UE ma nową metodą obliczania recyklingu. Polskie miasta zapłacą olbrzymie kary
Samorządowcy są spokojni i gwarantują, że zdążą dostosować się do unijnych wymogów dotyczących gospodarki odpadami. Tymczasem UE patrzy na recykling już nieco inaczej i proponuje nową metodą obliczeniową, wedle której polskie miasta mogą zapłacić astronomiczne kary.
Jeszcze w 2016 r. recykling w Polsce był na poziomie 28 proc. Teraz ma być znacznie lepiej: ok. 35–40 proc. Ale patrząc na unijne wymogi: to ciągle za mało. Bo wedle już rozpisanego drogowskazu: w 2020 r. państwa członkowskie mają mieć recykling na poziomie 50 proc., w 2025 r. – 55 proc., w 2030 r. – 60 proc., a w 2035 r. aż 65 procent odpadów powinno ulegać recyklingowi. Jeżeli dane państwo nie zmieści się w tym czasowym korytarzu, przyjdzie mu płacić dotkliwe kary.
Polskie miasta: zdążymy, nie ma co się martwić.
Dzisiaj samorządowcy są przekonani, że z wyrobieniem się z unijnymi normami nie będzie kłopotu. Osiągnięcie za rok recyklingu na poziomie 50 proc. jest ich zdaniem jak najbardziej możliwe. I takie zapewnienia dostaniemy od rozmówców m.in. w Katowicach, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu czy Warszawie.
Od samorządowców prędzej za to usłyszymy ponowne utyskiwania na władzę centralną, która ma przekazywać na ich barki coraz to nowe zadania - podobnie jak poprzednie rządy - przy okazji nie dając na to dodatkowych środków finansowych.
Ale jak zapytamy o stopień recyklingu, to zaraz dowiemy się, że nie ma żadnego kłopotu i nikt żadnej kary nie zapłaci. Gminny skarbnicy mają teraz wiele innych, znacznie twardszych orzechów do zgryzienia niż bezsensowne fantazjowanie o unijnych karach, których przecież i tak nie będzie.
Tyle, że Bruksela nieco inaczej liczy recykling.
Problem polega jednak na tym, na co zwraca uwagę Paweł Głuszyński z Towarzystwa na Rzecz Ziemi w serwisie portalsamorzadowy.pl, że w międzyczasie zmieniły się nieco zasady gry. Otóż w Polsce poziom recyklingu w poszczególnych miastach wyliczamy nieco inaczej niż w Brukseli. A to jednak tam, a nie w Warszawie byłyby naliczane po nowemu kary.
Od przyszłego roku ma obowiązywać całkiem nowy wzór do wyliczenia poziomu recyklingu: masa odpadów poddanych recyklingowi dzielona przez całkowitą masę wytworzonych odpadów razy 100 procent.
Przy takim wzorze polskie miasta pod kreską.
Paweł Głuszyński sugeruje, że taki sposób wyliczania poziomu recyklingu byłby tylko kolejnym powodem dla gminnych skarbników do rwania sobie włosów z głowy. Bo wtedy wychodzi na to, że polskie miasta czekają milionowe kary. Tak przynajmniej wskazują wyliczenia.
Tylko 16 miast to ponad 200 mln zł kar.
Na potrzeby swojego matematycznego doświadczenia reprezentant Towarzystwa na Rzecz Ziemi wziął na celownik 16 polskich miast. Wnioski do jakich doszedł nie napawają optymizmem. Bo łączna kara naliczona przykładowo tylko dla tych wybranych samorządów terytorialnych przekroczyła 210 mln zł.
Zdecydowanym liderem wśród owych 16 miast zajmuje Warszawa, która musiała by się liczyć w przyszłym roku z karą rzędu ponad 60 mln zł. Kiepskie nastroje mieliby też z pewnością np. w Krakowie, czy Wrocławiu (kara w wysokości ponad 20 mln zł). Dość powiedzieć, że tylko w jednym mieście - Gdańsku - należności wyliczone były w tysiącach a nie w milionach złotych:
• Białystok - kara za nieodpowiedni poziom recyklingu: 8 279 606 zł
• Bydgoszcz - 8 478 799 zł
• Gdańsk - 317 tys. zł
• Katowice - 9 465 332 zł
• Kielce - 4 444 957 zł
• Kraków - 20 861 169 zł
• Lublin - 9 564 958 zł
• Łódź - 15 364 657 zł
• Olsztyn - 4 561 158 zł
• Opole - 2 2550 126 zł
• Poznań - 19 701 715 zł
• Rzeszów - 6 713 057 zł
• Szczecin - 13 560 417 zł
• Warszawa - 60 959 244 zł
• Wrocław - 22 279 779 zł
• Zielona Góra - 4 417 803 zł
Większe obciążenie mieszkańca za brak segregacji.
Rząd już wcześniej dał samorządom terytorialnym do rąk odpowiedni instrument, dzięki któremu prezydenci, wójtowie i burmistrzowie mogą zwiększać swoje wpływy z gospodarki odpadami. O to, żeby obarczać większymi obciążeniami finansowymi tych, którzy śmieci segregować uparcie nie chcą - apelowali sami samorządowcy. I tak się stało: wedle nowych regulacji opłata za niesegregowanie śmieci może być podniesiona co najmniej dwukrotnie.
W wielu miejscach w naszym kraju natychmiast na tym skorzystano. Stawki za śmieci poszły w górę jak Polska długa i szeroka. Tak się stało m.in. w Kutno, Głogów, Częstochowa, Sieradz, Gliwice, Tarnów, Siemianowicach Śl., czy Świętochłowicach. A inni tylko czekają na swoją kolej.
Eksperci wątpią jednak, czy tylko podniesienie opłat bez przeprowadzania do skutku akcji informacyjnych przyniesie jakiś efekt. To znaczy: dodatkowe pieniądze z tego w budżecie danej gminy będą - nie ma co do tego wątpliwości. Pytaniem otwartym pozostaje jednak, jak wpłynie to na poziom recyklingu w polskich miastach i czy te tym sposobem unikną milionowych kar.