REKLAMA

Rosyjska agresja wywraca rynek żywności do góry nogami. Będą rekordowe podwyżki cen i głód

Żywność jest zdecydowanie za droga? Lepiej nie panikować, a bardziej uzbroić się w cierpliwość. Bo za chwilę możemy być świadkami podwyżek, o jakich nie śnimy w najczarniejszych koszmarach. Dlaczego? Eksport żywności na dotychczasowym poziomie z Rosji i Ukrainy wszak raczej nie wchodzi w grę.

podwyzki-cen-glod
REKLAMA

Jak wynika z cyklicznego raportu „Indeks cen w sklepach detalicznych” autorstwa UCE RESEARCH i Hiper-Com Poland: w styczniu w Polsce drożało wszystko, ale najbardziej jednak produkty tłuszczowe (o 58,7 proc.). Rekordzistą w tej kategorii okazał się olej, który podrożał aż o 73,5 proc.

REKLAMA

Mięso z kolei zdrożało o 23,9 proc., nabiał o 23 proc. a warzywa i owoce - o 13,6 proc. W górę poszła także cena pieczywa (o 11,4 proc.). Eksperci wskazują, że na taką sytuację wpływ miały również takie a nie inne ceny energii. 

W styczniu wiele przedsiębiorstw otrzymało na przykład nowe faktury za gaz. Wpływ tego jest jednak mocno zróżnicowany 

- zauważa Grzegorz Rykaczewski, analityk sektora rolno-spożywczego w Santander Bank.

Ceny żywności: za chwilę będzie jeszcze drożej

Niestety, nie ma co liczyć na szybkie uspokojenie sytuacji na rynku żywności. Co więcej: wiele wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej i jeszcze drożej. Dlaczego? Bo rosyjska agresja na Ukrainie także tutaj zmienia zasady gry. Wszak i Rosja i Ukraina należą do jednych z największych eksporterów żywności. 

Konflikty są głównym czynnikiem powodującym głód i brak bezpieczeństwa żywnościowego na świecie. Obecnie 283 mln ludzi maszeruje w kierunku głodu, a 45 mln puka już do drzwi głodu. Świat nie może pozwolić sobie na to, by kolejny konflikt jeszcze bardziej zwiększył liczbę głodujących 

- nie ma wątpliwości David Beasley, dyrektor wykonawczy Światowego Programu Żywnościowego ONZ.

Tymczasem wojna w Ukrainie może spowodować ogromne kłopoty przede wszystkim z dostawami pszenicy, kukurydzy i oleju słonecznikowego. A jak wylicza Departament Handlu USA tylko Ukraina jest domem dla 25 proc. słynnych żyznych czarnych gleb na świecie.

Będzie dramat z pszenicą i jęczmieniem

Takie komplikacje na rynku żywności oznaczają tylko jedno: rychłe podwyżki cen. Przerwy w dostawach zboża z regionu Morza Czarnego spowodują wzrost cen i przyczynią się do wzrostu inflacji cen żywności w czasie, gdy jej przystępność cenowa jest przedmiotem troski na całym świecie, w następstwie szkód gospodarczych spowodowanych pandemią wirusa COVID-19 - przekonuje David Beasley. Tych reperkusji nie ominie też Europa. Przecież Ukraina i Rosja razem odpowiadają za przeszło 30 proc. światowego handlu pszenicą.

I nie chodzi tylko o pszenice. Podobnie ma być z jęczmieniem (Ukraina i Rosja odpowiadają za 32 proc. globalnego handlu), czy z nasionami i mączkami. Tym samym obok przemysłu zbiorowego ucierpi też ten mięsny (ukraińska kukurydza służy do karmienia zwierząt) i mleczarski.

Katastrofa na rynku nawozów

Bardzo źle będzie też z dostępem do nawozów. Rosja i Białoruś mają znaczący udział w światowym ekspercie nawozów potasowych (razem prawie 40 proc.). Sama Rosja jest także istotnym graczem (12 proc. rynku) jeżeli chodzi o nawozy azotowe. Taka sytuacja spowoduje kolejne podwyżki.

Jak wylicza Departament Analiz Ekonomicznych PKO: wszystkie rodzaje nawozu wyraźnie drożeją od początku 2021 r. W lutym 2022 r. mocznik - patrząc rok do roku - był o 122 proc. droższy a superfosfat potrójny - o ok. 52 proc.

Dzieje się tak dlatego, że nawet do 80 proc. kosztu produkcji nawozów azotowych stanowią koszty gazu ziemnego. Ten surowiec zaś w ostatnich miesiącach podrożał do historycznych poziomów. 

Sytuacji z pewnością nie uspokoi komunikat rosyjskiego Ministerstwa Przemysłu i Handlu z początku marca, w którym rząd w Moskwie sugeruje producentom ograniczenie eksportu nawozów. Wcześniej, w lutym, Rosja wprowadziła zakaz dla eksportu saletry amonowej. Obowiązuje na razie do kwietnia 2022 r., ale istnieje poważne ryzyko, że będzie przedłużony.

Tarcza od rządu będzie za mała?

W takiej sytuacji nie tylko ceny przyszłych produktów rolnych w sklepach i na targach mogą wprawić w osłupienie. O swoje kieszenie powinni też zdecydowanie lepiej zadbać polscy rolnicy, dla których te kłopoty na rynku żywności i rynku nawozów będą sporym problemem.

Bardzo możliwe, że skończy się na protestach i blokadach ulic. Bo raczej jest pewne, że przygotowana przez rząd tarcza antyputinowska zbyt wiele tutaj nie pomoże.

REKLAMA

Przypomnijmy: rząd ustalił, że każdy rolnik ma dostać dopłatę 500 zł do hektara użytków rolnych (do 50 ha), a w przypadku łąk i pastwisk pomoc państwa ma wynieść 250 zł (też do 50 ha). Jednocześnie premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że podejmie na unijnym forum temat ewentualnej pomocy publicznej dla rodzimych producentów nawozu.

Ostatecznej decyzji w tej sprawie jeszcze nie ma. Przy takich jednak perturbacjach na rynkach wywołanych wojną, taka pomoc może okazać się niewystarczająca i rząd koniec końców przed kolejnymi, drastycznymi podwyżkami cen żywności nie ucieknie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA