Budżety obywatelskie. Pomysł świetny, wykonanie gorsze, a przepisy do poprawy od zaraz
Koncepcja budżetu obywatelskiego sprawdza się, ale przepisy w tym zakresie są zbyt sztywne, przez co gminom często zdarza się łamanie obowiązujących reguł. Takie wnioski płyną z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli.
NIK stwierdził, że budżety obywatelskie umożliwiły skuteczną współpracę między władzami gmin a mieszkańcami. To właśnie dzięki budżetom obywatelskim powstały nowe drogi, tereny rekreacyjne i sportowe.
Powstały też nowe ścieżki i parkingi dla rowerów, poprawiono estetykę i atrakcyjność przestrzeni publicznej. W dwóch skontrolowanych przez NIK miastach zamontowano czujniki jakości powietrza.
Przy okazji wyszło na to, że potrzeby są zdecydowanie większe niż możliwości takich budżetów. W sumie do skontrolowanych pod tym kątem przez NIK urzędów wpłynęło 7120 wniosków o realizację projektów w ramach budżetów obywatelskich. Szacunkowe koszty tych zadań, to przeszło 1,2 mld zł. Tymczasem łączna wartość budżetów partycypacyjnych wyniosła około 161 mln zł, czuli raptem 13 proc. zgłoszonych potrzeb.
Gdańsk i Sopot na cenzurowanym
W większość skontrolowanych przez NIK miastach budżety obywatelskie miały oparcie w wewnętrznych regulaminach. Jednak w przypadku Gdańska, Piły, Pleszewa, Sopotu i Swarzędza mieszkańcy głosowali nad projektami, które nie spełniały podstawowych wymogów: nie były zadaniami własnymi gminy, zgłosiły je nieuprawnione podmioty albo ich koszty przekraczały określony limit.
Do tego nieraz urzędnikom brakowało konsekwencji. Na przykład w Swarzędzu w przypadku jednego z projektów dotyczącego budowy wybiegu dla psów uznano go za nieistotny dla społeczności lokalnej, jednak w innej części miasta uznano inaczej i taki projekt poddano pod głosowanie.
Jakie miasto, takie wymogi
Z raportu NIK wynika, że w przypadku budżetów obywatelskich miasta stosowały różne kryteria. Na przykład w Olkuszu konieczne było wypełnienie formularza zawierającego tytuł zadania, lokalizację, opis oraz uzasadnienie, szacunkowe koszty, a także autora propozycji zadania.
W Sopocie wiążące było złożenie wniosku telefonicznie. Tutaj też nie wprowadzono wymaganej liczby podpisów popierających danych pomysł inwestycyjny. Z kolei w Pleszewie taki wniosek musiał być poparty przez co najmniej stu mieszkańców.
Różnie też miasta podchodzą do podziału środków w ramach budżetu obywatelskiego. W 12 przypadkach miasta określiły te zasady, ale obszary, na które dzielono tam środki finansowe, nie pokrywały się z granicami jednostek pomocniczych (czyli na przykład dzielnic, osiedli czy sołectw).
Dziesięć przepytanych przez NIK miast nie określiło w tym zakresie żadnych zasad. Wprowadzone zaś w zeszłym roku ogólnopolskie przepisy zakładają podział środków wydatkowanych w ramach budżetu partycypacyjnego wyłącznie na pule obejmujące całość gminy i jej części.
Bezprawny limit wieku
Zarówno na wniosku w sprawie propozycji projektu obywatelskiego, na liście osób popierających wniosek, jak i na karcie do głosowania — wszędzie urzędnicy wymagali od mieszkańców podawania numeru PESEL. NIK wskazuje jednoznacznie, że jest to niezgodne z zapisami ustawy o samorządzie gminnym. Wyjątek stanowiła Piła, gdzie obowiązywał wymóg wpisania na karcie do głosowania sumy cyfr stanowiących numer PESEL.
Zgodnie z obowiązującymi w Polsce przepisami do konsultacji społecznych uprawnieni są wszyscy — bez wyjątków — mieszkańcy gmin. Tymczasem większość przeanalizowanych przez NIK gmin wprowadziło przy okazji budżetu partycypacyjnego wymóg wiekowy.
W 130 ze 187 miast, w których funkcjonował budżet partycypacyjny, aby wziąć udział w głosowaniu nad wyborem projektów obywatelskich, trzeba było mieć ukończone od 13 do 18 lat. Ograniczenia wiekowe nie obowiązywały tylko w 57 miastach.
Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?
Wedle obowiązujących przepisów konsultacje społeczne są dlatego społeczne, że biorą w nich udział mieszkańcy. Jednak w czterech miastach, spośród tych które na celownik wzięła NIK, do składania wniosków w ramach budżetu obywatelskiego uprawnione były takie podmioty jak: wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe i organizacje pozarządowe. Stało się tak w Bytowie, Koszalinie, Pleszewie i Sopocie.
Mimo że nie brakuje przykładów, kiedy samorządowcy przy okazji budżetów partycypacyjnych naruszają obowiązujące prawo, to tylko w odniesieniu do 4 z 30 uchwał (Rad Miast Piły, Aleksandrowa Łódzkiego, Piotrkowa Trybunalskiego i Gdańska) wojewodowie podjęli działania w celu uchylenia postanowień naruszających przepisy ustawy samorządowej. W przypadku pozostałych 26 uchwał wojewodowie uznawali, że nie doszło do istotnego naruszenia prawa i nie wszczynali postępowań nadzorczych.
Zbyt sztywne przepisy. Gminy wybierają drogę naokoło
Inspektorzy zwracają też uwagę, że bardzo sztywne są same przepisy dotyczące budżetów obywatelskich, co wielu może zniechęcać do tego typu inicjatyw. W większości przypadków samorządowcy prawne regulacje po prostu łamią lub obchodzą.
NIK postanowił więc złożyć wniosek do Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji o wprowadzenie pewnych zmian. Chodzi o następujące kwestie:
- doprecyzowanie, kto może brać udział w konsultacjach dotyczących budżetu obywatelskiego,
- zniesienie ograniczenia polegającego na tym, że środki wydatkowane w ramach budżetu obywatelskiego można dzielić wyłącznie na pule obejmujące całość gminy i jej części,
- rozważenie rezygnacji z wymaganej liczby podpisów mieszkańców popierających projekt (dzisiaj ta liczba nie może przekroczyć 0,1 proc. mieszkańców terenu objętego pulą budżetu obywatelskiego, w którym zgłaszany jest projekt).
W co trzecim z badanych miast nie ma partycypacji
W blisko 30 proc. miast ocenianych pod tym względem przez NIK (75 na 262) w ciągu ostatnich trzech lat nie było żadnego budżetu obywatelskiego. Najczęstszym argumentem jest brak odpowiednich środków finansowych (21 takich odpowiedzi) i istnienie w gminie innych mechanizmów partycypacji społecznej (22).
W innym przypadku powodem nieuruchamiania budżetu obywatelskiego miał być brak zainteresowania taką formą konsultacji ze strony samych mieszkańców (18), brak stosownych przepisów (14) oraz brak przekonania o korzyściach takiego rozwiązania.
Od uruchomienia pierwszego budżetu partycypacyjnego, w Sopocie, minęło już 8 lat. Od tego czasu taka forma, która z jednej strony dywersyfikuje gminne wydatki, a z drugiej próbuje uaktywnić samych mieszkańców, bije rekordy popularności w naszym kraju. J
Szczyt popularności budżetów partycypacyjnych, w których o części wydatków na konkretne projekty decydują mieszkańcy, mamy już za sobą. W latach 2014-2015 liczba głosujących tylko w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Wrocławiu, Poznaniu i Gdańsku przekraczała 600 tys. ludzi. Rok temu głosujących było aż o 30 proc. mniej.
Podobny trend obserwowany jest, jeżeli chodzi o frekwencję. Okazuje się, że z roku na rok maleje liczba głosujących w ramach budżetu obywatelskiego. Tutaj jednak główną przyczyną jest przenoszenie się całego procesu do internetu. Przez to w np. Warszawie w ubiegłorocznej wersji budżetu partycypacyjnego zagłosowało raptem 5,11 proc. uprawnionych. A w Krakowie jeszcze mniej - 4,52 proc.