Zuckerberg zdradził swoje plany biznesowe na najbliższe 5 lat. Chce podzielić Facebooka na pół
Mark Zuckerberg ma świadomość, że wokół Facebooka robi się gorąco. Jego spółka może za chwilę dostać 3 mld dol. kary, a politycy patrzą na nią z rosnącym sceptycyzmem. Recepta? Trzeba podzielić Facebook na pół. Nawet jeżeli finansowo może się to nie opłacać.
Platforma opublikowała wyniki finansowe za pierwszy kwartał 2019 r. Choć w marcu dzienna liczba użytkowników była wyższa o 8 proc. niż rok wcześniej (teraz to 1,56 mld), to firma sprawia wrażenie jakby szykowała się na kryzys. Dowodem plany ujawnione przez Zuckerberga, który potwierdził, że zamierza podzielić Facebooka na dwie części – przestrzeń publiczną i prywatną – zaszyfrowaną. Ma to zająć jego firmie co najmniej 5 lat.
Co przez to powinniśmy rozumieć? To nie jest do końca jasne. Pojawiają się przypuszczenia, że nowa, szyfrowana usługa byłaby powiązana z zapowiadaną integracją Instagrama, Messengera i WhatsAppa. Zuckerberg zastrzegł jednak, że przed uruchomieniem produktu co najmniej rok poświęci na konsultacje z rządem i organami ścigania.
To ostatnie zresztą nie dziwi, biorąc pod uwagę, że już zarezerwował sobie w budżecie 3 mld dol. na grzywnę dla Federalnej Komisji Handlu, która w 2018 r. wszczęła postępowanie po aferze z Cambridge Analytica. Jeżeli FTC rzeczywiście zdecyduje się nałożyć taką karę (a mówi się, że może ona sięgnąć nawet 5 mld dol.), będzie to najwyższa grzywna w historii komisji.
Miliarder przyznaje, że podział Facebooka może zagrozić jego modelowi biznesowemu.
Platforma miała w 2018 r. 56 mld dol. przychodów. Zdecydowana większość z nich pochodziła z reklam. Stworzenie prywatnej przestrzeni dla użytkowników spowoduje, że o powtórzenie podobnego wyniku będzie niezwykle ciężko. Podczas spotkania z inwestorami Zuckerberg przekonywał wprawdzie, żeby nie przeceniać negatywnego wpływu nowej usługi na finanse, bo Facebook nie wykorzystuje tego, co wypisujemy w Messengerze, do profilowania reklam, ale…serio? Czasy, w których ktoś mógłby łyknąć takie zapewnienia w ciemno już dawno minęły.
Z wypowiedzi założyciela Facebooka dla mediów przebija się jedno – Zuckerberg naprawdę ma zamiar poświęcić część zysków w zamian za poprawę wizerunku. Rządy coraz częściej patrzą się platformie na ręce, domagając się dbałości o prywatność użytkowników i przejrzystości w polityce wyświetlania reklam politycznych.
Politycy przekonali się już, jak potężnym narzędzie może się okazać profilowanie, szczególnie gdy jest wykorzystywane przez jedną z części politycznego sporu. W mniejszym albo większym stopniu wiedza o użytkownikach Facebook miała zostać wykorzystana przy wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych czy kampanii wokół brexitu. W obu wypadkach chodzi o decyzje o globalnym znaczeniu. I już wtedy było wiadomo, że nikt tego Zuckerbergowi płazem nie puści.