Ilu Polaków straciło pracę przez koronawirusa? ZUS niechcący potwierdził słowa Rafała Trzaskowskiego
„Dzisiaj w Polsce prawie milion osób straciło pracę” – za te słowa Rafał Trzaskowski został pozwany o kłamstwo wyborcze przez sztab Andrzeja Dudy. Sąd oddalił pozew, uznając, że opozycyjny kandydat nie skłamał, a najwyżej był mało precyzyjny. Trzaskowski mógł jednak niedoszacować skali koronabezrobocia w Polsce. Niedźwiedzią przysługę sztabowi urzędującego prezydenta zrobił ZUS.

Szacujemy, że prawo do dodatku solidarnościowego może mieć około 500 tys. osób
Prof Uścińska podczas konferencji prasowej z udziałem minister rodziny Marleny Maląg w warszawskim oddziale ZUS-u oceniła, że na świadczenie w wysokości 1400 zł dla osób, które straciły pracę przez koronawirusa, pójdzie około 1,5 mld zł.
Przecież pół miliona to nie milion – zaraz powie ktoś. Zgadza się, ale kto powiedział, że to całkowita liczna osób, które straciły pracę w wyniku zamrożenia gospodarki i załamania działalności setek tysięcy firm? Liczba wykluczeń w procesie ubiegania się o świadczenie solidarnościowe jest tak długa, że to i tak dla mnie spore zaskoczenie, że uprawnionych może być aż pół miliona.
Po pierwsze świadczenie przysługuje tylko osobom, które z powodu epidemii koronawirusa straciły pracę lub ich umowa wygasła, ale tylko po 15 marca 2020 roku. Tak, to właśnie wtedy kryzys uderzył w polskie firmy z największą siłą, ale niektóre branże zaczęły dostawać łomot już pod koniec lutego, gdy nastąpił wybuch epidemii we Włoszech, krach na giełdach i załamanie ruchu turystycznego do Polski.
Na dodatek solidarnościowy nie mają szans także te osoby, które nie podlegały ubezpieczeniom społecznym z tytułu umowy o pracę przez łączny okres co najmniej 60 dni w 2020 roku. Byłeś ubezpieczony przez 59 dni lub mniej i straciłeś pracę po 15 marca – nie jesteś w półmilionowej armii koronabezrobotnych oszacowanej przez ZUS.
Wystarczy, że podlegasz ubezpieczeniom społecznym z innego tytułu niż umowa o pracę, a na dodatek solidarnościowy nie masz co liczyć. Powód do odmowy to ubezpieczenie społeczne rolników, a nawet – z pewnymi wyjątkami – ubezpieczenie zdrowotne!
A teraz najważniejsze – pół miliona osób, które wyliczył ZUS, nie obejmuje armii osób, które pracowały w inny sposób niż na umowie o pracę, ale już pracy nie mają. Chodzi o setki tysięcy osób pracujących na umowach cywilnoprawnych czy samozatrudnionych. W świetle przepisów to nie pracownicy, lecz zleceniobiorcy i przedsiębiorcy.
Eksperci rynku pracy wskazują, że w pierwszej kolejności pracę traciły właśnie osoby, które nie były zatrudnione na umowę o pracę. Ile może być takich osób? Wiele wskazuje na to, że jest ich znacznie więcej niż liczba osób uprawnionych do świadczenia solidarnościowego.
Czytaj też: Czym jest mobbing i co się do niego zalicza?
Bezrobocie rejestrowane w maju wyniosło 6 proc., czyli zaledwie 0,5 pkt proc. więcej niż w lutym, czyli jeszcze w czasie boomu gospodarczego. Wartość tego wskaźnika, opartego na liczbie osób zarejestrowanych w urzędach pracy, już w normalnych warunkach jest bardzo wątpliwa, a w okresie obecnego zamieszania w gospodarce to już niemal science fiction.
Dane dotyczące bezrobocia rejestrowanego obarczone są dużym ryzykiem błędu i nie odzwierciedlają szybkich zmian na rynku pracy. Na przykład osoby, które znajdują się na wypowiedzeniu, nie mogą się zarejestrować w pośredniaku przed zakończeniem tego okresu. System zupełnie „nie widzi” też osób, które nie były zatrudnione na umowę o pracę i nie przysługuje im zasiłek dla bezrobotnych.
Warto też zwrócić uwagę, że 5,5 proc, bezrobocia w lutym przełożyło się na blisko 920 tys. osób bezrobotnych. W maju przy wskaźniku 6 proc. daje to liczbę 1,11 mln osób bezrobocia. Różnica wynosi więc około 190 tys. osób. Do pułapu 500 tys. nowych bezrobotnych brakuje więc ponad 300 tys. osób. Skąd się wezmą, skoro resort pracy zakłada, że stopa bezrobocia utrzyma się na poziomie 6 proc?