REKLAMA

Polska zablokowała europejską neutralność klimatyczną. Premier najpierw chce wiedzieć, ile dostaniemy na to pieniędzy

Brak doprecyzowania, jak ma wyglądać droga do neutralności klimatycznej, to główny powód zablokowania tej idei przez rządy Polski, Węgier, Czech i Estonii. Nie obejdzie się bez konsekwencji.

ministerstwo ds. klimatu w rządzie
REKLAMA

Skonstruowanie drogowskazu do ogłoszonej już neutralności klimatycznej w 2050 r. było obok obsadzenia stanowisk komisarzy najważniejszym punktem obecnego szczytu europejskiego. Już wiadomo, że nie uda się tego osiągnąć.

REKLAMA

Czytaj też:

Unia Europejska chciała określić konkretne ramy, które pozwoliłyby osiągnąć w 2050 r. neutralność klimatyczną. Ów termin nabrał mocy pod koniec ubiegłego roku, kiedy stało się jasne, że UE chce szybciej wdrażać w życie postanowienia Porozumień Paryskich. Zwłaszcza po tym, jak wycofał się z nich prezydent USA Donald Trump. 

Węglowa Polska na starcie ma straty.

Już wtedy było jasne, że taka strategia uderzy w gospodarki w sporej mierze uzależnione od węgla. Ta nad Wisłą oparta jest na czarnym złocie w ok. 77 proc. Tempo zmian zaś nie ma być jakoś szczególnie szybkie. Jak wynika z opublikowanego przez Ministerstwo Energii Krajowego Planu na Rzecz Energii i Klimatu w 2030 r. nasza gospodarka ma być oparta na węglu jeszcze w 60 proc. W tym czasie udział OZE w zużyciu energii ma wynieść 21 proc.

Trudno było więc przypuszczać, że premier Morawiecki na unijnym szczycie neutralność klimatyczną w pełni poprze. I faktycznie: obok Czech, Węgier i Estonii Polska sprzeciwiła się konstruowania dokładnego planu dojścia do założonego celu w 2050 r.

Neutralność klimatyczna jeszcze przyjdzie po swoje

Polska delegacja od początku naciskała, żeby najpierw popracować nad niezbędnymi środkami finansowymi, które powinny być łożone na takie jak nasza gospodarka. By całą klimatyczną transformację wspomóc, premier Morawiecki argumentował, że wiele krajów UE produkuje nawet dwa razy więcej energii od Polski. Jedynie co w tej sprawie zmieniają, to przesuwania produkcji do bardziej opłacalnych pod tym względem państw Azji.

Taka postawa Polski może mieć swoje konsekwencje. W kuluarach mówi się, że europejską wspólnotę najbardziej nie zdziwiło takie, a nie inne stanowisko Mateusza Morawieckiego, a raczej jego brak woli do kompromisu. Na stole bowiem miały pojawiać się kolejne propozycje, ale wszystkie dla polskiego premiera miały być “zbyt ogólne”. Już się mówi, że m.in. przez Polskę Unia nie będzie mogła przedstawić jednolitego stanowiska klimatycznego na najbliższym szczycie oenzetowskim, planowanym na wrzesień. 

Taka postawa Polski może mieć też swoje odzwierciedlenie w decyzjach politycznych. Strategia pod tym względem na rodzime podwórko wydaje się oczywista: zwłaszcza na Górnym Śląsku po wakacjach będzie roić się od polityków PiS grzmiących wszem i wobec, że własną piersią bronią przed złą Brukselą dobrego polskiego górnictwa.

REKLAMA

Gra toczy się jednak też na międzynarodowym obszarze. I coraz głośniej mówi się, że klimatyczne veto Polski odbije się na procesie obsadzania stanowisk poszczególnych komisarzy. Np. za karę mielibyśmy nie objąć teki komisarza ds. energii.

Veto ze strony Polski, Czech, Węgier i Estonii nie oznacza, że UE żegna się z neutralnością klimatyczną, za którą jednak stoi zdecydowana liczba państw. Dlatego w 2021 r. tak czy siak Komisja Europejska przedstawi nową strategię klimatyczną, której szczegółowe rozwiązania mogą być kierowane pod obrady rady sektorowej. A tam liczy się zwykła większość głosów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA