Naprawdę cieszycie się ze spadku minus osiem procent? Dla mnie kryzys wciąż trwa
Trzeba przyznać, że od strony gospodarczo-dziennikarskiej trudno sobie wyobrazić ciekawszy kryzys od tego wywołanego przez pandemię koronawirusa. Na naszych oczach dzieją się rzeczy, które jeszcze kilka miesięcy temu były niewyobrażalne.
![Gospodarka Polski. Naprawdę się cieszycie ze spadku minus osiem procent? Dla mnie kryzys wciąż trwa](https://ocs-pl.oktawave.com/v1/AUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2/bizblog/2020/06/koronakryzys-gospodarka-pmi-gus.png)
Fot. Gerd Altmann z Pixabay
Okazało się, że władze państw są w stanie decyzjami praktycznie sparaliżować całe gospodarki, a jednocześnie innymi decyzjami uchronić je przed spiralą bankructw i kompletnym załamaniem. Chyba wszystkie możliwe wskaźniki gospodarcze pospadały w sposób rekordowy. Wygląda na to, że przynajmniej w niektórych aspektach życia konsumenci zmieniają przyzwyczajenia i zachowania w sposób trwały. Ale o tym wszystkim wiemy już mniej więcej od kwietnia. Teraz natomiast cały ten kryzys wchodzi z nową fazę, która moim zdaniem jest równie fascynująca.
Znaleźliśmy się bowiem w momencie, w którym tak naprawdę nie wiadomo, jak jest. Nie da się dzisiaj powiedzieć jasno, czy jest dobrze, czy niedobrze. Z każdego zestawu danych można wyciągnąć wnioski wykluczające się nawzajem i mieć pod te wnioski mocne uzasadnienie w postaci tych danych właśnie.
To w końcu jest lepiej czy gorzej?
Przykład pierwszy z brzegu: we wtorek ukazała się seria wskaźników PMI obrazujących aktywność gospodarczą w przemyśle i usługach w największych gospodarkach świata. Wskaźnik dla strefy euro wzrósł z 31,9 pkt do 47,5 pkt. Oto reakcja pierwsza:
Mamy tu spory optymizm. „Jest naprawdę nieźle”, no bo faktycznie dane są znacznie lepsze niż miesiąc temu, widać wyraźnie, że wychodzimy z dołka. Jednocześnie na te same dane można zareagować tak:
Tweet od analityków Pekao SA dotyczy PMI z Francji, wygląda on jednak bardzo podobnie, jak ten dotyczący całej strefy euro. Z tą różnicą, że we Francji wyszliśmy już nawet powyżej 50 punktów, co w przypadku tego wskaźnika oznacza, że skończyła się recesja, a zaczął wzrost. Tyle tylko, że w ramach badania PMI przedsiębiorcy nie są pytani o to, czy jest dobrze, czy niedobrze, tylko o to, czy jest lepiej, czy gorzej w porównaniu do tego, co było wcześniej.
Jeśli wcześniej było rekordowo źle, to nie powinno być niczym zaskakującym, że teraz odpowiadają, że jest lepiej. Ale to nie znaczy, że jest dobrze, czyli wciąż: „daleka droga przed nami”.
Lepiej niż w lockdownie, ale wciąż niedobrze
Wszystko wskazuje na to, że zarówno polska gospodarka, jak i wszystkie inne są w fazie, kiedy jest lepiej, niż było w kwietniu, ale jednocześnie nadal jest źle. Dla każdego coś ciekawego. Optymiści mogą akcentować, że wychodzimy z kryzysu, a pesymiści, że ciągle w nim tkwimy. Obydwaj będą mieli rację.
W ubiegłym tygodniu były dane GUS o nastrojach konsumentów. Okazały się zdecydowanie lepsze niż miesiąc temu, gdy były rekordowo złe, jest więc powód do dużego optymizmu. Szklanka była pusta, a jest już do połowy pełna.
Jednocześnie w tych samych danych można dostrzec, że pomimo poprawy są to tak naprawdę nadal złe dane. Większość konsumentów nadal formułuje pesymistyczne opinie na temat swojej sytuacji finansowej i sytuacji gospodarczej w kraju. Szklanka nie jest więc wprawdzie całkowicie pusta, ale nadal tylko do połowy.
Sprzedaż detaliczna w maju była niższa niż przed rokiem o 7,7 procent. Z jednej strony to świetny wynik, bo lepszy od oczekiwań, a w kwietniu sprzedaż spadała o 22,9 proc. Można więc uznać, że wychodzimy z kryzysu. Jednak z drugiej strony to jest jednak nadal spadek i to poważny. Postrzegamy go jako w sumie niewielki tylko dlatego, że wcześniej zdarzyła nam się katastrofa w postaci danych kwietniowych. Jednak gdyby tego kwietnia nie było, gdyby o nim na chwilę zapomnieć, to spadek sprzedaży o ponad 7 proc. byłby jasnym i oczywistym potwierdzeniem wyraźnego kryzysu i głębokiej recesji.
To, że coś spada wolniej, nie oznacza, że kryzys się kończy
Nadal mamy do czynienia ze spadkami. O końcu kryzysu będzie można mówić, kiedy po pierwsze powrócą wzrosty, a po drugie wtedy, kiedy wszelkiego rodzaju straty z okresu marzec – maj zostaną nadrobione, czyli tak naprawdę nie wiadomo kiedy. Z drugiej strony ludzie są już zapewne tak zmęczeni tym koronawirusem, że wyczekują sygnałów powrotu do normalności. Dlatego są gotowi przyjmować z entuzjazmem nawet dane o tym, że sprzedaż spada o 7 procent. Bo to tylko minus siedem.
I teraz tak przez pewien czas będzie. Zrobi nam się mętlik interpretacyjny, ekonomiści będą mówili rzeczy, które się nawzajem wykluczają, ale żaden z nich nie będzie kłamać.
Taka sytuacja sporych niejasności raczej nie będzie pomagać konsumentom i przedsiębiorcom w odzyskiwaniu pewności siebie. Wychodzi na to, że stoję chyba nadal po stronie pesymistów. Dla mnie szklanka jest nadal do połowy pusta.
Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM.