wintershall). Działania tych „sześciu spółek wywarły negatywny wpływ na konkurencję na rynku gazu ziemnego w Polsce”.
Rosjanie się z tą decyzją nie zgadzają i się od niej odwołują. Dla tamtejszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych „to kolejna politycznie umotywowana próba wywarcia presji na rosyjskiego eksportera gazu, który od wielu lat niezawodnie dostarcza gaz ziemny do europejskich konsumentów”.
Rosja chce uniknąć nowych sankcji od USA
Po pokonaniu kłopotów wynikających z certyfikacji statków Rosjanie chcą jak najszybciej dokończyć budowę swojego gazociągu. Wiedzą, że w USA szykowane są jeszcze surowsze sankcje, a raczej trudno spodziewać się tego, by administracja nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych była w sprawie Nord Stream 2 bardziej spolegliwa. Wszak w Kongresie już we wrześniu rozpoczęto prace nad nowymi restrykcjami. Sankcje miałyby dotyczyć wszystkich podmiotów w jakikolwiek sposób zaangażowanych w ten projekt. Np. firmy ubezpieczające statki służące do układania rur na dnie morze też.
Coraz głośnie mówi się też o działaniach punktowo uderzających wyłącznie w rosyjską inwestycję, a nie w zaangażowane w nią europejskich partnerów, którzy mogą się USA przydać kiedyś przy jednym stole. I obecna aktywność po stronie Rosjan wiąże się z chęcią ominięcia tych wszystkich przeszkód, zanim w Waszyngtonie posprzątają powyborczy bałagan i dojdzie do ewentualnego przekazania władzy (o ile tak zdecydują elektorzy w swoim głosowaniu).
Czy to się uda? Wątpliwe. Teraz Rosjanie chcą położyć po 2,6 km rur po obu końcach rurociągu. Jednak do jego domknięcia brakuje nieco więcej, bo blisko 74 km, z czego zdecydowana większość (ok. 60 km) leży w duńskiej strefie ekonomicznej. Nie bez znaczenia będą także relacje na linii Berlin - Waszyngton. Niemieckie służby zagraniczne już bardzo wyraźnie potępiły amerykańskie sankcje nałożone na firmy związane z budową Nord Stream 2. Heiko Mass, szef niemieckiej dyplomacji, uważa, że takie działania USA naruszają prawo i suwerenność Europy.