REKLAMA
  1. bizblog
  2. Pieniądze

Banki chcą, by wszyscy myśleli, że opłaty rosną przez frankowiczów. Wtedy będzie łatwiej je podnieść

Z ogromnym zainteresowaniem obserwuję, jak rozwija się i jak szerokie kręgi zatacza płynąca z sektora bankowego narracja o bezwzględnym Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który swoimi wyrokami wpycha banki w coraz większe tarapaty.

17.06.2023
5:45
Banki chcą, by wszyscy myśleli, że opłaty rosną przez frankowiczów. Wtedy będzie łatwiej je podnieść
REKLAMA

Interpretacja rzeczywistości w wykonaniu Związku Banków Polskich zawiera mało skomplikowany szantaż emocjonalny wobec odbiorców, złożony z trzech głównych elementów. Po pierwsze, banki poniosą ogromne straty i w efekcie nie będą mogły finansować rozwoju polskiej gospodarki.

REKLAMA

Po drugie, za przelewy miliardów złotych w stronę „wąskiej grupy frankowiczów” zapłacą inni klienci banków w postaci wyższych opłat i prowizji za cały szereg innych usług, kompletnie niezwiązanych z kredytami frankowymi. To nic, że to się na pierwszy rzut oka wyklucza – bo skoro wszyscy zapłacą, aby bankom pokryć koszty, to dlaczego banki mają nie móc finansować rozwoju gospodarki? Można uznać, że koszty będą tak duże, że nawet podnosząc opłaty, nie da się ich pokryć w całości, więc wystąpią dwa efekty jednocześnie – usługi bankowe podrożeją i jednocześnie banki będą mieć problem z finansowaniem gospodarki

Do tego jest jeszcze wątek trzeci, całkowicie emocjonalny, mówiący o tym, że to generalnie niesprawiedliwe, nieuczciwe i niemoralne, że niewielka grupa ludzi zarobi, chociaż zachowali się źle i lekkomyślnie biorąc kredyt walutowy, a inni zachowali się dobrze i prawidłowo biorąc kredyt w złotych, ale nie czeka ich za to żadna nagroda.

Frankowicze ustawiani przez banki pod pręgierzem

Mamy tu więc próbę ustawienia szerokiej grupy ludzi – wszystkich klientów banków – przeciwko frankowiczom, którzy według tej narracji są chciwymi cwaniakami, którzy udają idiotów, twierdząc, że nie wiedzieli, że kurs walutowy może się zmieniać. Ewentualnie faktycznie tymi idiotami są i teraz „my wszyscy” za to zapłacimy. Kluczowe jest to, że według tej opowieści, snutej przez banki, wszyscy w tej sprawie są stroną, więc nikt nie może być obojętny. Problem banków staje się problemem wszystkich ich klientów, a jeśli dopuścimy możliwość ewentualnej interwencji państwa, aby banki ratować, to wtedy nawet wszystkich obywateli. 

Jednocześnie banki nigdzie ani słowem nie wspominają o swojej roli i swojej winie w całej tej sytuacji. Winni są wyłącznie źli klienci (wąska grupa). Jeśli uda się do tego przekonać wszystkich innych klientów banków – tych, którzy mają czuć złość, niesprawiedliwość i frustrację – wtedy faktycznie łatwiej będzie im podnieść wszystkie opłaty w bankach, bo „źli frankowicze” będą w tej sytuacji doskonałym alibi. Zwłaszcza że tym samym uda się nam wszystkim uniknąć najgorszego, czyli sytuacji, w której banki muszą ograniczyć finansowanie gospodarki. 

Czy będzie mniej kredytów?

Z tym finansowaniem to akurat prawda, przynajmniej teoretycznie. Banki, udzielając kredytów, tworzą nowy pieniądz, ale nie są w tej czynności nieograniczone. Wbrew powszechnej opinii o tym ile kredytów może bank udzielić, nie decyduje to, ile zebrał depozytów, ale to ile ma kapitałów własnych. Skala akcji kredytowej jest powiązana z kapitałami za pomocą szeregu wskaźników kapitałowych, czy też wskaźników wypłacalności, które muszą być utrzymywane powyżej poziomów wyznaczonych przez państwowy nadzór. Czyli im więcej kapitału w banku, tym więcej kredytów może on udzielić. Wielkość kapitału w codziennej działalności rośnie, gdy bank ma zyski. Zwykle jego część jest wypłacana właścicielom w formie dywidendy, a część, która zostaje w banku, powiększa jego kapitał. Z drugiej strony straty ten kapitał pomniejszają. Jest więc jasne, że potężne straty generowane przez sądowe porażki z frankowiczami uszczuplą kapitał banków, a więc automatycznie ograniczą skalę możliwego kredytowania gospodarki (czyli firm i gospodarstw domowych). 

Tyle że mówimy tu o wielkościach potencjalnych, czyli pewnych limitach. Tak naprawdę jednak dzisiaj akcja kredytowa w bankach jest daleko od tych limitów, więc ich zmniejszenie wcale nie musi oznaczać zmniejszenia skali kredytowania. Na pewno zmniejszy się potencjalne pole do zwiększania tego kredytowania, ale nie ma przecież żadnej gwarancji ani dowodu na to, że to pole zostałoby wykorzystane w całości. To zależy od popytu na kredyt, a ten generalnie od koniunktury w gospodarce i poziomu stóp procentowych. Koniunktura na razie jest słaba, a stopy wysoko, więc nie sądzę, aby akurat w takiej sytuacji straty w bankach faktycznie oznaczały konieczność zmniejszania akcji kredytowej. Moim zdaniem to jest mocno dyskusyjne i nie można zakładać, że na pewno tak się stanie.  

UOKiK może mieć pełne ręce roboty

Podobnie nie ma żadnych podstaw do tego, aby zgadzać się z twierdzeniem, że straty na kredytach frankowych automatycznie przełożą się na wzrost opłat i prowizji w bankach dla wszystkich klientów. Konkurencja na tym rynku być może nie jest zbyt wielka, ale jednak na pewno nie jest to monopol. Przy tym nie wszystkie banki są umoczone we franki, w niektórych w ogóle nie ma takiego problemu. Jeśli więc nawet banki z frankami chciałyby podnosić opłaty, to powinny uważać na konkurencję ze strony banków, które nie mają żadnych podstaw, żeby to zrobić. Tu więc też absolutnie nie powinno się przedstawiać takiej ewentualności jako czegoś pewnego. 

Co więcej, gdyby faktycznie okazało się, że nagle wszystkie banki podnoszą opłaty, to będziemy mieć dużą sprawę dla Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, bo działanie banków będzie wtedy przypominało kartel.  

Banki powinny same ponieść koszty spraw sądowych, ponieważ tylko one są za te porażki odpowiedzialne. Poza tym ewidentnie je na to stać. Wszak regularnie co kwartał tworzą kolejne rezerwy na ten cel i przez cały ten czas pozostają rentowne, spełniając wszystkie wymogi kapitałowe. Według NBP do końca tego roku spisały w ten sposób na straty blisko 40 mld złotych. Teraz zaś, w wyniku nowego wyroku TSUE mogą stracić kolejne 40 do 50 mld złotych.

Groźba powstania kartelu bankowego

REKLAMA

Biorąc pod uwagę, że wydajność i przepustowość w polskich sądach się nie zmieni, ewentualny wzrost pozwów ze strony klientów, którzy dotąd się wahali, przełoży się głównie na wydłużenie czasu trwania przeciętnej sprawy sądowej. Z punktu widzenia banków to nawet lepiej, bo będą miały więcej czasu na to, aby sobie te miliardowe straty porozkładać w czasie. Gdyby musiały zaksięgować 100 mld zł strat w tym samym momencie, wtedy faktycznie moglibyśmy mieć katastrofę i problem dla całej gospodarki. Ale nie muszą. Mogą te straty rozkładać w czasie i robią tak już od kilku lat i bardzo dobrze, że tak to się odbywa. Wszystko wskazuje na to, że dalej będzie się tak odbywać jeszcze przez kilka lat i tyle. 

Dlatego uważam, że prawdziwe zagrożenie w tej sytuacji jest gdzie indziej. Straty na procesach frankowych są ogromne, ale jednak mimo wszystko jednorazowe. Gdy wszystkie te kredyty zostaną już rozliczone w sądach i w ramach ugód, wtedy temat po prostu zniknie, a banki wrócą do wyższych rentowności w swoim biznesie. Jeśli natomiast w tym czasie banki wspierane horrendalnymi opowieściami Związku Banków Polskich faktycznie zaczną działać niczym kartel, przerzucając koszty własnych błędów na niewinnych klientów, zasłaniając się frankowiczami, a państwo na to nie zareaguje, wtedy już ten kartel z nami zostanie i drożej będzie już na stałe, a nie jednorazowo.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA