Ban na TikToka. Wielką wojnę Trumpa z Chinami zastąpiło strzelanie do apek na smartfony
Dwa lata temu Amerykanie chcieli walczyć z Chińczykami, podnosząc im cła na co popadnie, grożąc dalszym wzrostem taryf i oskarżając o manipulacje walutowe. Generalnie w grze były wielkie tematy, idee, makroekonomia i instrumenty polityki gospodarczej. Niewiele to dało.
Wojna handlowa USA z Chinami na niewiele się zdała. Deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych wcale nie spadł, za to koszty wojny handlowej zaczęły odczuwać amerykańskie firmy, zatrudniające miliony wyborców Donalda Trumpa. Chińskie firmy też poczuły się gorzej, ale one nie zatrudniają niczyich wyborców, bo w Chinach nie ma żadnych wyborów i na razie nic nie wskazuje, by miały się w najbliższym czasie odbyć. Za to w USA wybory będą już za dwa miesiące.
Administracja Trumpa zdołała wytłumaczyć swojemu szefowi już mniej więcej rok temu, że eskalując wojnę handlową z Chinami nie tylko robi krzywdę gospodarce amerykańskiej (co wcześniej tłumaczyli chyba wszyscy ekonomiści, ale Trump ich nie chciał słuchać), ale także samemu sobie strzela w kolano w kontekście politycznym, bo jego wyborcy mogą przez to stracić pracę, popaść we frustrację i się od niego odwrócić. W grudniu 2019 roku zawarto rozejm, a także puszczono oko do rynków finansowych, że być może w kolejnych miesiącach będzie nawet większe porozumienie handlowe z Chinami. Potem jednak przyszedł koronawirus, a Donald Trump walkę z nim przegrał jak chyba nikt inny na świecie.
Najpierw było polowanie na ZTE i Huaweia
Pojawiła się pilna potrzeba znalezienia jakiegoś łatwiejszego wroga, aby poprawić notowania prezydenta w sondażach, wrócono więc do nawalanki z Chińczykami. Nikogo to chyba nie zaskoczyło, bo po pierwsze już wcześniej można było zauważyć, że Trump to chyba po prostu lubi, a po drugie Chiny pacyfikacją Hongkongu same się prosiły o reakcję z Zachodu. Tym razem więc kroki ze strony USA przeciwko Chinom znacznie łatwiej było usprawiedliwić i wytłumaczyć. Mimo to sedno nowej odsłony gospodarczego konfliktu między Waszyngtonem a Pekinem może zaskakiwać. Upraszczając sprawę można dojść do wniosku, że wielką wojnę handlową zastąpiono prostym polowaniem na apki w smartfonach.
Najpierw Amerykanie stwierdzili, że chińskie firmy ZTE i Huawei stanowią zagrożenie dla amerykańskiego bezpieczeństwa narodowego, ponieważ ich sprzęt telekomunikacyjny może być wykorzystywany do szpiegowania. Obydwie są też zdaniem Trumpa ściśle powiązane z chińską armią i partią komunistyczną, w związku z tym zablokowano im dostęp do amerykańskich technologii, które są wykorzystywane przy tworzeniu podzespołów niezbędnych w procesie produkcyjnym Huaweia.
Teraz Trump poluje na TikToka
Ale jeszcze ciekawsze jest to, co dzieje się wokół firmy Bytedance i jej aplikacji TikTok. Ma około 800 mln userów na świecie, co oznacza, że jest bardziej popularna niż Snapchat, Twitter czy LinkedIn. W pierwszym kwartale tego roku pobrano ją na telefony 315 mln razy, co stanowi absolutny rekord świata. Z badań z 2019 roku wynikało, że 41 proc. użytkowników ma mniej niż 25 lat. Większość mieszka w Azji, ale popularność TikToka wśród amerykańskich nastolatków gwałtownie rośnie. W USA apkę ściągnięto ponad 175 mln razy.
6 sierpnia Donald Trump wydał tzw. executive order, w którym jest napisane wprost, że wzrost popularności aplikacji mobilnych należących do chińskich firm stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, gospodarki i polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych.
W związku z tym wszystkie amerykańskie firmy i obywatele mają zakaz robienia interesów z właścicielem TikToka. Zakaz wchodzi w życie 20 września. Dodatkowo Trump zasugerował, że może generalnie zakazać korzystania z TikToka na terenie Stanów Zjednoczonych i że byłoby dobrze, gdyby ByteDance po prostu sprzedał tę aplikację komuś innemu. Problemem bowiem nie jest to, że TikTok kolekcjonuje masę informacji na temat użytkowników aplikacji i ich zachowań w internecie (także poza aplikacją), ale to, że informacje te trafiają potem w chińskie ręce. Gdyby trafiały w jakieś inne, na przykład amerykańskie, problem by zniknął. Zaczęły więc pojawiać się informacje o kolejnych chętnych, którzy mogą odkupić aplikacje od Chińczyków, mógłby to zrobić Microsoft albo Oracle. Z drugiej strony władze w Pekinie ogłosiły, że to szantaż i kradzież.
Bytedance strategiczną firmą dla Chin
Donald Trump w oczach zwolenników ewidentnie walczy z wrogiem i broni bezpieczeństwa narodowego, jego notowania w sondażach powoli odbijają się w górę. Z drugiej strony taki sposób prowadzenia konfliktu z Chinami jest stosunkowo mało kosztowny. Większość gospodarki i konsumenci w USA go zupełnie nie czują. A nawet jeśli TikTok faktycznie miałby dostać w USA bana, to poszkodowanymi będą głównie młodzi użytkownicy, którzy w zdecydowanej większości nie należą do bazy wyborców Trumpa czy też Republikanów.
Naprawdę groźna dla całej światowej gospodarki wojna handlowa na linii Waszyngton-Pekin została zastąpiona potyczką o aplikacje mobilne (obok TikToka chodzi też o zdecydowanie mniej popularny w USA WeChat), która dla reszty świata jest w tej chwili bardziej ciekawostką niż zagrożeniem. I to jest plus obecnej sytuacji.
Parę dni temu władze w Pekinie ogłosiły, że wpisują Bytedance na listę firm strategicznych, czyli takich, które nie mogą zmieniać właściciela ani pozbywać się swoich kluczowych aktywów bez zgody chińskiego rządu. Specjaliście twierdzą, że Chiny nie chcą, aby w ręce nowego, zapewne amerykańskiego właściciela trafił najcenniejszy składnik firmy Bytedance, czyli zaawansowany i podobno znacznie lepszy niż w innych aplikacjach algorytm, który skuteczniej niż inne potrafi przewidywać zachowania i preferencje użytkownika, a dzięki temu jest znacznie bardziej użyteczny dla potencjalnych reklamodawców.
Ale na horyzoncie pojawił się też minus
Wychodzi na to, że Amerykanom zależy głównie na ochronie danych, a Chinom na algorytmach służących do przetwarzania tych danych. W efekcie mamy pat. TikTok za chwilę zapewne nie będzie mógł funkcjonować na terenie USA (bardzo ważnym z punktu widzenia reklamodawców, a więc i całego biznesu Bytedance) i nie będzie mógł sprzedać swojego biznesu. Na pierwsze nie pozwoli Waszyngton, na drugie nie pozwoli Pekin. Niewykluczone, że na końcu ze względu na dwie sprzeczne ze sobą interwencje spierających się rządów, apka służąca rozrywce userów i ciągnięcia zysków z reklam na jednym z kluczowych rynków, po prostu przestanie istnieć. To jest ten potencjalny minus. Bo to samo, co rządy USA i Chin zrobią z TikTokiem, każdy inny rząd będzie mógł zrobić z każdą inną aplikacją mobilną.
Chiny i inne kraje niedemokratyczne oczywiście już teraz blokują wiele aplikacji z wewnętrznych przyczyn politycznych, ale sytuacja z TikTokiem jest inna, bo trudno nie odnieść wrażenia, że gra ona rolę kozła ofiarnego. Co gorsze wygląda na to, że doskonale się ona do tego nadaje.
W oczach wielu polityków popularne aplikacje mobilne zyskały właśnie kolejną ważną, użyteczną „funkcjonalność”.
Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM.