Huczne prezentacje nowych elektrycznych samochodów, nowa strategia, a nawet gruntownie przeprojektowane logo nie wystarczyły, by dieselgate odeszła w niepamięć. Zarzut manipulacji akcjami w związku z tą aferą usłyszeli z ust niemieckich śledczych urzędujący prezes Volkswagen Group Herbert Diess, szef rady nadzorczej Hans Dieter Pötsch, a także były prezes Martin Winterkorn.
Na zdjęciu: Herbert Diess i Hans Dieter Pötsch (źródło: Volkswagen)
Niemiecka prokuratura zarzuca całej trójce, że jako czołowi menedżerowie spółki nie poinformowali wystarczająco wcześnie udziałowców o skandalu z manipulowaniem wynikami emisji spalin w USA.
Zarzuty dla dwóch najwyższych menedżerów Volkswagena to niespodziewany, potężny cios w niemieckiego giganta, tym bardziej że wymierzony przez rodzimą prokuraturę. O tym, czy zarzuty są wystarczająco mocne, by rozpocząć proces, zdecyduje teraz sąd w Brunszwiku.
Na razie Herbert Diess ustami swoich prawników zapowiada, że pomimo zarzutów pozostanie na stanowisku i udowodni w sądzie swoją niewinność.
Nie można jednak zbytnio przywiązywać się do tych deklaracji, bo identycznie zareagował były prezes Martin Winterkorn, gdy we wrześniu 2015 roku ujawniono skandal. Jeszcze w tym samym miesiącu podał się jednak do dymisji. W kwietniu bieżącego roku usłyszał w Niemczech zarzuty oszustwa, a podobne zarzuty rok wcześniej sformułowały amerykańskie władze.
Prawnicy Diessa przekonują, że ich klient dopiero w lipcu 2015 roku rozpoczął pracę w Volkswagenie i nie mógł przewidzieć, że sprawa silników diesla może mieć finansowe konsekwencje, które będą istotne dla rynku kapitałowego. Twierdzą, że zarzuty są "bezpodstawne".
W tym kontekście w nieco trudniejszej sytuacji jest szef rady nadzorczej Hans Dieter Pötsch, który w chwili wybuchu afery był dyrektorem finansowym całej spółki. Jego prawnicy przekonują z kolei, że "nie mógł przewidzieć, że manipulacje testami spalin były umyślne" oraz tego, że amerykańskie władze wymierzą spółce kary.
30 miliardów euro w plecy
Jak pisze branżowy serwis Automotive News, dotychczasowy łączny koszt kar i innych wydatków związanych ze skandalem kosztował już Volkswagena 30 miliardów euro.
To z pewnością jeszcze nie koniec kosztów w związku z aferą. Udziałowcy Volkswagena w pozwie zbiorowym domagają się od spółki 9 mld euro zadośćuczynienia za straty, jakie ponieśli w wyniku załamania wartości akcji spółko po ujawnieniu skandalu.
Jak wskazuje Automotive News, zarzuty manipulacji akcjami spółek są w Niemczech stawiane bardzo rzadko i prokuratorzy zwykle nie mają szczęścia w udowodnieniu winy oskarżonym.
Volkswagen nie jest oczywiście jedyną firmą, która instalowała w swoich samochodach oprogramowanie, które pozwalało sztucznie zaniżać wyniki emisji szkodliwych substancji podczas pomiarów spalin.
Także we wtorek poinformowano, że Daimler, właściciel marki Mercedes-Benz, dostał w Niemczech karę 870 mln euro za sprzedaż blisko 700 tysięcy samochodów, które nie spełniały norm dotyczących emisji tlenków azotu. Spółka stwierdziła, że kara nie będzie mieć większego wpływu na jej zysk za trzeci kwartał.