Polacy w końcu ulegli panice. Sklepy spożywcze przeżywają oblężenie po zamknięciu szkół
Kolejki na niemal całą długość alejek sklepowych, puste półki, a nawet tajemnicze sygnały od kasjerów, że mają „blokadę na zamawianie niektórych towarów”. Na takie sceny w Biedronce, Kauflandzie, Lidlu i Makro natrafili dzisiaj blogerzy Spider's Web i nasi znajomi.

W kilku innych było jednak spokojnie. Wygląda na to, że dzisiejsza decyzja rządu o zamknięciu szkół i ogłoszeniu przez ministra zdrowia „dwóch tygodni kwarantanny dla społeczeństwa” była iskrą, która wznieciła płomień paniki wśród dużej części Polaków.
„Przez 14 dni uczniowie nie będą chodzili na uczelnie ani do szkoły. To nie jest czas ferii ani nie jest to czas wolny. Ten błąd popełniono we Włoszech” – powiedział podczas konferencji prasowej w środę minister zdrowia Łukasz Szumowski.

To czas kwarantanny dla społeczeństwa
– dodał dobitnie minister.
Polacy, którzy dotąd bardzo spokojnie – na tle wielu innych europejskich społeczeństw – reagowali na doniesienia o rozwoju epidemii koronawirusa, rzucili się na zakupy.

Z relacji blogerów Spider's Web, którzy koło południa byli na zakupach w popularnych marketach – Biedronce, Lidlu czy Kauflandzie – wyłania się obraz prawdziwej paniki i nerwowego gromadzenia zapasów.
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja w hali Makro w Krakowie, gdzie zabrakło wózków, a kolejki do kas wydają się nie mieć końca (zdjęcie główne).

W tych sklepach, w których wybuchła panika, półki szybko opustoszały, a wśród kupujących pojawiła się duża nerwowość.
„U mnie w Lidlu nie ma mleka, prawie wszystkie jogurty i sery wykupione, duże pustki w makaronach i kaszach. Jest też mało warzyw i mięsa” – pisze Marcin na redakcyjnym Slacku. „Ale nie jest tak, że są całkowite pustki – zrobiłem duże zapasy, choć nie udało mi się kupić wszystkiego, co planowałem” – zaznacza.
Problemy są też z zakupami spożywczymi online, na przykład na Frisco.pl, a w sklepie online Tesco terminy dostaw są bardzo wydłużone.
Na szczęście nie wszędzie zapanowała taka panika zakupowa. O tym, że nic nadzwyczajnego się nie dzieje, donoszą nasi „informatorzy” z Warszawy i Śląska. Żadnych oznak paniki nie ma na razie też w jednej z krakowskich Biedronek.
„Mój Lidl w Katowicach wciąż dobrze wyposażony, poza jednym: ryżem. Wyparował cały. Ale makarony, kasze, konserwy, puszki – wszystkiego wciąż pod dostatkiem” – pisze Szymon na redakcyjnym Slacku.

Widać, że panika już wybuchła, ale jeszcze nie udzieliła się wszystkim Polakom. Będziemy przyglądać się rozwojowi sytuacji.
Nastroje próbuje tonować premier Mateusz Morawiecki, który stwierdził, że „nie ma powodu, by robić nadmierne zakupy” i zaapelował o „rozwagę” oraz o „bardzo godne podejście do tego problemu”.

Nie ma żadnego powodu do dokonywania nadmiernych zakupów, do wykupowania artykułów. Jesteśmy bardzo dobrze zabezpieczeni
- powiedział szef rządu.
Wszystkie zdjęcia w tym tekście zostały zrobione w środę wczesnym popołudniem.